Reklama

Stokowiec to trener sprawiedliwy. Forma na treningach naprawdę się liczy

redakcja

Autor:redakcja

25 listopada 2018, 08:28 • 11 min czytania 0 komentarzy

Lechia Gdańsk na półmetku fazy zasadniczej Ekstraklasy niespodziewanie jest liderem. Dość niespodziewanie też swoją konkretną cegiełkę dołożył do tego Jakub Arak. Mogło się wydawać, że napastnik, który jesienią ubiegłego roku po transferze z Ruchu Chorzów siedział wyłącznie na trybunach, jest skazany na niepowodzenie w rywalizacji z Flavio Paixao czy Arturem Sobiechem. Tymczasem Arak gra sporo, w dziesięciu występach strzelił jednego gola i zaliczył trzy asysty, a zapewnia, że może być dużo lepiej. W rozmowie z Weszło opowiada o przyczynach tak dobrej formy Lechii, warsztacie Piotra Stokowca, odbudowie w Mielcu i kilku innych sprawach. 

Stokowiec to trener sprawiedliwy. Forma na treningach naprawdę się liczy

W tym sezonie Lechia znajduje się chyba pod trochę mniejszą presją wyniku niż wcześniej i akurat teraz kończy półmetek fazy zasadniczej jako zasłużony lider.

Myślę, że stonowano z oczekiwaniami po poprzednim sezonie, gdy Lechia miała walczyć o czołowe lokaty, a otarła się o spadek. Teraz ciśnienie jest mniejsze, za to większa pokora i nastawienie na pracę. Tak ukierunkowani przygotowywaliśmy się do tego sezonu i jak widać, to się na tę chwilę opłacało. Jesteśmy w czołówce i gramy skutecznie.

Obecna sytuacja w tabeli jakoś zweryfikowała wasze cele?

Powiedzieliśmy sobie przed sezonem ten wyświechtany frazes, który pewnie wszyscy powtarzają: skupiamy się na najbliższym meczu. Ale taka jest prawda, tak to wygląda w praktyce. Koncentrujemy się na robocie. W okresie przygotowawczym bardzo ciężko trenowaliśmy, w sezonie też są okresy, gdy trenerzy dokręcają nam śrubę. Przed każdym meczem mamy być maksymalnie przygotowani i skoncentrowani.

Reklama

Czyli europejskie puchary mogą być, nie muszą? Był już czas, gdy tutaj sprawa była jednoznaczna.

Dziś jedynym celem jest zagranie jak najlepiej z Jagiellonią. Myślami nawet nie zahaczamy jeszcze o mecz ze Śląskiem, który będzie pięć dni później.

Mówisz o dokręcaniu śruby również w trakcie rundy. Listopadowa przerwa na kadrę była takim czasem?

Nie potrzebujemy do tego przerw reprezentacyjnych. Nawet w tygodniu poprzedzającym dany mecz zdarzały się ciężkie jednostki treningowe. Wszystko jednak jest robione z głową, w lidze czujemy się nieźle jeśli chodzi o bieganie. Oczywiście teraz podczas przerwy też swoją pracę wykonaliśmy. Na efekty liczymy już w niedzielę.

Trudno nie łączyć ostatnich wyników z osobą Piotra Stokowca. Czym wyróżnia się na tle innych trenerów? Nie macie dziś takiej kadry, żeby uznać obecność na pierwszym miejscu za oczywistość.

Wydaje mi się, że jedną z najważniejszych cech w jego pracy jest sprawiedliwość. Naprawdę nikogo nie faworyzuje. Zauważa dyspozycję na treningach i ma to przełożenie przy ustalaniu składu na mecze. To sprawia, że każdy ma motywację do zasuwania dzień po dniu, bo wie, że nie będzie to sztuka dla sztuki. Do tego trener otoczył się mądrymi ludźmi w sztabie. Jeżeli ktoś jest bardziej kompetentny w jakiejś dziedzinie, nie unosi się honorem, tylko część obowiązków przekazuje tej osobie.

Reklama

Na przykład przygotowanie fizyczne?

Przygotowanie fizyczne, różne analizy. W sztabie są bardzo dobrzy analitycy, którzy przygotowują wiele cennych materiałów dotyczących gry naszej i przeciwników. Jest tu prawdziwa współpraca, asystenci nie są tylko od rozkładania pachołków. Mogą przekazać swoje uwagi i trener na pewno ich wysłucha.

