Podejrzewamy, że wciąż jest wielu sympatyków Ekstraklasy, dla których Kosta Runjaić jest na tyle anonimowy, że nie rozpoznaliby go na ulicy. Ale w Szczecinie są nim zachwyceni i niektórzy mówią wprost – to najlepszy trener, jaki trafił do Pogoni przez ostatnie lata. Świetny motywator, dobry taktyk i perfekcjonista, który – jeśli trzeba – to i pomoże w remoncie szatni.
Z zewnątrz wydaje się to nieco dziwne, że kibice Pogoni tak bardzo ufają człowiekowi, który ani nic z tym klubem nie zdobył, ani nie ma oszałamiającej średniej punktowej na mecz, ani zespół za jego kadencji nie grał najlepszej piłki w Polsce. A jednak w Niemcu jest coś takiego, co sprawia, że któregokolwiek kibica “Portowców” byś o niego zapytał, to usłyszysz zapewne, że to świetny trener jak na warunki Ekstraklasy. Chwali go prezes, choć już dwukrotnie Runjaić musiał wyciągać zespół z dołka. Chwalą go też piłkarze – i to nie tylko w rozmowach autoryzowanych, ale i na tzw. “offie”, czyli wtedy, gdy dyktafon ląduje w kieszeni i zaczyna się bardziej szczera część rozmowy. A zatem – kim w ogóle ten Runjaić jest?
Niewątpliwie jest gościem, który w niemieckim futbolu pojawił się znikąd. Nie miał za sobą fantastycznej kariery piłkarskiej (doznał kontuzji, która przerwała jego i tak nie rokującą przygodę z kopaniem piłki), nie dojrzewał trenersko przechodząc przez kolejne drużyny młodzieżowe wielkiego klubu jak Nagelsmann czy Tedesco. Po prostu przebijał się przez piłkę amatorską – pracował w piątej lidze niemieckiej prowadząc SV Wahen Wiesenbaden. A właściwie to rezerwy SV Wahen Wiesenbaden. Nie brzmi to imponująco, ale Runjaić zdołał awansować z tą ekipą na czwarty poziom rozgrywkowy. Dla władz SV Darmstadt to jednak wystarczyło, by osiem lat temu drużynę w ogromnym kryzysie powierzyć właśnie Runjaiciowi.
Darmstadt miało się wówczas utrzymać. I się utrzymało. A w kolejnym sezonie wywalczyło awans do trzeciej ligi. Runjaić nie zajmował się tam tylko trenowanie, ale też… pracami organizacyjno-porządkowymi. Zdarzało mu się pomagać przy zasypywaniu kretowisk, które powstały na boisku. Bywało i tak, że w klubie brakowało mebli, więc szkoleniowiec wziął auto, podjechał do Ikei i sam skręcił je na miejscu. – Ja jestem trenery pracujący, żadnej pracy się nie boję – można byłoby sparafrazować legendarny cytat z “Czterdziestolatka”.
47-latek lubi chyba kluby z problemami finansowymi, bo choć w Duisburgu mebli nie musiał skręcać, to klub za jego kadencji został wyrzucony z 2. Bundesligi za niedopełnienie warunków licencyjnych. Choć sam zespół sportowo utrzymał się w lidze, a Runjaicia ponownie chwalono za wykonaną robotę, to ten postanowił odejść. Wydał nawet mocne oświadczenie dla fanów, w którym pisał, że nie chce przykładać ręki do takiego bałaganu, dziękował im za wsparcie, ale nie mógł zgodzić się na taki chaos organizacyjny, który ostatecznie doprowadził do spadku Duisburga. Swoją drogą w Duisburgu byli na tyle zdeterminowani, gdy ściągali go do klubu, że po prostu wykupili go z Darmstadt za około 100 tys. euro.
