Wilk jest groźny, wilk jest zły, wilk ma bardzo ostre kły. Mniej więcej taki przekaz towarzyszył przedstawianiu Portugalczyków przed starciem z reprezentacją Polski U-21. Mówiliśmy bowiem o najskuteczniejszej – do spółki z Niemcami – ekipie eliminacji. I choć jakość piłkarska gości nie ulegała wątpliwości choćby przez sekundę, to wcale nie okazali się dziś zespołem zdolnym pogryźć nas tak, byśmy do końca się wykrwawili. 1:0 wygrał zespół lepszy, owszem. Ale nie zespół, z którym przy sprzyjających wiatrach nie bylibyśmy w stanie w rewanżu wygrać.
Do momentu straty gola można było wysnuwać wnioski może nie hurraoptymistyczne, ale na pewno zabarwione pozytywnie. Nie było tak, że Portugalczycy grali z nami w dziadka, a my odegraliśmy to, co w starciach z mocniejszym przeciwnikiem jest naszym znakiem firmowym od 1655 roku – obronę Częstochowy. Mecz przypominał bardziej przeciąganie liny – raz to Portugalczycy przez kilka minut atakowali, by znów parę kolejnych spędzić głównie na własnej połowie, dając podopiecznym Czesława Michniewicza prowadzić grę. Dla jednych i drugich nie wynikały z tego jakieś wybitne sytuacje strzeleckie – strzał z dystansu Żurkowskiego po naszej stronie był dla Joela Pereiry łatwiejszy niż ocenienie, że w rywalizacji z De Geą nie miał w Manchesterze szans. Z kolei dwie-trzy ostre wrzutki Portugalczyków z lewego skrzydła nie przyniosły żadnego efektu, bo potencjalnym strzelcom za każdym razem brakowało kilkudziesięciu centymetrów, by je sięgnąć.
Oblicze meczu odmienił jednak na dłużej gol Diogo Joty. Nawet nieszczególnie ogarniając piłkę młodzieżową można było go wskazać jako potencjalnie najmocniejsze ogniwo ofensywy rywala. Choć trzeba przyznać, że nawet przy golu usunął się w cień genialnego dziś Joao Felixa. 18-latek z Benfiki szalał na lewej stronie, widać było ogromną piłkarską jakość w jego grze, nie bał się sytuacji, gdy otaczało go kilku rywali, nie dał się też stłamsić Pestce po agresywnym odbiorze na granicy faulu na początku spotkania. W akcji na 1:0 skrzydłowy z 20 na plecach dostał piłkę po stracie Szymańskiego i błyskawicznie przemieścił się pod nasze pole karne. Mało agresywne wyjście Wieteski, mierzone zagranie w tempo na długi słupek, inaczej niż trafieniem skończyć się to nie mogło.
Od tego momentu Portugalczycy przejęli kontrolę nad meczem na dobre. Raz za razem ustawiali sobie na naszej połowie dziadka, nie dając Polakom dojść do głosu. Nawet gdy udawało się przejąć futbolówkę w sytuacji, w której za jej linią było niewielu rywali, brakowało nam pomysłu na to, co z nią zrobić. Strata goniła stratę, a sekwencji podań przekraczającej trzy zagrania bardzo długo trudno się było doliczyć. Najlepszy strzelec eliminacji – Dawid Kownacki – został odcięty od podań na dobre.
Z takiego stanu rzeczy udało się nam otrząsnąć dopiero w ostatnich dwudziestu minutach. Najpierw znak, że można Portugalię ukłuć dał po rzucie wolnym Patryk Dziczek, który na siódmym metrze przed bramką Pereiry został zablokowany dosłownie w ostatniej chwili. Nie minęło pięć minut, a rezerwowy Filip Jagiełło w jednym z pierwszych kontaktów z piłką uderzył mocno, celnie i sprawił problemy Joelowi Pereirze.
To jednak Portugalczycy mieli najbardziej klarowną sytuację na 2:0 i trzeba się naprawdę cieszyć, że jej nie wykorzystali. Heriberto Tavares zagrał wzdłuż naszej bramki do kompletnie niepilnowanego Joao Carvalho, który przegrał jednak pojedynek z Kamilem Grabarą. Zresztą Portugalczycy mogli też zdobyć bramkę dla… ekipy Michniewicza. Bez grama przesady można bowiem powiedzieć, że do najtrudniejszej interwencji zmusił Pereirę duet jego stoperów. Jorge Fernandes i Diogo Leite zagrali bowiem we flippera we własnym polu bramkowym i mało co nie skończyło się to samobójem.
Czy porażka oznacza, że żegnamy się z szansami na młodzieżowe Euro w 2019 roku? No nie. Tak, Portugalczycy zaprezentowali dużo wyższą piłkarską kulturę i jakość, ale jednocześnie dało się odczuć, że ta reprezentacja ma identyczny problem, co kilka dorosłych kadr próbujących podbić największe turnieje. Nie ma typowego napastnika. Kłuło w oczy, że czasami przy atakach najwyżej ustawionym zawodnikiem w środku był jeden ze środkowych pomocników, a Felixa i Jotę ściągało do boków, gdzie parę razy zabawili się w dziadka z naszymi piłkarzami. Konkretów wyszło z tego jednak mało.
I choć reprezentacja Portugalii do lat 21 to taka ekipa, którą na jej terenie pokonalibyśmy pewnie w 1 na 10 podejść, to czy można wykluczyć jakiegoś gola po stałym fragmencie przy jednoczesnej niemocy Portugalczyków z przodu? Szczególnie, że obrona U-21 wyglądała jako kolektyw dużo lepiej niż wczoraj koledzy z „jedynki”? Na to, że wielkie kariery zrobi więcej grających dziś Polaków niż Portugalczyków nie postawilibyśmy grosza. Ale już na awans młodzieżówki kosztem ekipy z Półwyspu Iberyjskiego może za jakieś drobne byśmy się skusili.
Polska – Portugalia 0:1
0:1 Jota 30′
Fot. Newspix.pl