Bardzo przyjemnym do oglądania meczem zakończyła nam się 13. kolejka Ekstraklasy. Mecze poniedziałkowe przez sam fakt, że są w poniedziałek zawsze wzbudzają obawy, czy nie dostaniemy jakiegoś piłkarskiego paździerzu, ale tym razem było od niego daleko. Przynajmniej jeśli chodzi o poziom emocji, bo niektórzy zagrali paździerzowo.
Tutaj w pierwszym szeregu może stanąć Piotr Polczak. W debiucie Valdasa Ivanauskasa zaliczył swój najlepszy występ w tym sezonie i trafił u nas do jedenastki kolejki, ale wszystko szybko wróciło do “normy”. Doświadczony stoper znów był tym, który zawalał w decydujących momentach. Nie uwzięliśmy się na chłopa, takie są po prostu fakty. Tuż przed przerwą sprokurował już nie wiadomo który rzut karny, gdy trafił w piszczel Pawła Brożka. Ten upadł może aż za teatralnie, sędzia na początku dał mu żółtą kartkę za symulkę. Gdy jednak zobaczył sobie to zdarzenie na powtórkach, decyzję zmienił o 180 stopni, czyli kartkę anulował i wskazał na “wapno”. Sprawiedliwość wymierzył Dawid Kort, od którego podania zaczęło się tu całe zamieszanie. Swoją drogą, komentatorzy Eurosportu nie widzieli karnego nawet po kilku powtórkach.
W 81. minucie to Polczakowi łatwo uciekł Jesus Imaz i dał ponowne prowadzenie gospodarzom. On i Zdenek Ondrasek byli tego dnia oszczędzani przez Macieja Stolarczyka i zaczęli na ławce. Za Imaza wystąpił Kamil Wojtkowski i trzeba przyznać, że do momentu zejścia sprawiał najlepsze wrażenie wśród piłkarzy gospodarzy. Imponował swobodą w grze, groźnie strzelał w polu karnym (Dawid Kudła odbił piłkę), a gdyby Marcin Wasilewski nie spudłował głową z najbliższej odległości, zaś Brożek tuż przed zejściem wykorzystał sytuację sam na sam, miałby na koncie dwie asysty.
Zagłębie postawiło “Białej Gwieździe” trudne warunki i na remis na pewno zasłużyło. Z niesamowitą łatwością stwarzało zagrożenie po akcjach skrzydłami. Jakub Bartkowski i Rafał Pietrzak mieli spore problemy w defensywie. W ofensywie nie było z nich większego pożytku, więc obaj boczni obrońcy Wisły nie mogą być zadowoleni ze swojego występu. To właśnie po jednej z kontr rozpoczętych na boku, Szymon Pawłowski podał do Konrada Wrzesińskiego, który miał świetną okazję, ale zabrakło mocy w jego uderzeniu i Mateusz Lis sobie poradził.
Obaj bramkarze mogliby dziś rumienić się ze wstydu po zawalonych golach, ratowały ich słupki. Kudłę w pierwszej połowie po niegroźnym – zdawało się – strzale Pietrzaka. Lisa w 73. minucie, kiedy wypuścił piłkę po zagraniu Michaela Heinlotha, ale Wrzesiński na wślizgu nie potrafił wpakować jej do siatki.
Dobrze dysponowany był Szymon Pawłowski (Edward Durda po spotkaniu zapytał go nawet o reprezentację Polski, co wywołało śmiech samego zainteresowanego). Mimo to największym wygranym tego meczu jest bez wątpienia Alexandre Cristovao. Dotychczas trudno było stwierdzić, na czym w gruncie rzeczy polegają jego atuty. Angolczyk jednak – zastępując w ataku Vamarę Sanogo – swoje zrobił, zdobywając dwie bramki. Przy tej na 1:1 dopisało mu trochę szczęścia, bo był rykoszet od Macieja Sadloka.
Remis zaskakujący acz sprawiedliwy, żadna ze stron nie może czuć się pokrzywdzona. Wisła znajduje się tuż za podium, Zagłębie zamyka tabelę, ale do dwunastej Cracovii traci zaledwie dwa punkty.
[event_results 536253]
Fot. Michał Stawowiak/400mm.pl