Dzień poreprezentacyjny to zawsze trudny dzień dla czytelnika prasy. Jeśli oglądałeś mecz Polaków – na ogół niewiele znajdziesz do poczytania. No chyba, że kręci cię czytanie relacji z wczorajszego spotkania. Dziś prasę sportową zalewa temat starć Polski i Portugalii. Jeśli mielibyśmy wskazać dzisiejszy najciekawszy materiał piłkarski, to pewnie padłoby na wywiad z Maciejem Skorżą w “Przeglądzie Sportowym”.
“SPORT”
Relacja z meczu seniorskiej reprezentacji. Widzieliśmy ten mecz, nie ma sensu cytować większych fragmentów.
O nastawienie, bardzo odważne, nie można było zresztą mieć pretensji do żadnego z naszych zawodników. Brzęczek zaryzykował, nakazał grę wysokim pressingiem. I tym razem nie brakowało naszym piłkarzom agresji, błyskawicznie doskakiwali do rywali po stracie piłki. Inna sprawa, że Fernando Santos w porównaniu do sobotniego meczu z Włochami dokonał aż siedmiu zmian. I przestawił zespół na niecodzienny dla jego zespołu schemat 1-4- 4-2. Zatem miejscowi potrzebowali czasu, aby odnaleźć się w zupełnie nowym zestawieniu personalnym i taktycznym.
Kolejne relacje meczów Ligi Narodów – Niemcy-Holandia, Czechy-Słowacja…
– W tygodniu już kilka razy wspominałem, że cały ten rok był dla nas rozczarowujący, głównie z powodu naszego występu na mistrzostwach świata. Wyobrażaliśmy to sobie zdecydowanie inaczej – mówił po spotkaniu Joachim Loew, który uderzył później w zupełnie inny ton. – Jednak po meczach z Rosją i Holandią mam dobre odczucia. Mamy wielki potencjał i piłkarze potwierdzili to przez 80 minut. Przyszły rok zapowiada się obiecująco – dodał
I relacja z sukcesu młodzieżówki.
Grabara jednak pokazywał, że mocny jest nie tylko – jak zarzucają mu niektórzy – w rzeczywistości wirtualnej, czyli na Twitterze, ale też w „realu”. Kiedy na kwadrans przed końcem – po kontrze uruchomionej przez bramkarza portugalskiego – zatrzymał w sytuacji „jeden na jeden” Diogo Jotę, z naszych rywali ostatecznie „zeszło powietrze”. Polacy co prawda walczyli ze skurczami i czasem po prostu wybijali piłkę na oślep, ale dowieźli rewelacyjny – i sensacyjny w każdym wymiarze – wynik do końca
Wreszcie coś do poczytania dla ludzi, którzy oglądali mecze Ligi Narodów – Łukasz Wolsztyński po kontuzji poluje na gole, bo póki co liczb nie wykręca żadnych.
– Muszę szukać tych bramek. Na razie jestem zawiedziony, bo kilka meczów, a ja żadnych liczb nie „robię”. Tu mam wiele do poprawy i zdaję sobie sprawę, że to mój obowiązek, żeby było lepiej – podkreśla. Szlifują formę Po urazie nie ma już śladu i zawodnik przygotowuje się do serii wyjazdowych meczów Górnika. W ekstraklasie jedenastkę z Zabrza czekają spotkania z Koroną w Kielcach w najbliższą sobotę i z Wisłą w Płocku 1 grudnia. Do tego dochodzi jeszcze mecz w 1/8 Pucharu Polski z Rozwojem Katowice (6.12).
Przekrojówka o pierwszych piętnastu meczach Zagłębia Sosnowiec w Ekstraklasie po powrocie na – ekhm – salony.
Kto przysłuchiwał się przedsezonowej konferencji prasowej przy Kresowej, ten nie mógł zapomnieć słów, jakie wypowiedział wówczas prezydent Sosnowca, Arkadiusz Chęciński. – Gramy o tytuł mistrza Polski – mówił wówczas gospodarz miasta. – Jeśli postawimy przed sobą tak poważne wyzwanie, łatwiej nam będzie realizować cele pośrednie, czyli zachowanie miejsca w ekstraklasie albo walkę o europejskie puchary. Bo dlaczego nie mielibyśmy pójść śladem Górnika Zabrze z poprzedniego sezonu?
Karsten Ayong – matko, zdążyliśmy o nim zapomnieć, chociaż trafił do Piasta nie tak dawno – musi zaimponować trenerowi Fornalikowi, bo już zimą gliwiczanie podejmą decyzję co do jego przyszłości.
