Reklama

Ale podrzucił. Arkadiusz Michalski z brązem mistrzostw świata

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

09 listopada 2018, 20:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

To się nazywa pogoń w wielkim stylu. Na zakończenie mistrzostw świata w podnoszeniu ciężarów wreszcie doczekaliśmy się medalu. Arkadiusz Michalski sięgnął po brąz. I od razu dodajmy, że jeszcze kilkadziesiąt minut przed końcem zawodów szanse na podium miał mniej więcej takie, jak Liverpool na wygranie Ligi Mistrzów przy wyniku 0:3 do przerwy z Milanem.

Ale podrzucił. Arkadiusz Michalski z brązem mistrzostw świata

Arkadiusz Michalski to 28-latek, rywalizujący w przedostatniej kategorii wagowej. Do niedawna była to waga do 105 kilogramów, od tych mistrzostw obowiązuje limit do 109 kg. Polak do rywalizacji w Turkmenistanie przystępował jako aktualny mistrz Europy (do 105 kg). W Bukareszcie poderwał 175 kilogramów, a następnie podrzucił 221. W Aszchabadzie (stolica Turkmenistanu, ponad milion mieszkańców – patrzcie, jak to człowiek się uczy całe życie, nawet czytając o podnoszeniu ciężarów) podniósł jeszcze więcej, ale o medal było znacznie trudniej. Ale – od początku.

Rywalizacja w tej dyscyplinie składa się z dwóch kategorii: rwania i podrzutu. Jeśli ciężary oglądacie raz na cztery lata, przy okazji igrzysk olimpijskich, wystarczy wam wiedzieć, że w pierwszej należy poderwać sztangę z ziemi od razu nad głowę (mniejsze ciężary), a w drugiej najpierw zarzuca się ją na barki, a dopiero potem podnosi nad głowę (większe ciężary). Cała sztuka w tym, że każdy zawodnik ma trzy próby. Czasem zdarza się tak, że ktoś pali pierwszą próbę, a potem zaczynają się nerwy. W ten sposób choćby murowany faworyt do olimpijskiego złota Marcin Dołęga spalił trzy próby w Londynie i wrócił do domu z pustymi rękami. Czasem wygrywa wcale nie ten, który ma najwięcej siły, ale ten, który opracuje najlepszą strategię.

W każdym razie, w Turkmenistanie Michalski zaczął od 175 kilo w rwaniu. Zaliczył. I to tyle dobrych wiadomości z tej kategorii. Następnie spalił 179 raz, potem drugi. Rywale tymczasem zaliczali: 179, 180, 182, 183, 190, 191, 196. Polak mógł na to tylko patrzeć i z każdą zaliczoną próbą zdawać sobie sprawę, że medal robi się mglisty, jak dzisiejsza pogoda w Warszawie… Ostatecznie po pierwszej kategorii zajmował 15. miejsce.

Kiedy zaczynał się podrzut, polski mistrz Europy do najlepszych tracił ponad 20 kilogramów. Ale wiecie, jak to mówią: dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. A Michalski miał w zanadrzu piekielnie mocną formę w podrzucie (która dała mu złoto mistrzostw Europy).

I kiedy inni zawodnicy ze zmiennym szczęściem podchodzili do sztangi ważącej 210, czy 215 kilogramów, Polak wciąż się tylko rozgrzewał. Ba, wielu rywali zdążyło już zakończyć rywalizację, a on dopiero wyszedł z szatni. Na dzień dobry zaliczył 221 kilogramów. Chwilę później poprawił 227. Więcej był w stanie udźwignąć tylko Simon Martirosjan z Armenii (240 kg, szanujemy bardzo!), który zapewnił sobie mistrzostwo świata z ogromną przewagą nad Chińczykiem Zhe Yangiem. Polak wyszarpał brązowy medal. Bardzo ważny dla niego, bo pierwszy na mistrzostwach świata. I bardzo ważny dla polskich ciężarów, bo po skandalu dopingowym każdy medal na dużej imprezie jest dla dyscypliny, jak haust powietrza dla tonącego. A medal wywalczony w takim stylu, po takiej pogoni, smakuje wyjątkowo dobrze.

Reklama

foto: newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
11
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
6
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Komentarze

0 komentarzy

Loading...