W tym momencie swojej kariery Runjaić mógł poczuć się wyjątkowo pewnie. W każdym z klubów wykonywał dobrą robotę. W każdym wyciskał z drużyny wynik ponad stan. Jego CV nie było splamione klęską. Wreszcie trafił na zaplecze Bundesligi, bo rękę do niego wyciągnęło Kaiserslautern, w którym spędził ponad dwa sezony. I znów osiągnął tam przyzwoity wynik, bo dwa razy z rzędu bił się o awans do niemieckiej ekstraklasy, ale dwukrotnie zajął czwarte miejsce. Na początku trzeciego sezonu wyniki tak dobre nie były i go pogoniono.
TSV Monchium 1860 to już ostatnia karta w jego niemieckim dorobku. I to karta z wyraźnymi dziurami od rzutek, którymi trener ciskał ze złości na to, jak to wszystko w Monachium się potoczyło. Miało być budowanie zespołu na przynajmniej środek tabeli, a skończyło się na zwolnieniu po dwunastu kolejkach i pozwem za wystawianie Sebastiana Boenischa do gry. Gdy przeczytaliśmy o tym w niemieckich mediach, to trochę się zdziwiliśmy, bo przecież Boenisch może i nie był piłkarzem wybitnym, ale żeby zaraz stawać przed sądem za to, że wpuszcza się go na boisko? Znamy przecież trenerów, którzy dawali szanse gry większym ananasom i nikt z tego nie zrobił problemu. Ale władze TSV twierdziły, że Runjaić zajechał Boenischa fizycznie i zbyt wcześnie zaczął na niego stawiać po kontuzji, co doprowadziło do tego, że w klubie po kadencji Kosty został wrak piłkarza.
***
Pogoń robiła pod Runjaicia kilka podejść. Pierwszy kontakt z nim miał miejsce jeszcze wtedy, gdy ostatecznie trenerem szczecinian został Kazimierz Moskal. Był też w gronie kandydatów, gdy wybór władz padł na Macieja Skorżę. – To nie jest tak, że działaliśmy po omacku, znaleźliśmy Runjaicia i był strażakiem z łapanki – mówił Jarosław Mroczek, prezes Pogoni: – Mnie najbardziej zaskoczył pierwszy kontakt z trenerem. Gdy zadzwoniliśmy do niego, opowiedziałem o tym, gdzie leży problem, dlaczego chcielibyśmy spróbować pomarzyć o trenerze – może nie pomarzyć, bardziej porozmawiać o możliwości zatrudnienia – no i jakie pieniądze można tu dostać. Trener odparł dość zaskakująco: – Nie rozmawiajmy o tym. To nie jest temat. Jestem ciekaw projektu, spotkajmy się w Berlinie, przyjedziecie, ja przylecę, pogadamy 2-3 godziny, niekoniecznie o piłce. Musimy zobaczyć, czy jest między nami chemia, która pozwoli razem pracować. Reszta to sprawy techniczne – swierdził. I dokładnie tak było. Siedzieliśmy w czwórkę i ze trzy godziny rozmawialiśmy w restauracji koło lotniska. Muszę powiedzieć, że wyjeżdżałem będąc przekonanym, że mamy trenera.
Runjaić wspominał, że decyzję o przyjęciu propozycji ze Szczecina podjął relatywnie szybko: – Pochodzę z regionu Rheinhland, to zaraz nad Renem. Piękny rejon z dużą liczbą winnic. Nie ukrywam, że atutem Szczecina było to, że mam też blisko do domu. Pod Wiesbaden dojeżdżam w sześć godzin autostradą, choć żonie na pewno by się to nie spodobało, gdyby usłyszała, że pokonuję tę trasę w takim tempie.
Niemiec przejmował drużynę, która osiadła na ostatnim miejscu w tabeli. Początki były trudne, ale ostatecznie udało mu się utrzymać w lidze. I to bez problemów, bo szczecinanie mieli dziewięć punktów przewagi nad strefą spadkową. – Pamiętam, gdy Pogoń ogłosiła nowego trenera, to wszyscy zaczęli googlować kim ten facet w ogóle jest. Prowadził Kaiserlautern w 2. Bundeslidze, czyli nieanonimową drużynę. Mówiło się, że ma dobre kontakty chociażby w Bayernie Monachium i może z rezerw tego klubu przyjdą jacyś piłkarze do Szczecina. Krążyły plotki o tym, że to kat dla piłkarzy. Panowała atmosfera wyczekiwania na to, co się stanie. A wkrótce Szczecin naprawdę pokochał trenera Runjaicia – wspomina Dawid Zieliński z portalu DumaPomorza.pl.
