Od momentu, gdy do Ligi Siatkówki Kobiet awansowały zawodniczki ŁKS-u, derby Łodzi mogliśmy oglądać już pięciokrotnie. Cztery razy lepsze okazywały się siatkarki Grotu (w tym w finale Pucharu Polski, rozegranym kilka miesięcy temu). Raz lepsze były ich derbowe rywalki. Każdy z tych meczów kończył się szybko, po trzech rozegranych setach. Dziś było inaczej i o tym spotkaniu napisać możemy jedno: dajcie nam takich więcej!
Wypełniona po brzegi hala (w zeszłym sezonie to właśnie derby Łodzi zebrały największą publiczność w całej lidze), kibice dopingujący obie ekipy od początku do końca i jedne z najlepszych zawodniczek w kraju na parkiecie. ŁKS to przecież aktualny wicemistrz Polski, a Budowlane do brązowego medalu z ubiegłego sezonu dołożyły zwycięstwo w Pucharze. Obie ekipy grają w Lidze Mistrzyń, a Łódź jest dzięki temu – obok Stambułu – jednym z dwóch miast, które może pochwalić się taką obsadą w tych rozgrywkach.
Mało? W ekipie gospodyń znajdziecie pięć reprezentantek Polski z minionego roku, a do tego takie zawodniczki jak Femke Stoltenborg, dwukrotną srebrną medalistkę mistrzostw Europy z Holandią, czy Jovanę Brakocević, wicemistrzynię olimpijską i zwyciężczynię europejskiego czempionatu z koleżankami z kadry Serbii. Choć ta ostatnia wcale nie musiała w tym meczu wystąpić – miała problemy z mięśniem czworogłowym i poleciała się leczyć do Włoch. Opuściła mecz z liderkami (Budowlane niespodziewanie pokonały w nim Chemika Police), dziś już na parkiecie się pojawiła. Wśród gości może i brak tak wielkich nazwisk, ale Regiane Bidias czy Zuzanna Efimienko potrafią napsuć krwi rywalkom.
Te dwie to zresztą jedne z zaledwie pięciu zawodniczek, które w ŁKS-ie się ostały, biorąc pod uwagę skład z poprzedniego sezonu. Wśród Budowlanych z ekipy, jaka wystąpiła w finale Pucharu Polski zostało ich… jeszcze mniej. Dokładnie: trzy, a jedna z nich – Julia Twardowska – jest kontuzjowana. W tabeli obie drużyny miały przed tym spotkaniem dokładnie taki sam bilans: siedem zwycięstw i porażka. Wiecie co to znaczyło? Nie było faworyta.
Powtarzali to wszyscy: od trenerów, przez kibiców, po zawodniczki. „Ciężko określić, kto wyjdzie na parkiet w tej roli. To spotkanie ma dodatkowy smaczek i dużą rolę odegrają w nim emocje” mówiła Interii Gabriela Polańska z Budowlanych. Z kolei Michał Masek, trener ŁKS-u w rozmowie z serwisem niezalezna.pl powtarzał, że “derby między zespołami, które zmieniają się na tej hali, dają na pewno dodatkowy smak”. I dlatego czekaliśmy na to spotkanie, bo mieliśmy nadzieję, że zobaczymy pokaz siatkówki na najwyższym poziomie, okraszony derbową atmosferą.
Czy tak było? Zdecydowanie. Od samego początku dostaliśmy mecz, który imponował nagłymi zwrotami akcji. Pierwszy set toczył się pod dyktando Budowlanych… aż do końcówki, kiedy ŁKS wyrównał stan rywalizacji. I gdy wydawało się, że to ekipa gości wygra tę partię, gospodynie się pozbierały. Drugi set? Właściwie nawet krótka wizyta w toalecie mogłaby sprawić, że po powrocie dostalibyście wynik odwrócony o 180 stopni. Obie drużyny grały seriami, raz tracąc, raz zdobywając kilka punktów z rzędu. Nam to pasowało, na to przecież czekaliśmy. Tym bardziej, że mogliśmy przysłuchiwać się naprawdę fantastycznym kibicom. Problem z nimi mieliśmy jedynie w czwartym secie – gdy wyciągnęli flagi. Nieco zasłaniały nam ekran, ale poza tym – trzymajcie taki poziom.
Trzeci set to głównie znakomita postawa Agaty Babicz. Robiła tam wszystko. Świetna zagrywka? Tak. Blok? Również. Atak? Wszędzie, każdy kierunek obstrzelała najlepiej, jak tylko się dało, regularnie nękając w ten sposób ŁKS. Mimo tego… jej drużyna przegrała i tę partię. Skończyła ją Marta Wójcik, dla której była to iście sentymentalna podróż – dawno temu, wraz z koleżankami, wprowadzała Budowlane do najwyższej klasy rozgrywkowej. Dziś stanęła po drugiej stronie siatki i… dała zwycięstwo ŁKS-owi.
Bo to nie tylko końcówka trzeciego seta. W czwartym, jak się potem okazało: ostatnim, stanęła w polu zagrywki przy wyniku 16-16. I nie zeszła stamtąd aż do końca. Rywalki kompletnie nie radziły sobie z jej serwisem i to mimo tego, że w ich składzie znaleźć można Marię Stenzel – najlepszą przyjmującą ligi. Przynajmniej tak było przed tym spotkaniem. Wójcik na koniec dostała jeszcze – zdecydowanie zasłużoną – nagrodę najlepszej zawodniczki meczu. To już jej czwarta taka w tym sezonie. Zawsze, gdy ją dostawała, wchodziła z ławki. Siatkarska definicja jokera – to właśnie ona.
ŁKS tym samym zbliżył się w tabeli do Chemika Police i do mistrzyń Polski traci tylko dwa punkty. Budowlane zostają na czwartej pozycji, mają pięć punktów mniej niż ich derbowe rywalki. Ale jedno po dzisiejszym spotkaniu wiemy: chcemy, by te zespoły spotkały się w tym sezonie jeszcze kilkukrotnie. Bo takiej siatkówki zawsze nam mało.
Fot. Newspix