Ayongowi pozostał miesiąc na przekonanie do siebie sztabu szkoleniowego. Czeski napastnik został bowiem wypożyczony tylko na pół roku z 1.FK Przibram, a na przełomie roku władze Piasta podejmą decyzję, czy dokonać transferu definitywnego. A może gliwiczanie zdecydują się dać szanse któremuś z młodych napastników, o których wspominaliśmy. Możliwe też, że w klubie pojawi się nowa alternatywa. – Wiemy, które ogniwa można zimą wzmocnić – usłyszeliśmy nieco enigmatyczne wyjaśnienia w klubie z Okrzei.
Raków pod lupą m.in. Czesława Michniewicza, który wczoraj miał jednak co innego do roboty.
Selekcjoner polskiej kadry do lat 21 nie ukrywał, że interesował się Rakowem Częstochowa i młodymi piłkarzami, którzy tam grają. – W czasie selekcji nie zamykaliśmy się na inne nazwiska. Mogę powiedzieć, że obserwowaliśmy Radwańskiego i Listkowskiego z Rakowa, czy Płachetę z Podbeskidzia. Zastanawialiśmy się, czy oni są lepsi od tych, których mamy i czy mogą nam pomóc w najważniejszych meczach eliminacji – opowiadał „Sportowi” Michniewicz.
Omar Monterde z GKS-u Tychy rozebrał się do rosołu, a jego kolega z drużyny wrzucił to na Instagrama.
W tym wypadku chodzi o dwójkę zagranicznych zawodników tyskiego zespołu: Hiszpana Monterde i Słowaka Jakuba Vojtusza. Przed sobotnim meczem ligowym z Chrobrym, na Instagramie pojawiły się zdjęcia tego pierwszego. Doświadczony, 29-letni Monterde, który na swoim koncie ma przecież występy w takich klubach jak Levante czy rezerwy Valencii, a w Polsce występuje od kilku lat, tańczy na meblach, a na każdej następnej fotce jest coraz bardziej obnażony. Takiej zabawy i takiego tańca nie powstydziłaby się zawodowa tancerka na rurze w nocnym klubie.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
“PS” też zaczyna od relacji z meczu Portugalia-Polska.
Polska nie wygrała, choć była bliżej od Portugalii i to był jej najlepszy występ od wrześniowego 1:1 w Bolonii z Włochami, W Guimaraes zespół trenera Brzęczka z jednej strony był nieskuteczny – dwóch znakomitych okazji nie wykorzystał Frankowski, po strzale Kędziory piłka odbiła się od poprzeczki, jeden z rywali (Cancelo) wybił piłkę tuż sprzed linii bramkowej, a potem Beto kapitalnie obronił strzał Zielińskiego. Z drugiej strony zapłacił słoną cenę za jedyny, ale poważny błąd. Rywale nie mieli kłopotów ze skutecznością – zwycięzcy naszej grupy Ligi Narodów potrzebowali pomyłki Klicha, by Andre Silva strzelił gola głową.
Pięć wniosków po meczu z Portugalią. Ciekawy ten ostatni o tym, że “widać postęp”.
Na tym zgrupowaniu dużo mówiło się o odwadze i fantazji. Nie było jej w spotkaniu z Czechami, ale w Portugalii Polacy wreszcie pokazali, że potrafi ą grać z zaangażowaniem, swobodą, że rozumieją zadania, które nakreśla im Brzęczek. Widzieliśmy wypracowane stałe fragmenty gry (bardzo dobre dośrodkowania Grosickiego), determinację. Co prawda po Portugalczykach było widać, że bardzo wiele kosztował ich remis z Włochami, ale przede wszystkim to Polacy, w porównaniu do meczu w Chorzowie, zrobili duży postęp. I dali nadzieję, że kadra zmierza we właściwym kierunku.
Oceny dla pierwszej reprezentacji – najlepszy Frankowski, najgorsi Szczęsny i Klich.
PRZEMYSŁAW FRANKOWSKI 7 – Po meczu towarzyskim z Czechami utrzymał miejsce w jedenastce i w Portugalii spłacił ten kredyt zaufania u selekcjonera. Najlepszy w naszym zespole. Energiczny, pewny siebie, grał bez kompleksów. Wchodził w pojedynki z rywalami. Dwa groźne strzały zmuszające do interwencji Beto, a w drugiej połowie po jego uderzeniu i rykoszecie byliśmy blisko zdobycia gola. To on sprytnie dogrywał do Milika, który wyszedł sam na sam z bramkarzem w akcji, która dała nam rzut karny.
Relacja z wielkiego wyczynu młodzieżówki i snucie planów “co to może być, jeśli ugramy coś na młodzieżowym Euro“.