– Krótko po tym, jak Runjaić został trenerem Pogoni, spotkałem Kubę Piotrowskiego. Podpytałem go o to, jakim trenerem jest Kosta. Mówił mniej więcej tak – na treningach jest ogień i wymaga absolutnie maksymalnego zaangażowania. Ale kończy się trening, Runjaić gwiżdże po raz ostatni i możesz pogadać z nim jak z ojcem. O wszystkim – o tym, że zostawiła cię dziewczyna, o dziurawym kolanku pod zlewem, o zmęczeniu – mówi Zieliński.
***
Podobno to właśnie zdolności motywacyjne są największym skarbem Niemca. Szybko złapał bardzo dobry kontakt z drużyną, ta go zaakceptowała i kupiła jego metody szkoleniowe. Adam Frączczak w niedawnym wywiadzie na Weszło o Runjaiciu mówił tak: – Szanuję go za to, że jest szczery. Nie boi się mówić krytycznie do zawodników. Jak coś do kogoś ma, zawsze mówi to od razu. Nigdy nie grałem w piłkę na zachodzie, nie wiem jak tam podchodzą do pracy, ale trener ma zupełnie inną mentalność niż polscy trenerzy. Nie szuka problemów w małych rzeczach, które nie mają wpływu na boisko. Trener chce, żebyśmy mieli i moment skupienia na meczu, i chwilę relaksu, odprężenia, wyczyszczenia głowy, co jest równie ważne. Dla niego nie jest problemem, żebyśmy się spotkali przed meczem na kolacji, pogadali, pośmiali się. Luźna atmosfera. Ma być śmiesznie, przyjemnie, mamy być wszyscy razem. Niektórzy trenerzy uważają, że dzień przed meczem masz myśleć tylko o meczu, najlepiej oglądać cały wieczór spotkania przeciwnika. My do meczu przygotowujemy się przez cały tydzień i każdy wie, co musi zrobić, żeby jak najlepiej wyglądać na boisku. Wielu trenerów w Polsce chce robić wszystko za piłkarzy, mówić im co jest dobre. Jesteś źle przygotowany, czujesz, że mikrocykl był za słaby i potrzebujesz czegoś innego – Runjaić mówi, że masz iść na siłownię, albo wysłuchuje sugestii, że ktoś ma za dużo. Nie ma z tym problemów – gdy ktoś uważa, że potrzebuje porobić dodatkowo sprinty, idzie robić sprinty.
Wielu trenerów niestety nie traktuje piłkarza jak kogoś świadomego. Głupi przykład – zakaz jedzenia jajecznicy w dniu meczu. Mimo tego, że w klubie codziennie masz śniadania i możesz jeść jajka w różnej formie. Wtedy, na dwie godziny przed treningiem, to w ogóle trenerowi nie przeszkadza. Ale w dniu meczu, chociaż grasz dopiero wieczorem, zjeść jajecznicy nie możesz, bo podobno zaszkodzi. Nawet, jeśli jesz ją od lat i znasz swój organizm – jeden z trenerów zabraniał. Przecież jeśli będziemy się źle przygotowywać do meczu, stracimy na tym my sami. Runjaić nie robi z takich błahych rzeczy problemów. Masz być gotowy na mecz, a jak się do tego przygotowujesz – twoja sprawa. Na zachodzie większość piłkarzy współpracuje z trenerem personalnym. Oni wiedzą, co im potrzeba. Obrońcy idą więcej na siłownie, ktoś na trening biegowy. Nasz trener powtarza: brakuje ci czegoś? Masz po treningu tyle czasu i możliwości, że wszystko możesz wypracować.
