Krajobraz łódzkiej piłki sprzed paru lat: jeden GKS Bełchatów na szczeblu centralnym, w dodatku tylko w II lidze. Dramat. Ale łódzkie podnosi się z kolan: ŁKS walczy o Ekstraklasę, Widzew i GKS o I ligę, a do II ligi puka Sokół Aleksandrów Łódzki, który po jesieni ma siedem punktów przewagi nad wiceliderem III ligi.
Czwarta siła piłkarska ziemi łódzkiej ma bardzo stabilną sytuację finansową, uznanego na tym poziomie trenera Sławomira Majaka, a także wsparcie samorządu, który chce by Aleksandrów był kojarzony jako miasto sportu. Zapraszamy na rozmowę z prezesem Sokoła, Pawłem Koślą.
Źródło: 90minut
***
Pierwsze miejsce z dużą przewagą punktową. Zakładał pan tak hurraoptymistyczny scenariusz?
Po prostu spełniamy oczekiwania kibiców, naszych rządzących – burmistrza, skarbnika, wiceburmistrza – i przede wszystkim sponsorów. Nie ukrywam: takie były założenia. Ale mamy w ostatnich sezonach patent na wygrywanie jesieni, natomiast problem z wiosną.
Skąd się to pana zdaniem bierze?
Kiedyś myślałem, że może to być kwestią tego, że pewna grupa zawodników nie chce awansować. Chyba się myliłem. Wiosna rządzi się swoimi prawami. Jest nieprzewidywalna, bez względu na to jak dobrze drużyna się przygotuje. Zeszłą zimę spędziliśmy w Jarocinie, warunki były świetnie, a piłkarze zostali znakomicie przygotowani przez trenera Kupkę. A potem wiosną mecze nam się nie układały.
Teraz przewaga punktowa jest imponująca, a nie ma takich rywali jak Widzew.
Ale zauważmy, że trzy sezony temu mieliśmy po jesieni dziesięć punktów przewagi nad Polonią, a jednak to Polonia awansowała.
To wtedy pan podejrzewał swoich zawodników?
Patrzę z perspektywy całej ligi. Są takie zespoły, które liderują, wygrywają, a nagle przychodzi końcówka o robi się problem. Nie chcę doszukiwać się podtekstów, ostatnio awansowały drużyny, które jak najbardziej na to zasługiwały. Na pewno tym razem nie zaniedbamy żadnego aspektu, trener Majak też będzie miał możliwość przeprowadzenia ruchów kadrowych, by jeszcze wzmocnić zespół.
Co jest najważniejsze w III lidze?
Próba bycia klubem profesjonalnym. W większości trzecioligowcy to półamatorskie zespoły, przez co różnie jest z dyspozycją i możliwościami czasowymi zawodników. Trener Kupka, jak był u nas, przeprowadził ze mną rozmowę.
– Prezes, spójrz jakie kluby wchodzą wyżej. To są kluby profesjonalne. Nie ma trenowania tylko w godzinach popołudniowych.
Trener Kupka nakierował nas na temat, wytłumaczył wiele spraw. Gdyby nie fakt, że nie zrobił wyniku i poniósł odpowiedzialność w postaci utraty stanowiska, myślę, że to on by ten profesjonalizm wprowadzał w Sokole. Stało się jak się stało, mamy dziś trenera Sławomira Majaka, znakomitego fachowca, który zrobił bardzo dobry wynik.
Dziś wszyscy w kadrze Sokoła są profesjonalistami?
Wszyscy nie. Ale ta struktura to, mniej więcej, 80% do 20% na korzyść zawodowców. A ci, którzy mają status półamatorski, także są tak zorganizowani w pracy, by być do dyspozycji trenera w każdym momencie, w jakim będzie tego potrzebował.
Ile piłkarz może zarobić w Sokole?
O stawkach niezręcznie mi mówić. Powiem tak: skoro tylu piłkarzy zdecydowało się na pełnoetatową grę w Sokole, to krzywdy nie mają.
Jaka jest struktura ekonomiczna klubu?
