Nie trzeba pasjonować się naszą ekstraklasą, znać sytuację w tabeli, terminarz i wszystkie smaczki, by dostrzec po przebiegu dzisiejszego meczu, że piłkarze Lechii chcieli go wygrać jak najmniejszym nakładem sił. Gołym okiem widać, że priorytetem jest niedzielny mecz z Legią, a dzisiejsze spotkanie z Termaliką było smutnym obowiązkiem.
Smutnym obowiązkiem, który jednak spełniono, choć – mówiąc szczerze – w pierwszej połowie lepsze wrażenie sprawiali gracze Termaliki. Lechia nie pokazywała niczego ciekawego, grała wolno i schematycznie. Nieobeznanym w polskich realiach obserwatorom trudno byłoby wskazać, która drużyna walczy o mistrzostwo Polski, a która stała się w tym sezonie ligowym średniakiem pierwszej ligi. Średniakiem, który dobrych kilka kolejek spędził nawet w strefie spadkowej. Niecieczanie swoją przewagę udokumentowali golem autorstwa Piotra Wlazło, ale wcześniej piłka opuściła pole gry, przez co bramka nie została uznana. Później dobrą sytuację miał Gergel, ale interweniował Kuciak. Generalnie, Termalika naciskała, wyglądała lepiej, ale właśnie – niejednokrotnie w tym sezonie przekonywaliśmy się, jak wyrachowaną drużyną stała się Lechia.
Ekipa Piotra Stokowca nierzadko nie porywa, ale w ostatecznym rozrachunku sięga po swoje. Dzisiaj było podobnie, dzięki czemu wywalczono awans. Niby nic się nie układa, niby rywal naciska, ale koniec końców to Lechia strzela gola. Tym razem jego autorem Daniel Łukasik, który popisał się pięknym uderzeniem zza pola karnego.
Jakkolwiek spojrzeć, bramka wpłynęła na to, jak po zmianie stron wyglądała Termalika. Nie była już tak żywiołowa, z drugiej strony dobrą sytuację miał Arak, po chwili Wlazło wymyślił sobie, że – mając żółtą kartkę na koncie – dobrym pomysłem będzie symulka w polu karnym. Symulka żałosna, nieudana, po której sędzia wyrzucił go z boiska. Nie minęło kilka minut, a Makowski – bardzo ładne uderzenie! – podwyższył na 2:0.
Kwadrans przed końcem Termalika zdobyła bramkę kontaktową, później próbował jeszcze Kiełb, ale ostatecznie nie nawiązano do postawy z pierwszej połowy. Lechia długimi momentami nie wyglądała zbyt pewnie w ofensywie, fakt, ale z drugiej strony – z wyjątkiem gola – nie dopuściła Termaliki do naprawdę dobrej sytuacji, sama podwyższając prowadzenie w doliczonym czasie gry.
Wygrało wyrachowanie, mamy też wrażenie, że piłkarze lidera ekstraklasy zbytnio się przed niedzielnym meczem z Legią nie zmęczyli.
Termalika – Lechia 1:3 (0:1)
0:1 Łukasik 45′
0:2 Makowski 67′
1:2 Misak 75′
1:3 Wolski 90′
Fot. FotoPyk