Losowanie grup eliminacyjnych do mistrzostw Europy w 2020 roku zostało przyjęte w Polsce – najdelikatniej to ujmując – z daleko posuniętym optymizmem. Żadnej światowej super-potęgi w grupie, brak stałych bywalców na turniejach rangi mistrzowskiej. Jest za to zgraja przeciwników kojarzonych raczej z odwieczną przeciętnością, ewentualnie z dostarczaniem łatwych punktów faworytom. Za jakich biało-czerwoni mają prawo się w tej stawce poczuwać, choćby z racji na przynależność do pierwszego, elitarnego koszyka. Wyszarpanego heroicznie zwycięskim remisem w Portugalii. Ale należy zachować szczególną ostrożność. Nasi rywale udowadniali niejednokrotnie, że potrafią napsuć sporo krwi wyżej notowanym ekipom.
Rzuciliśmy okiem na wyniki z ostatnich kilkunastu miesięcy. I udało nam się wyłowić trochę powodów do niepokoju.
Austria 2:1 Niemcy (towarzysko, 2 czerwca 2018)
Austriakom udało się w 2018 roku dwukrotnie ograć Irlandczyków z Północy, do tego stuknęli choćby Szwedów, Słoweńców i Rosjan. Całkiem elegancki zestaw na rozkładzie, chociaż najgłośniej zrobiło się o Das Team, gdy udało się pokonać Niemców w poprzedzającym mundial sprawdzianie. Prestiżowe, efektowne zwycięstwo, o którym sporo się dyskutowało za naszą zachodnią granicą. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, jak Niemcom poszło później na mistrzostwach – z dzisiejszej perspektywy już wiemy, że tamta wpadka była po prostu zapowiedzią zbliżającej się klęski.
Co nie zmienia faktu, że reprezentacja Austrii ówczesnych mistrzów świata ograła. I to będąc drużyną zdecydowanie, momentami wręcz o klasę lepszą. Joachim Loew dał co prawda pograć paru rezerwowym, lecz postawa naszych kwalifikacyjnych rywali i tak imponowała. Wynik 2:1 był zdecydowanie najniższym wymiarem kary, kilka razy Manuel Neuer z wielkim trudem ratował zespół przed utratą kolejnych goli. Austriacy zagrali naprawdę kapitalną partię i można się było wręcz zastanawiać, jakim cudem zabraknie ich na mundialu.
Macedonia 2:3 Włochy (eliminacje do MŚ, 9 października 2016)
Włochy 1:1 Macedonia (eliminacje do MŚ, 6 października 2017)
Wiadomo, jak te eliminacje się dla Italii skończyły, nikomu tego nie trzeba przypominać. Olbrzymim kryzysem formy, który powalił Squadra Azzurra na kolana i pozbawił awansu na mundial. Ale – po pierwsze – reprezentacja Polski też nie jest w najwyższej dyspozycji i to od ładnych paru miesięcy, a po drugie – nawet Włosi pogrążeni w marazmie nie powinni mieć specjalnych kłopotów, żeby ogolić u siebie reprezentację Macedonii, przy całym dla niej szacunku. Tymczasem w pierwszym starciu podopieczni Giampiero Ventury zatriumfowali po golu w doliczonym czasie gry, a rewanż zakończył się sensacyjnym podziałem punktów.
Mało tego – starcie w Turynie było jak najbardziej wyrównanie, nie było mowy o żadnej deklasacji, która tylko cudem nie zakończyła się zwycięstwem dominujących gospodarzy. To nie ta bajka, nie ten scenariusz. Włosi mieli sporo dogodnych sytuacji przed przerwą, jedną z nich zamienili na gola, ale w drugiej połowie dali się porozstawiać po kątach, zostali zepchnięci do defensywy. Macedończycy sprawnie utrzymywali się przy piłce, konstruowali ciekawe kombinacje. Trafienie dla przyjezdnych było jak najbardziej zasłużone, można wręcz powiedzieć, że wisiało w powietrzu. Później faworyzowani Włosi nie wykreowali sobie już praktycznie nic i mogli zapomnieć o trzech punktach.
Słowenia 0:0 Anglia (eliminacje do MŚ, 11 października 2016)
Anglia 1:0 Słowenia (eliminacje do MŚ, 5 października 2017)
Słoweńcy przeżywają ostatnio dość przeciętny okres – wygrywają rzadko i niemal wyłącznie z kompletnymi ogórasami, mnóstwo meczów z ekipami w – przynajmniej teoretycznie – swoim zasięgu kończą porażkami w słabym stylu. Jednak na faworytów potrafią się spiąć, o czym boleśnie przekonali się Anglicy. Najpierw bezbramkowo remisując w Lublanie, a potem zwyciężając na Wembley dzięki bramce strzelonej dopiero w 94. minucie przez Harry’ego Kane’a. Ścieżka prowadząca do czwartego miejsca na świecie nie była dla ekipy Garetha Southgate’a usłana różami, ale potyczki ze Słoweńcami to była wręcz droga krzyżowa.
Z obu meczów Synowie Albionu wychodzili z poobijanym czołem, wyglądając niczym Tyson Fury po walce z Deontayem Wilderem. Bynajmniej nie dlatego, że Słoweńcy słali w ich kierunku specjalnie potężne ciosy, powodem było regularne bicie głową w mur. Jan Oblak między słupkami, doskonała organizacja gry, (niemal) perfekcyjnie zaparkowany autobus – tę obronę naprawdę trudno jest faworytowi rozmontować. Nieprzyjemny rywal, bardzo trudny do skontratakowania.
Izrael 2:1 Szkocja (Liga Narodów C, 11 października 2018)
Szwajcaria 1:0 Łotwa (eliminacje do MŚ, 25 marca 2017)
Izrael i Łotwa to akurat dwie ekipy, które w ostatnim czasie niespecjalnie sobie radzą w starciach z mocarzami, o ile w ten sposób możemy nazwać drużyny losowane z pierwszego czy też drugiego koszyka. Jeśli chodzi o tę pierwszą drużynę, to całkiem solidnie zaprezentowała się w Lidze Narodów, ogrywając Szkotów, do których jak ulał pasuje wyświechtany przydomek „zawsze groźni”. Łotysze natomiast najlepiej pokazali się w eliminacjach do mistrzostw świata przeciwko Szwajcarom, ale i tamten mecz zakończył się dla nich w pełni zasłużoną porażką.
*
Krótko mówiąc – losowanie trafiło nam się fartowne, ale rywale również sroce spod ogona nie wypadli. I pewnie świętują w tej chwili trafienie Polski z pierwszego kosza. Reprezentacja Jerzego Brzęczka przystąpi oczywiście w roli faworyta, niekiedy murowanego, właściwie do każdego spotkania. Zmuszona naciskać na rywali cofniętych, mądrze ustawionych, czyhających na swoją szansę. I to niekoniecznie musi wyjść biało-czerwony na zdrowie, bo Macedończycy, Słoweńcy czy Austriacy potrafią się w takich okolicznościach przyrody naprawdę doskonale odnaleźć.