Obrona Miedzi Legnica od początku sezonu nie stanowi monolitu, ale w ostatnim czasie zupełnie się posypała. Defensorzy sprawdzali, czy da się grać bez zginania nóg w kolanach i srogo się rozczarowali, dość powiedzieć, że duet Polczak-Jędrych – reprezentujący do niedawna najgorszą defensywę ligi, bo po ostatniej kolejce pałeczkę przejęli legniczanie – wyglądał przy Boziciu czy Kwame całkiem solidnie. W ostatniej serii gier było jeszcze gorzej, bo Zieliński, Osyra i Cruz wyglądali, jakby miejsce w składzie wygrali w chipsach. Gdy jeden zawalał, do akcji wkraczał następny. I tak w kółko. Dlatego dziś „Miedzianka” podpisała kontrakt z 28- letnim serbskim obrońcą Aleksandarem Miljkoviciem, który docelowo ma być lekarstwem na problemy defensywne zespołu.
Co o nim wiemy? Na pierwszy rzut oka wygląda całkiem solidnie, ale jak to w przypadku transferów do naszej ligi bywa – szybko można zauważyć pewien defekt. Serb nie grał w piłkę prawie pół roku, bo ostatnie spotkanie rozegrał 17 maja. Wówczas powoli kończył się sezon rosyjskiej ekstraklasy, jego Amkar Perm w barażu o utrzymanie pokonał FK Tambov. Miljkoviciem grał w pierwszym spotkaniu, w rewanżu już nie wystąpił, ale generalnie pobyt w Rosji – gdzie spędził dwa sezony – może zaliczyć do udanych. Grał regularnie, w pierwszym sezonie wystąpił w lidze 25 razy, w drugim – 26. Kilkukrotnie wybierano go do jedenastki kolejki.
Problem w tym, że gdy w lipcu Amkarowi cofnięto licencję, chwilę później ogłosił on upadłość. Powodem było nieudolne gospodarowanie pieniędzmi, przez które rosyjski klub od kilku sezonów regularnie wpadał w tarapaty finansowe. Często w ostatniej chwili był ratowany przez władze regionu, ale od 2017 roku coraz częściej grożono, że eldorado za chwilę się skończy. Giennadij Szyłow, ostatni prezes klubu, próbował spinać budżet, dokładając ze swojej kieszeni, ale długi były za duże.
Serb – podobnie jak na przykład Janusz Gol – został bez klubu. Jego problem polegał na tym, że najwyraźniej chciał zaczepić się w lepszym rosyjskim zespole, bo niewykluczone, że mógł przejść do Jenisej Krasnojarsk, czyli ekipy, która była spadochronem dla sporej grupy graczy Amkara. Jak się jednak okazało, nawet rosyjski średniak to dla niego za wysokie progi, bo chętnych brakowało.
W Rosji tak naprawdę się odbudował, bo kilka wcześniejszych sezonów nie było dla niego udanych. Z Serbii wyjeżdżał w 2013 roku jako spory talent, od trzech sezonów regularnie grający w Partizanie Belgrad, z którym sięgnął po cztery mistrzostwa i jeden puchar. I nie było tak, że odgrywał rolę statysty, wręcz przeciwnie, bo do trzech mistrzostw z rzędu – zdobytych w latach 2011-13 – przyczynił się w znacznym stopniu, rozgrywając odpowiednio 22, 15 i 24 spotkania. Trzykrotnie wystąpił w fazie grupowej Ligi Mistrzów, zaliczył również osiem występów w Lidze Europy. Ściągnęła go Braga, ale w Portugalii przepadł, bo w pierwszej drużynie rozegrał zaledwie dziewięć spotkań w ciągu dwóch sezonów. Potem była kolejna nieudana przygoda, w RNK Split. Z jednej strony 14 meczów w lidze, z drugiej – problemy życiowe w mieście, które określa się jako centrum chorwackiego nacjonalizmu. Co prawda o swoich problemach nie chciał mówić za dużo, ale dość znamienne było to, że w rosyjskich mediach wspominał, że zdecydowanie rzadziej niż zwykle wychodził z domu.
Czyli podsumowując – wyjeżdżał z Serbii jako regularnie grający zawodnik, po trzech mistrzostwach z rzędu z Partizanem (a czterech łącznie), nie odnalazł się w Bradze i RNK, za to odbudował się w Amkarze. Największym defektem jest to, że nie grał w piłkę przez ostatnie pół roku.
Co może wnieść do obrony Miedzi? W Rosji wyróżniało go końskie zdrowie, bardzo często występował na wahadle. Z konieczności może grać na środku obrony lub na pozycji defensywnego pomocnika, ale to przede wszystkim prawy obrońca, bo do Amkara przychodził jak następca Bogdana Butki.
Na oficjalnej stronie Miedzi czytamy, że jest w dobrej formie (w ostatnich miesiącach trenował z Partizanem), co potwierdziły badania wydolnościowe oraz medyczne, które przeszedł po przyjeździe do Legnicy, więc jeżeli to prawda, no to zapowiada się, że jeden z antybohaterów meczu ze Śląskiem, Paweł Zieliński, za chwilę sobie odpocznie.
Fot. Newspix.pl