Runjaić już na wejściu do szatni zauważył, że ma do czynienia z drużyną przybitą. Pogoń podchodziła do tamtego sezonu z nadziejami na walkę o górną ósemkę, a po fatalnym początku rozgrywek szorowała po dnie tabeli. Już jesienią sytuacja nieco się poprawiła, ale wciąż do bezpiecznego utrzymania było daleko. Na zimowym zgrupowaniu w Turcji Niemiec poprosił drużynę o długie wieczorne spotkanie, na którym opracowali plan działania. Sami zawodnicy mówili o tym, jaką Pogoń chcieliby oglądać, gdyby byli kibicami. W Szczecinie mówi się, że tamten obóz scementował drużynę, która wiosną grała jedną z najlepszych piłek w Polsce. W szatni zawisła duża plansza z hasłami, które padły wówczas w tureckim hotelu. Na ogół pojawiały się tam banały typu “drużyna walczy od początku do końca”, “każdy idzie w ogień za kolegą z zespołu” itd., ale to właśnie wtedy powstała ten zespół.
Runjaić jest wymagający wobec swoich piłkarzy i ceni tych, którzy zaufają jego metodom i planom. Nienawidzi za to, gdy próbuje się je kwestionować. Jeśli ktoś wyłamuje się z zadań taktycznych, to ląduje w szafie na kilka tygodni. Adam Gyurcso został skreślony przez szkoleniowca po jego debiucie. Dariusz Formella po tym, jak kręcił nosem na trening z juniorami Pogoni w ramach programu “Pogoń Future”, też mógł się pakować. – Podobnie było z Sebastianem Kowalczykiem, który bardzo szybko został zmieniony podczas meczu z Miedzią Legnica w pierwszej kolejce. Później Sebastian na kilka tygodni został odsunięty od gry. Na którejś z kolejnych konferencji prasowej padło pytanie o Sebastiana, Runjaić odpowiedział dość wymijająco, a później wziął na bok dziennikarza, który to pytanie zadał i przez kilkadziesiąt minut tłumaczył mu plan na to, jak Pogoń ma być budowana wokół Kowalczyka – opowiada Zieliński. Efekty? Kowalczyk po sześciu meczach przymusowego odpoczynku wrócił do gry i w czterech ostatnich spotkaniach strzelił gola, miał dwie asysty i wyglądał na jednego z najlepszych piłkarzy w drużynie.
Ciekawym sposobem na motywację jest duży terminarz meczów Pogoni, który wisi w szatni. Po każdym meczu trener prosi o wpisanie wyniku piłkarza, który szczególnie zaimponował mu w danym spotkaniu. Nie mówi “grałeś dziś najlepiej, wpisz wynik”, ale każdy w zespole domyśla się o co chodzi. – Słyszeliśmy wiele pozytywnych opinii o trenerze – głównie o jego umiejętności docierania do ludzi, budowania atmosfery. Uczciwie mówię dziś, że nie spodziewałem się, że jest w tym aspekcie aż tak dobry. Nie chcę popadać w zachwyty, ale trener mi imponuje. Obserwuje jego narzędzia i poziom rozmowy, widziałem w Turcji jak wyglądają odprawy i sam się wiele uczę. Choćby tego, jak można skrytykować człowieka, mówiąc mu, że robi coś źle, a jednocześnie go chwaląc tak, by nie czuł wstydu przed resztą grupy. Wielu miałem trenerów, którzy potrafili spuścić gromy na jakiegoś piłkarza i ten chciał tylko zapaść się pod ziemię. Kosta ma talent – tak to chyba trzeba nazwać – że pokazując mankamenty potrafi powiedzieć „wiem, że to potrafisz, spokojnie, bo to zrobiłeś dobrze i to”. Niesamowita umiejętność. To, że drużyna się podniosła, to jego sukces. Chłopaków oczywiście też – jeden z bardziej doświadczonych zawodników powiedział mi, że nigdy nie miał takich odpraw – mówił nam Mroczek.
