Na awans do młodzieżowych mistrzostw Europy czekaliśmy ponad 20 lat, żeby w tym czasie na taki turniej się załapać, musieliśmy go sobie sami zorganizować. Jeśli mieliśmy walczyć o bilet na boisku, zawsze zbieraliśmy w łeb. Jednak koniec z tym! Ekipa Michniewicza przełamała tę paskudną passę, ograła Portugalczyków 3:1 i jedzie na Euro!
A stało się to wszystko w nieprawdopodobnym stylu, szczególnie gdy spojrzeć na pierwszą połowę. To nie było tak, że młodzieżówka podeszła do tego starcia z jakąś przesadną pokora i skromnością. Nie, ci goście walili Portugalczyków w cymbał przy każdej okazji. Wrzutka z rożnego, pach, 1:0, strzelcem Bielik. Wrzutka od Żurkowskiego z boku pola karnego, trach, 2:0, świetnie do strzału złożył się Kownacki i też trafił głową. Ładne rozegranie w środku boiska, wypuszczenie Kapustki na skrzydle, trach, pomocnik z drugiej ligi belgijskiej wykłada futbolówkę na tacy Szymańskiemu i jest 3:0. Wszystko, co sobie stworzyliśmy, zamieniliśmy na gola. Byliśmy nieprawdopodobnie skuteczni, ale przecież tego nam trzeba było, by ten awans osiągnąć – pieprzenie się w tańcu i marnowanie kolejnych okazji zaprowadziłoby nas wszędzie, tylko nie na mistrzostwa Europy.
Jednak poza tym – wciąż mówiąc o pierwszej połowie – trzeba podkreślić inne pozytywy w kadrze, poza skutecznością. Świetny był Żurkowski, który wyglądał, jakby licealista przyszedł na mecz do podstawówki. Fizycznie przewyższał właściwie wszystkich, potrafił wziąć piłkę w środku pola i podciągnąć z nią dobre metry, do tego zaliczył wspomnianą asystę, kiedy zabawił się z apatycznym rywalem. Nie dawali sobie w kaszę dmuchać środkowi obrońcy, którzy dopuścili przeciwnika tylko do jednego groźniejszego strzału, kiedy piłka wpadła w boczną siatkę, ale nie od właściwej strony. Grabara pewnie łapał dośrodkowania, Szymański z Kapustką robili sporo wiatru. Wszystko wyglądało naprawdę idealnie, być może to były najlepsze momenty młodzieżowej kadry, licząc wszystkie roczniki, od mundialu 2007 w wykonaniu ekipy U20 prowadzonej przez Globisza.
No, ale przyszła druga połowa, która jest łyżeczką dziegciu w tej beczce miodu. Za szybko postawiliśmy na Częstochowę – przyzwoitość pozwala na nią przy 70. minucie, krzywo można na to patrzyć od 60., a drużyna Michniewicza zagrała tym systemem obronnym zaraz od gwizdka oznaczającego start drugiej części. Linia obrony broniła gdzieś na piątce, atak polegał tylko na bezmyślnym pałowaniu i to się na nas zemściło. Pogubili się stoperzy, Grabara poszedł łapać muchy i z główki załadował Jota. A mogło i powinno być gorzej, bo przez te pierwsze 15-20 minut po zmianie połów Portugalczycy grali z pianą na ustach. Słupek, groźny strzał z wolnego (dobrze obroniony przez Grabarę), rajdy Rafaela Leao, przy których Gumny dostawał zawrotów głowy, parę zablokowanych w ostatniej chwili i w rozpaczliwym stylu strzałów.
Czyli tak: mieliśmy sporo szczęścia, że rywale nie byli konkretniejsi, ale też na to szczęście zapracowaliśmy, grając wręcz wybitne 45 minut. Nie szukajmy więc dziś minusów, bo plusów jest cała masa. A nad problemami będzie czas pracować i będzie po co pracować. Bo powtórzmy: JEDZIEMY NA EURO!
Portugalia – Polska 1:3
Jota 52′ – Bielik 5′ Kownacki 8′ Szymański 24′
Fot. Newspix