Superklasyk. River Plate kontra Boca Juniors. Najgorętszy mecz Ameryki Południowej, a pewnie i całego świata. Tak gorący, że tylko na odbywającym się w czwartek treningu La Bombonera wypełniła się po brzegi. Tak gorący, że na wspomnianym treningu zabrakło wolnych krzesełek i rzesza fanów nie weszła na stadion. Tak gorący, że ceny wejściówek na właściwy mecz na czarnym rynku dobijały do pięciu tysięcy euro. Tak gorący, że do ochrony wydarzenia zaangażowano dwa tysiące funkcjonariuszy.
Tak gorący, że aż niektórym popaliło zwoje.
Miało być piękne święto futbolu, sytuacja jest bowiem szczególna. Dwie wielkie grupy kibicowskie mogły po raz pierwszy w historii stanąć naprzeciw siebie w finale Copa Libertadores, czyli najważniejszych klubowych rozgrywek w Ameryce Południowej, które i jedni, i drudzy wygrywali wielokrotnie. Boca aż sześć razy, River Plate „tylko” trzy. W pierwszym meczu padł wynik 2:2, więc dziś wszystko mogło się tak naprawdę wydarzyć.
I wydarzyła się jedyna rzecz, jaka mogła się wydarzyć: MECZ ZOSTAŁ ODWOŁANY.
I bardzo dobrze, bo – w przeciwieństwie do CONMEBOL i Gianniego Infantino – nikt o zdrowych zmysłach nie wyobrażał sobie, by spotkanie mogło zostać rozegrane. Dlaczego? Ano dlatego, że piłkarze Boca jadąc na mecz zostali bezpardonowo zaatakowani, a obrazki, jakie przyszło nam oglądać, budziły grozę. Autokar został obrzucany kamieniami i pojemnikami po napojach. Tak mocno, że aż kilka szyb zostało wybitych. Paru zawodników ucierpiało od odłamków szkła, paru od gazu pieprzowego, jaki policja błyskawicznie rozpaliła, by ujarzmić tłum idiotów.
Zresztą, wystarczy spojrzeć, w jakiej kondycji po dotarciu na stadion byli piłkarze Boca.
And then the Boca Juniors dressing room after that. Arguably not the best preparation for a major football match.pic.twitter.com/qt91zsYZHK
— Nick Harris (@sportingintel) 24 listopada 2018
Wypowiedź kierowcy autobusu: – Rozbite szkło poleciało na moją twarz. Straciłem panowanie nad autokarem, przestałem widzieć. Z siedzenia zrzucił mnie wiceprezydent Boca, który przejął kierownicę i zawiózł nas na stadion.
Carlos Tevez: – Jesteśmy rozbici psychicznie. Nie jesteśmy w stanie grać.
MA-SA-KRA. Do rozegrania meczu nie doszło ze względu na obustronną prośbę klubów i sami nie wiemy, co wywołuje w nas większy niesmak. Banda debili, która obrzucała autokar kamieniami czy postawa CONMEBOL i FIFA, którzy naciskali, by za wszelką cenę ten mecz rozegrać. Najpierw przełożono go na 22:00 polskiego czasu. Potem na 23:15. Potem… na 23:45. Przez cały czas łudzono się, że mecz jednak uda się rozegrać. Ale jak? W sytuacji, gdy trójka piłkarzy pojechała do szpitala, a gdy wracali ich ambulans został ponownie obrzucany kamieniami? W sytuacji, gdy zawodnicy obu drużyn nie byli w stanie nawet wyjść na rozgrzewkę? Przy towarzystwie kamieni, butelek i rozjuszonego tłumu, którego wkurwienie mogło tylko eskalować i to z dwóch stron?
I wszystko tylko dlatego, by uniknąć strat pieniężnych? By stacje, które wykupiły prawa do pokazywania meczu, nie musiały szukać miejsca w ramówce w innym terminie?
W całej sytuacji należy docenić przede wszystkim zachowanie obozu River Plate, który od razu stwierdził, że jeśli tylko Boca nie będzie gotowa na rozegranie tego meczu, to do pierwszego gwizdka nie dojdzie. Teoretycznie mogli nie zgadzać się na żadne ustępstwa i skorzystać z osłabienia rywala – solidarnie wstawili się jednak za swoim przeciwnikiem i to w dużej mierze dzięki nim mecz zostanie rozegrany w niedzielę o 21:00 polskiego czasu.
Obyśmy takich sytuacji przeżywali jak najmniej. Wsparcie dla Boca, szacunek dla River, a najważniejsi działacze w światowej piłce się, kuźwa, skompromitowali.
Fot. Newspix.pl