Wiecie, jaka jest największa bujda opowiadana przez prezesów polskich klubów? Że ludzie nie przychodzą na mecze ze względu na brzydki stadion. Ostatnio słyszymy je coraz mocniej ze Szczecina i Płocka, gdzie za niedługo prawdopodobnie ogłoszą budowę nowych obiektów. Skończy się to rokiem bądź dwoma efektu wow i frekwencja wróci do starego poziomu. Albo jeszcze spadnie.
Tak się coraz częściej zastanawiamy: po co nam w ogóle te stadiony, skoro ta liga nikogo nie interesuje? Po co nam nowe obiekty, skoro na mecz lidera z wiceliderem, w teorii na jeden z najlepszych meczów rundy, przychodzi dwanaście tysięcy osób?
Dwanaście tysięcy osób!
Co jeszcze musi zrobić Lechia, by ludzie zaczęli na nią chodzić? Wynik ma? Ma, przecież jest pierwsza w tabeli. Gra w sposób efektowny? No tak, w końcu strzeliła najwięcej bramek w lidze. Są w jej składzie piłkarze, na których warto zawiesić oko? Są, Haraslin czy Flavio to przecież goście, którzy w ligowych warunkach mogą uchodzić za wirtuozów. Jest renomowany przeciwnik? Jest. Jest dodatkowy smaczek w postaci absurdalnej passy Jagiellonii w Gdańsku? Tak. Duże miasto, ładny stadion, klub grający jak z nut. W teorii wszystko powinno się zgadzać.
I wypełnia się tylko 28% pojemności obiektu.
Chryste Panie, nie da się o lepszy wyznacznik poziomu tej ligi. Ligi, która za chwilę przestanie interesować kogokolwiek. Narzekamy, ale może taka jest kolej rzeczy? W rankingu UEFA za chwilę prześcignie nas Kazachstan czy Azerbejdżan, które mogą tylko pomarzyć o podobnej frekwencji. Może poziom w Polsce jest tak niski, że stosunek jakości piłkarskiej do widowni i tak jest całkiem zadowalający?
To jest absolutny dramat. Już widzimy, jak przykładowa Lechia rozmawia o współpracy z poważnymi ludźmi.
– Ile krzesełek liczy wasz stadion?
– Ponad 43 tysiące!
– O, rewelacja! To na hitowe mecze się zapełnia, prawda?
– Nieeeee. W tym sezonie na największym hicie było 12 tysięcy osób.
12 tysięcy. W skali Europy to tak śmieszna frekwencja, że aż brakuje nam słów. Do najlepszych nawet nie mamy co się porównywać, skoro blado wyglądamy nawet na tle drugich lig. Większe zainteresowanie niż nasze hitowe starcie lidera z wiceliderem Ekstraklasy wygenerowało sześć z dziewięciu meczów 2. Bundesligi (!!!).
HSV – Union Berlin – mecz odbędzie się jutro, ale przyjdzie kilka razy więcej kibiców niż do Gdańska.
Dynamo Drezno – FC Ingolstadt – 26853
SV Darmstadt – FC Koeln – 17400 (komplet)
VfL Bochum – Erzgebirge Aue – 17012
Jahn Regensburg – St. Pauli – 15210 (komplet)
Arminia Bielefeld – MSV Duisburg – 14766
Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok – 11 931
FC Heidenheim – SC Paderborn – 10000
Greuther Fuerth – FC Magdeburg – 9390
Holstein Kiel – SV Sandhausen 8404
A może w Gdańsku i tak powinni się cieszyć z progresu? Przecież ledwie kilka miesięcy temu zanotowano tam podczas ligowego spotkania frekwencję 2235 osób (mecz z Bruk-Betem). Stadion wypełnił się wtedy w pięciu procentach.
Dramatu dopełnia fakt, że stadion w Gdańsku i tak ma DRUGĄ największą średnią frekwencję w tym sezonie w całej lidze. Może lepiej od razu zaorajmy te stadiony, zakopmy, albo przestańmy udawać, że to obiekty dedykowane głównie dla piłki nożnej. Gdyby nie koncerty, stadion w Gdańsku nie wiedziałby, co to komplet publiczności.
Fot. 400mm.pl