Spotkałeś sztaby szkoleniowe, w których podział ról wyglądał bardziej stereotypowo?

Są tacy trenerzy. Nie mówię nawet ze swojego doświadczenia, ale wiadomo, że słyszy się różne opowieści od kolegów z innych zespołów. W Ekstraklasie sztaby przeważnie są szersze, można sobie pozwolić na specjalizację. W niższych ligach często jest główny trener, asystent i koniec. Ta dwójka musi wszystko ogarniać.

Mówiłeś, że Piotr Stokowiec jest trenerem sprawiedliwym. Na twoim przykładzie bardzo mocno to widać. Wydawało się, że rywalizując z Flavio Paixao i Arturem Sobiechem jesteś skazany na rolę trzeciego napastnika, a nieraz to ty grasz od początku. 

Być może ktoś z zewnątrz tak to oceniał. Ja zawsze mocno w siebie wierzyłem i ciężko pracowałem. Zależało mi, żeby zostać w Lechii po powrocie ze Stali Mielec. I jak widać, warto było być cierpliwym. Swoje minuty dostaję. Mam nadzieję, że będę jeszcze bardziej przydatny dla drużyny.

Masz poczucie, że wyciskasz ile się da? 372 minuty rozłożone na 10 meczów, gol, trzy asysty. 

Każdy ofensywny zawodnik zawsze chce więcej, chce jeszcze lepszych liczb i lepszej gry. Podobnie jest u mnie. Mogę grać lepiej i mieć więcej konkretów z przodu. Ale nie grzeję się, sumiennie pracuję i wierzę, że czas na to wkrótce nadejdzie. Koniec końców najważniejsze, żeby zespół wygrywał.

Nie można jednak zapomnieć o meczu z Pogonią Szczecin w 6. kolejce. Dostałeś u nas notę 1, znalazłeś się w badziewiakach.

Wszystko przez tę zmarnowaną sytuację. Łukasz Załuska „wypluł” piłkę po strzale Flavio, dobijałem, ale nie nakryłem dobrze piłki i nie wpadło. Trener ściągnął mnie w przerwie, aczkolwiek jak później analizowałem ten mecz, to uważam, że poza tamtym momentem grałem nieźle. Ale wiadomo – kibice zawsze zapamiętują najbardziej jaskrawe sytuacje. Nie mam z tym problemu. Było, minęło, trudno.

A jakie odczucia miałeś po ostatnim występie z Cracovią? Też zszedłeś od razu po przerwie.

Szału nie było, skoro zostałem w szatni, ale trener tłumaczył mi później, że bardziej chodziło o względy taktyczne. Cracovia miała przewagę w środku pola i wpuścił za mnie Rafała Wolskiego, żebyśmy opanowali tamtą strefę. Ogólnie mogę uznać ten mecz za w miarę solidny. Może nie jestem obiektywny, jednak będę się upierał, że zostałem sfaulowany na rzut karny, mimo że Pan Sławek w Lidze+ Extra ocenił zdarzenie inaczej. Wygrałem walkę o pozycję, chciałem zatrzymać się w polu karnym, a rozpędzony Datković we mnie wpadł. Gdyby sędzia to odgwizdał i po tym karnym byśmy prowadzili, pewnie ocena mojej gry byłaby inna i miałbym szansę pograć dłużej.

Patrząc nawet na podstawowe liczby Lechii, widać balans między ofensywą a defensywą. Razem z Koroną Kielce straciliście najmniej goli w lidze, więcej bramek za to mają jedynie Jagiellonia i Wisła Kraków. 

My też widzimy, w którą stronę zmierza futbol. Czy na mundialu, czy w europejskich pucharach, nie zawsze wygrywają drużyny, które grają najlepszą, najbardziej atrakcyjną piłkę. Niemcy czy Hiszpanie chcieli dominować na ostatnich MŚ, lubią być przy piłce, a szybko z Rosji wyjechali. Mocą Francuzów, którzy sięgnęli po tytuł, była przede wszystkim dobra organizacja gry i podporządkowanie wszystkich jednostek zespołowi. Chcemy się na tym wzorować. U nas też każdy ma wiedzieć, jakie są jego zadania i co ma robić na boisku. Po pierwsze – mądrze się bronić. A przy naszej sile ofensywnej w każdym meczu jesteśmy w stanie strzelić przynajmniej jednego gola więcej niż przeciwnik.