Awans do mistrzostw nie jest jednak celem samym w sobie. Jeszcze ważniejsza jest możliwość wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej. Na turnieju w Tokio w 2020 roku wystąpią jednak tylko półfinaliści przyszłorocznych mistrzostw, które zostaną rozegrane we Włoszech i San Marino. W Japonii będą mogli jednak zagrać jedynie zawodnicy urodzeni w 1997 roku i później (oraz dodatkowo po trzech starszych piłkarzy). Oznacza to, że np. Bartosz Kapustka nawet w razie wywalczenia olimpijskiego awansu do Azji nie poleci, chyba że jako jeden z tych trzech starszych graczy. Z kolei najmłodsi piłkarze tej ekipy będą mieć inny problem. W przyszłym roku Polska organizuje przecież światowy czempionat do lat 20. Co prawda oba turnieje nie będą rozgrywane w tym samym czasie, ale mistrzostwa w Polsce kończą się 15 czerwca, a impreza na Półwyspie Apenińskim zacznie się dzień później.
Patryk Tuszyński nie strzelił gola już od trzech miesięcy, a w Lubinie – czego jak czego – ale bramek potrzebują.
W ostatniej ligowej kolejce Tuszyński po raz pierwszy w tym sezonie w ogóle nie wszedł na boisko, nie było go zresztą nawet na ławce rezerwowych, choć pojechał na mecz z Wisłą Kraków (2:3). Niby chodziło o drobny uraz, jednak prawda jest taka, że skoro nie zdobywa bramek, to dla trenera Bena van Daela nie musi już być napastnikiem pierwszego wyboru. Istnieje cień szansy, że w czasie dwutygodniowej przerwy w rozgrywkach Tuszyński może poprawić swoje notowania, bo przed niedzielnym meczem z Legią w lubińskiej drużynie został ogłoszony stan powszechnej mobilizacji. A Legia to dla Tuszyńskiego piękne wspomnienie – na otwarcie sezonu strzelił przy Łazienkowskiej (3:1) dwa gole…
Juliusz Letniowski z Bytovii Bytów na celowniku połowy klubów Ekstraklasy.
Największymi atutami Letniowskiego są potężne uderzenie z dystansu (w taki sposób strzelił większość goli) oraz łatwość mijania rywali. Nic dziwnego, że spora grupa klubów ekstraklasy zwróciła uwagę na wychowanka Lechii. Niedawno piłkarza obserwować miał trener Jagiellonii Ireneusz Mamrot, chrapkę na pozyskanie Letniowskiego ma również Miedź, a ponoć interesują się nim także Pogoń, Arka, Górnik, Cracovia, Zagłębie Lubin i Wisła Płock.
Marcin Brosz planuje ponoć dokonać zmiany w bramce, a Tomasza Loskę ma zastąpić Nenad Daniel Bielica.
Ślązacy tracą sporo bramek, a golkiper popełnia więcej błędów niż w poprzednim sezonie. – Cała drużyna gra gorzej, ale Loska również wtedy się mylił. Obrońcy byli bardziej ruchliwi, a obecna defensywa gra za wolno, brakuje Mateusza Wieteski. Tomek wciąż ma problemy z tymi samymi elementami, czyli z grą nogami i na przedpolu. Przy uderzeniu piłki z kąta po ziemi trzeba bronić nogami, a nie schodzić do parteru. Lepiej powinien się również zachowywać przy wrzutkach. To musi poprawić, bo na linii gra doskonale. Jeśli nadrobi braki, może być bramkarzem wielkiego formatu – przekonuje Marcin Bochynek, ostatni trener, który zdobył dla Górnika mistrzostwo Polski.
O, wreszcie coś naprawdę dużego i naprawdę ciekawego do poczytania. Wywiad Roberta Błońskiego z Maciejem Skorżą. Chyba najlepsza rzecz w dzisiejszej prasie sportowej:
Czy po pracy w Pogoni Szczecin otrzymał pan oferty z kraju?
I to nawet niedawno. Pojawiły się propozycje nie tylko z Polski, ale po podpisaniu kontraktu z federacją Emiratów nie wyobrażam sobie, bym podjął inną pracę przed eliminacjami olimpijskimi.
Bardzo wcześnie zaczął pan pracować jako samodzielny trener. Po doświadczeniach w roli asystenta selekcjonera kadry Pawła Janasa prowadził pan trzy najlepsze i najważniejsze polskie kluby: Wisłę Kraków, Legię i Lecha oraz Groclin i Pogoń. Widzi pan siebie jeszcze w pracy w Polsce?
Mam niespełna 47 lat, na koncie trzy mistrzostwa i tyle samo awansów do grupy Ligi Europy. Pojawiają się myśli i marzenia, żeby powalczyć o czwarty tytuł, ale trener musi być elastyczny i gotowy na wszystko, chyba że ma na nazwisko Guardiola albo Mourinho. Inni czekają na możliwości, które się otworzą. Jestem zadowolony z tego, gdzie pracuję, jak się rozwijam i co robię. Zmieniłem postrzeganie wielu rzeczy, pomógł mi wyjazd, zmiana środowiska i kontakt z innymi ludźmi. W pierwszym sezonie po powrocie z Arabii Saudyjskiej zdobyłem mistrzostwo Polski – kto wie, może historia się powtórzy?