Przychodząc do Sokoła zastałem klub, który w 90% był finansowany przez samorząd aleksandrowski. Poszliśmy w kierunku tworzenia siatki przyjaciół-sponsorów. Stworzyliśmy dużą grupę. Są osoby, które dają sto złotych, są takie jak nasz sponsor tytularny Konsport, firma Mieczysława Majewskiego, mega zaangażowanego w działanie klubu. Z panem Majewski nie jest tak, że wykłada pieniądze i nic go nie interesuje – gości naszych zawodników przed wyjazdami na obiadach, często gęsto dokonuje zakupu sprzętu jeśli jest potrzebny, bywa na zebraniach zarządu, a przede wszystkim przyjeżdża na każdy mecz, stara się też jeździć na wyjazdy. Wciągnął nawet w tą pasję swoją małżonkę i synów, którzy także chodzą na mecze. Kolejna duża firma, która jest z nami od pierwszego lipca, to Brat-Bud pana Krzysztofa Półbrata, który zaangażował się identycznie jak pan Majewski, z tym, że pan Majewski jest z nami od dwóch lat, a pan Krzysztof od pięciu miesięcy. Wkład finansowy jest na tyle znaczący, że jesteśmy w stanie pozwolić sobie na rzeczy, na które wcześniej nie było nas stać, przez co konsekwentnie zmierzamy w kierunku profesjonalizmu.
Na co dziś Sokół mógł sobie pozwolić, a co jeszcze niedawno nie byłoby możliwe?
Choćby sprowadzenie trenera Sławomira Majaka, który pokazał w swoim czasie, że ma patent na awans. Potrafi dotrzeć do zawodników i zorganizować życie drużyny. To raz, ale jestem też pod wielkim wrażeniem asystenta trenera Majaka – moim zdaniem Dawid Kroczek daleko zajdzie w środowisku trenerskim. Kolejna osoba ze sztabu, nasz były zawodnik, dziś trener bramkarzy, Arek Sima. Razem stanowią kolektyw, potrafią wyciągnąć z zawodników więcej.
Zasadnicza kwestia: jak udało się zbudować taką strukturę sponsorską? To marzenie każdego trzecioligowca. Dlaczego akurat w Sokole się udało?
Robiąc coś w życiu nigdy nie używam półśrodków. Jak się podejmuję pewnego zdania, to nigdy z myślą „jakoś to będzie”, tylko na maksa. Jeśli nasz burmistrz, Jacek Lipiński, przeznaczył pewną kwotę, to zrobiłem wszystko co mogłem, żeby dorównać kroku i wejść tak wysoko na drabinę, na którą burmistrz chciał, żebyśmy weszli. Nie boję się powiedzieć: pokazałem, że można. Kiedyś, jak już wspomniałem, finansowanie opierało się w 90% na budżecie samorządowym, dzisiaj doszło do momentu równowagi, gdzie połowę daje urząd, połowę sponsorzy.
A konkretnie, jak przekonał pan sponsorów?
Długie rozmowy. Chęć pokazania osobom, które mogłyby pomóc klubowi, że robi się to z pasji, a nie dla własnych korzyści. Podam przykład pana Mieczysława: urodził się i wychował w Aleksandrowie, z tego co wiem miał też coś wspólnego z Włodkiem Smolarkiem, na zajęciach razem grywali w piłkę. Uczestniczył aktywnie w tych piłkarskich czasach, gdy pan Włodzimierz grał w Aleksandrowie. Zdobywaliśmy jego zaufanie drobnymi kroczkami. Zaproszenie na mecz, później drobne wsparcie, aż przeszliśmy do większych konkretów. Kumulacją było ściągniecie na dyrektora sportowego Tomasza Łapińskiego, gdzie nie ukrywam, główne rozmowy prowadziłem wspólnie z panem Mieczysławem i on był inicjatorem pierwszego spotkania. Na pewno jego osoba miała duży wpływ na przekonanie Tomka.
Dziś już jednak z Tomaszem Łapińskim nie współpracujecie.
Taka była decyzja Tomka po tym, jak otrzymał propozycję Widzewa. Nie dziwię się, spędził tam kawał życia, chciał wrócić, posmakować, żadnych pretensji.
Dlaczego Aleksandrów to „miasto sportu”?