Czyli twoim zdaniem w piłce motywem przewodnim zaczyna być motto Stanisława Czerczesowa, że „w futbolu najważniejsza jest tabela rozgrywek”?

Może nie aż tak, ale uważam, że jeśli zespół jest dobrze zorganizowany i cała jedenastka wie, co i kiedy ma zrobić, szanse na sukces rosną. Bronić można się różnorodnie, w zależności od sytuacji – niekoniecznie tylko wysokim lub niskim pressingiem. Wtedy naprawdę trudno strzelić gola takiej drużynie. Wzorem gry defensywnej jest Atletico Diego Simeone, które bardzo często gra na zero z tyłu, nie dopuszcza rywala do sytuacji i wystarczy mu jeden gol do zwycięstwa.

Fot. Wojciech Figurski/400mm.pl

Tak szczerze, z jakim nastawieniem wracałeś z Mielca do Gdańska? Wiedziałeś, że będzie druga szansa, czy na nic nie liczyłeś?

Wracałem z optymistycznym nastawieniem, serio. Miałem udaną rundę w Stali, czułem, że forma poszła do góry. Liczyłem, że stanę się ważną częścią zespołu, chociaż w okresie przygotowawczym w pewnym momencie przyszło zmęczenie treningami i wtedy nie prezentowałem pełni swoich możliwości. Potem, gdy Piotr Stokowiec nie wziął mnie do kadry w 1. kolejce na Jagiellonię, pojawiły się myśli, że pewnie znów trzeba będzie czegoś szukać na wypożyczenie. Trener jednak mnie uspokoił, powiedział, żebym był cierpliwy, a jeśli będę miał gdzieś odchodzić, to on na pewno wcześniej mi o tym powie. A na razie, żebym nigdzie się nie szykował. Warto było poczekać. W następnych dwóch meczach znalazłem się już na ławce, zaś w 4. kolejce wskoczyłem do wyjściowego składu – co ogólnie było moim debiutem w Lechii – i od razu strzeliłem gola Miedzi.

No właśnie, to spotkanie chyba bardzo ci pomogło. Na starcie potwierdziłeś przydatność, a akurat dwa dni wcześniej zakontraktowano Artura Sobiecha, który przyszedł do Gdańska w wiadomym celu. 

Jasne, ten mecz dodał mi trochę pewności siebie. Dla napastnika bramki w debiucie są bardzo ważne. Myślę, że od tamtego występu zyskałem więcej zaufania trenera i kibiców. Kolejnych goli jeszcze nie dałem, ale przynajmniej dogrywałem Flavio przy trzech jego trafieniach, z czego dwóch kluczowych, bo dających zwycięstwa nad Arką i Lechem.

Wychodzi, że wypożyczenie na wiosnę do Mielca okazało się strzałem w dziesiątkę. 15 meczów, 7 goli, grałeś prawie od dechy do dechy. 

Zdecydowanie. Przed przyjściem do Lechii w każdym klubie grałem regularnie, albo przynajmniej zawsze wchodziłem z ławki. Wydawało mi się, że te wszystkie opinie o potrzebie rytmu meczowego są trochę naciągane i przereklamowane. Ale po tym pół roku na trybunach w Gdańsku, gdy przyszedłem do Stali i zacząłem grać tydzień w tydzień w pierwszym składzie, musiałem zmienić zdanie. Przepracowanie z drużyną całego okresu przygotowawczego i występowanie od początku w każdym meczu jest naprawdę bardzo istotne. Piłkarsko idziesz do góry, rośnie pewność, niektóre rzeczy robisz już automatycznie. Cieszę się, że mogłem spędzić w Stali tych kilka miesięcy.

W Stali też trafiłeś na dobrego fachowca. Zbigniew Smółka nie przez przypadek pracuje dziś w Ekstraklasie.

To na pewno jeden z najzdolniejszych polskich trenerów, wiele mu zawdzięczam. Dużo się od niego nauczyłem, trochę zmienił moje spojrzenie na piłkę. Sądziłem, że wiem już o niej naprawdę sporo, a on pokazał mi ją z innej strony, nauczył trochę inaczej poruszać się po boisku. To nie przypadek, że potrafi wypromować tak wielu ofensywnych zawodników na podstawie ich liczb. Jak spojrzałem na statystyki Michała Janoty przed Stalą i porównałem z tym, co zrobił tam, widziałem znaczącą różnicę na plus. Michał w Gdyni u trenera Smółki jeszcze bardziej poszedł za ciosem. Dejan Djermanović przez pół roku w Miedzi ani razu nie trafił do siatki, a w Mielcu zdobył siedem bramek w lidze i jedną w pucharze. Spójrzmy, jak teraz w Arce odżył Maciej Jankowski.