Piotr Wołosik i Łukasz Olkowicz narzekają na piłkarski “jakoś-to-będzizm“.
OLKOWICZ: U nas wszystko jakoś to będzie. Jak z licencjami… Ostatnio było głośno o potężnych kłopotach finansowych I-ligowego Stomilu Olsztyn i tarapatach Wisły Kraków, gdzie piłkarz ogląda wypłatę jak swoje ucho bez lusterka. Podręcznik licencyjny określa wymagania, a – przepraszam za wyrażenie – gołodupcy mają się dobrze. W Lechii kłopoty z terminowym wypłacaniem pensji są tak normalne, jak to, że po niedzieli nadchodzi poniedziałek. No ale u nas jakoś to będzie… Kary, jeśli już są, trudno uznać za dotkliwe. Amatorzy finansowej inżynierii mają się dobrze.
“SUPER EXPRESS”
Tutaj też klasyczny zestaw – relacja z remisu z Portugalią w Lidze Narodów…
Sam poszkodowany podszedł do rzutu karnego, strzelił gola, a za chwilę… arbiter nakazał powtórkę, bo pozostali piłkarze za szybko wbiegli w pole karne. Na szczęście napastnik Napoli wygrał tę wojnę nerwów i znów nie dał szans portugalskiemu bramkarzowi. Wydawało się, że mamy Portugalczyków na tacy, ale selekcjoner nie poszedł na całość i nie wpuścił na boisko drugiego napastnika, Krzysztofa Piątka. Udało się jednak „dowieźć” remis, który oznacza, że w eliminacjach do Euro 2020 będziemy losowani z pierwszego koszyka.
… i relacja ze zwycięstwa młodzieżówki.
W drugiej połowie Polacy oddali inicjatywę gospodarzom i stracili gola na 3:1. Portugalczycy z furią nacierali na polską bramkę, ale my mieliśmy świetnie dysponowanego Kamila Grabarę oraz… szczęście (Portugalczycy trafili w słupek). Biało-Czerwoni przetrwali napór przeciwników, a po końcowym gwizdku oszaleli z radości. Ostatni raz Polska na młodzieżowym Euro grała dwa lata temu (turniej rozgrywano w Polsce), ale nasza reprezentacja nie wyszła z grupy.
Poza tym rozmówka z Dariuszem Żurawiem, który miał być trenerem Lecha na chwilę, a prawdopodobnie nim będzie do końca roku.
– Jak się pracuje ze świadomością, że cały czas szukają kogoś na pana miejsce?
– Nie mam z tym problemu, bo od początku tak przedstawiono mi sytuację. Zdaję sobie doskonale sprawę, że mogę każdego dnia nagle wrócić do drugiej drużyny i prowadzić ją do końca sezonu. Traktuję to jednak jako pozytywne doświadczenie, nie rozpatruję tej sytuacji jako kłopotu albo jakiejś zsyłki.
“GAZETA WYBORCZA”
Strona o piłce w “Wyborczej” idzie w stronę “piłkarzom wreszcie coś wyszło”, bo najpierw czytamy o remisie Polaków w Lidze Narodów…
Jednak było to, że w końcu coś jej tej jesieni wyszło. Na zachowaniu rozstawienia przed losowaniem eliminacji ME bardzo Jerzemu Brzęczkowi zależało. Dla niego nie ma dziś znaczenia, jak to miejsce w pierwszym koszyku przełoży się na losowanie Polaków, choć może przełożyć się tak, że o Euro 2020 reprezentacja zagra z Niemcami. Dla selekcjonera kluczowe jest to, że wywożąc z Portugalii punkt, zapewnił sobie spokojną zimę. Ale czy tym samym zbliżył się do zbudowania drużyny zdolnej awansować na mistrzostwa Europy, to już zupełnie inna sprawa.
… a później o zwycięstwie kadry U21, która jako jedyna dała nam ostatnio tyle radości.
Żądania, by zasilić nimi dorosłą kadrę, będą wybrzmiewać teraz jeszcze głośniej. Choć bowiem osiągnęli ładny wynik na poziomie ledwie juniorskim, to przy totalnej klęsce całej reszty polskiego futbolu w 2018 r. – od reprezentacji Nawałki i Brzęczka po klęski Legii Warszawa z rywalami luksemburskimi oraz słowackimi – wyrosną na bohaterów. Stanowią nasz jedyny obecnie kontakt z wygrywaniem.
fot. FotoPyk