Praktycznie każde dziecko uprawia sport, czy są to sporty zespołowe, czy pływanie lub lekkoatletyka. Są mocne drużyny koszykarskie i siatkarskie, mocno stawiające na szkolenie młodzieży. W naszych strukturach młodzieżowych gra 350 dzieci od rocznika 2012 do 2000. Nasi lekkoatleci i pływacy osiągają dobre wyniki w mistrzostwach Polski. W Aleksandrowie dzieje się bardzo dużo. Samorząd bardzo mocno stawia na to, by dzieci coś robiły, ruszały się, uprawiały różne dyscypliny. Biorąc pod uwagę budżet, nie zdziwiłbym się, gdyby procentowo mało kto w Polsce przeznaczał tak duże pieniądze na aktywizację poprzez sport. Jaki czas temu na Dni Aleksandrowa został zaproszony Mateusz Borek, by skomentować mecz na stadionie. Powiedział później w luźnej rozmowie, że wcale nie dziwi się, że Aleksandrów jest nazywany miastem sportu.
Powiedział pan o szkoleniu piłkarzy. Jak wielu wychowanków przebija się do pierwszej drużyny?
Aktualnie jest problem z racji tego, że w rocznikach 97, 98, 99 była trochę posucha i na dziś mamy dwóch wychowanków w kadrze pierwszej drużyny. Robimy jednak wszystko, by to szkolenie wzmocnić. Posiadamy koordynatora do spraw szkolenia, jesteśmy w trakcie podjęcia decyzji, by wrócić do stanowiska dyrektora sportowego. Zastanawiamy się w jakiej formie miałaby wyglądać ta funkcja.
A co pana podkusiło do prezesowania?
Sam kiedyś grałem w piłkę, po skończeniu gry chciałem przy niej pozostać. Pochodzę z Rąbienia, więc wspólnie z kolegą postanowiliśmy budować lokalny klub, Victorię. Stworzyliśmy plac, graliśmy na różnych poziomach. Zauważyłem, że fajnie się w tym odnajduję, ale w pewnym momencie chciałem czegoś poważniejszego. Do rozmów zaprosił mnie poprzedni prezes Sokoła i zaczęliśmy współpracę. Gdy z przyczyn osobistych zrezygnował, pozostali członkowie zarządu wybrali mnie, bym podjął się tego wyzwania. Niektórych rzeczy uczę się do dziś.
Co jest najtrudniejsze w tym fachu?
Zwolnienie trenera, z którym dobrze się współpracuje, który jest profesjonalistą i fachowcem, ale przychodzi moment, gdy musi wziąć odpowiedzialność za to, co się wydarzyło. To najgorsze. Ale dobrych chwil jet znacznie więcej.
Myślałem, że powie pan o trudzie łączenia wszystkiego czasowo: ma pan też firmę i założoną rodzinę.
Przy dobrej organizacji człowiek jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Moja rodzina wspaniale podeszła do tego wszystkiego, bo nie ukrywam, żona i córka są kibickami, które nie opuszczają żadnego meczu. Gdy w weekend jedziemy w Polskę, jadą razem ze mną. Nie jest więc weekend, który zawalam pod względem rodzinnym, tylko rodzinę mam przy sobie. Dzięki temu jak mnie wspierają jestem w stanie do licznych poświęceń.
A w jakiej branży działa pana firma?
Budownictwo.
Czyli ciut łatwiej było namówić kolegów po fachu.
Nie ukrywam, sponsorzy Sokoła to ludzie, którzy byli na liście moich kontrahentów, nie są z przypadku.
Jak bardzo Aleksandrów żyje meczami klubu?
To akurat sprawa bolesna, bo na liderze III ligi, gdzie przyjeżdżają takie drużyny jak Legia II, Polonia, Legionovia, średnia frekwencja to 300, 400 osób. Próbujemy coś z tym zrobić, wychodzimy z propozycjami, ale nawet symboliczny bilet za 5 złotych nie odmienił frekwencję. Będziemy jednak walczyć dalej.
Z jakimi jeszcze problemami zmaga się sokół?
Na pewno chcielibyśmy mieć lepszą infrastrukturę. Na MOSiR-ze dysponujemy dwoma płytami o nawierzchni naturalnej, jedną sztuczną. Możemy trenować o różnych porach dnia. Problem w tym, że nie jesteśmy w stanie się pomieścić. Mamy boisko do użytkowania nieopodal Aleksandrowa, płyta pełnowymiarowa, ale jest problem z dojazdem młodzieży, bo nie dociera tam żaden środek komunikacji miejskiej. Więcej boisk to marzenie.