Nawet Adam Deja zbiera ostatnio dobre recenzje, a wcześniej nigdzie się nie sprawdził w Ekstraklasie.

Od każdego zawsze słyszałem, że to bardzo dobry zawodnik. W każdym klubie, gdzie grał i rozmawiałem z jakimś kolegą, to słyszałem te same pochlebne opinie. Chyba musiał dostać porządną szansę i spotkać trenera, który w pełni mu zaufa.

Idźmy dalej, przykład Bartka Nowaka, z którym byłem w Ruchu Chorzów. W tamtym sezonie w ostatniej drużynie I ligi miał dwa gole po rundzie jesiennej, był rezerwowym, a wrócił do Stali, trener Smółka na niego postawił i wiosną w zespole walczącym o wyższe cele grał pierwsze skrzypce, strzelił sześć goli i dołożył kilka asyst.

To jak konkretnie Zbigniew Smółka zmienił twoje spojrzenie na futbol?

Jak mówiłem, nauczył mnie inaczej poruszać się po boisku. W ataku pozycyjnym musiałem biegać w trochę innych sektorach niż dotychczas, miałem też inne zadania w grze obronnej. Szczegółów nie zdradzę, nie do końca byłoby to etyczne. Jeśli trener będzie chciał, sam wam o tym powie.

Coś z tamtych lekcji przydaje się w Lechii?

Czasami tak, ale jednak tutaj gramy systemem, który mocno się różni. W Mielcu zazwyczaj graliśmy na dwóch defensywnych pomocników, jedną „dziesiątkę” i skrzydłowymi często schodzącymi do środka. W Lechii mamy w środku pola jedną „szóstkę” i dwie „ósemki”, a skrzydłowi ustawiani są trochę szerzej. Zupełnie inny sposób grania, mimo że też jest czwórka w obronie i jeden napastnik.

Będąc w Stali Mielec miałeś poczucie, że to klub gotowy już na Ekstraklasę? 

Jak najbardziej tak. Mam nadzieję, że w tym sezonie Stali uda się awansować. Finansowo, organizacyjnie, infrastrukturalnie i przede wszystkim piłkarsko to klub gotowy do zawitania na salony.

Czas pokazał również, że bardzo dobrze zrobiłeś odchodząc z Ruchu Chorzów, mimo że na całym zamieszaniu straciłeś miesiąc, bo tyle trwała decyzja dotycząca rozwiązania twojego kontraktu. „Niebiescy” są dziś w II lidze i też nie rozpychają się w tabeli. 

Nigdy łatwo mi się nie rozmawia o odejściu z Ruchu. Tak jak ci już kiedyś mówiłem, to nic fajnego składać wniosek o rozwiązanie kontraktu, wdawać się w tę przepychankę, ale czułem, że budowa drużyny nie postępuje w kierunku, w którym wydawało mi się, że powinna. Wiedziałem, że trochę ryzykuję, nie było łatwo. Nie przekonywała mnie jednak wizja zarządu. Przekonywano nas, że mamy walczyć o powrót do Ekstraklasy, a ja wiedziałem, że z takim a nie innym składem będzie o to niezwykle trudno. Niestety, miałem rację. To już za nami, Ruchowi życzę jak najlepiej i wierzę, że wróci przynajmniej do I ligi. Chorzowscy kibice na to zasługują.

Pójścia w jakim kierunku oczekiwałeś?

Nie to, że przeczuwałem spadek. Mimo wszystko sądziłem, że utrzymanie jest do zrealizowania. Ale gdy widziałem, że przyszło tylko kilku młodych chłopaków i obcokrajowców, nie miałem złudzeń, że będziemy w dole tabeli, a nie walczyli o Ekstraklasę jak deklarował zarząd. Zakładałem, że dokonane zostaną większe wzmocnienia. Po prostu. Oczywiście to był tylko jeden z powodów odejścia. Dostałem ofertę z Lechii i z niej skorzystałem, mimo kilku komplikacji prawnych po drodze.

rozmawiał Przemysław Michalak

Fot. Wojciech Figurski/400mm.pl

Najnowsze

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Komentarze

0 komentarzy

Loading...