Runjaić lubi też poświęcać czas na indywidualne analizy dla piłkarzy. To m.in. dlatego Jakub Piotrowski chciał zostać w Pogoni jeszcze przez pół roku – czuł, że może się w Szczecinie rozwinąć przed wyjazdem z kraju. I choć miał ofertę z Rosji, to został w klubie: – Trener Runjaić pokazuje mi też klipy z elementami, które muszę poprawić. Mówi, że szukanie wolnego miejsca na boisku i zdobywanie przestrzeni to najważniejszy aspekt do wykorzystania. Widzę, że w wielu akcjach mogłem zyskać sporo metrów czy rozwinąć atak, a przyjmowałem piłkę i zaraz ją oddawałem. Teraz jak stoję na czterdziestym metrze i widzę dwadzieścia metrów przed sobą, to biegnę i drybluję – mówił w rozmowie z nami.
W Szczecinie ufają, że Runjaić nie tylko sprawi, że Pogoń wreszcie przestanie się bić o coś więcej niż szara końcówka górnej ósemki, ale i będzie potrafił korzystać z jednej z najlepszych polskich akademii. Pogoń chciałaby zawodnikami puszczanymi w świat (i kwotami, które za nich może otrzymać) nawiązać chociażby do Jagiellonii, Zagłębia czy nawet Lecha. A piłkarze cenią sobie współpracę z Niemcem – już nie chodzi nam tylko o te oficjalne wypowiedzi, które tak czy siak przechodzą autoryzację. Mówimy tutaj o rozmowa zakulisowych, gdzie zawodnicy “Portowców” wprost przyznają – Runjaić pod względem warsztatu pracy to ścisła ligowa czołówka.
I chociażby przez to w Szczecinie serca zabiły mocniej, gdy pojawiły się plotki o tym, że Runjaić może po raz drugi w karierze zostać podkupiony przez inny klub. Taka informacja gruchnęła w niemieckich mediach we wrześniu tego roku. Podkupującym miał być MSV Duisburg, czyli stary znajomy trenera Pogoni. Plotka pojawiła się tuż po tym, jak Duisburg katastrofalnie wystartował w 2. Bundeslidze, a Runjaić został zauważony na trybunach swojego byłego pracodawcy. – Mam tak starych znajomych, trzymam za nich kciuki – mówił na łamach “Bilda”. Dziennikarze podkręcili historię i według nich szkoleniowiec urodzony w Wiedniu był już jedną nogą na zapleczu Bundesligi. Ale temat szybko uciął prezes Pogoni: – Kosta śmieje się, gdy słyszy plotki o odejściu. Z reguły były to fałszywe informacje. Wszystko zamyka się w kwestii zaufania. Mam dobry kontakt z samym trenerem, często rozmawiamy. Jesteśmy w stosunku do niego lojalni, a on to odwzajemnia.
– Mieliśmy już w Szczecinie trenerów, na których pod stadionem czekały taczki i tylko odwlekano moment, w którym na nich wyjeżdżali. Myślę, że dziś zdecydowana większość kibiców Pogoni siłą zatrzymywałaby trenera Runjaicia, gdy pojawił się ktoś, kto chciałby go “Portowcom” podebrać. Wreszcie dostaliśmy drużynę, która gra ofensywnie, ambitnie, widać na nią konkretny plan. Ogromna w tym zasługa szkoleniowca – puentuje redaktor DumaPomorza.pl.
***
Runjaić w zeszłym sezonie wyciągnął drużynę z głębokiego dołka, który zostawił po sobie jego poprzednik. W tym sezonie w to samo miejsce sam zabrnął z zespołem, ale wydaje się, że kryzys jest już za nimi. – Mówiłem, że to wypali? Mówiłem?! – pytał pod autobusem dziennikarzy ze Szczecina po meczu z Zagłębiem Lubin. – Zacznijmy od tego, iż Kosta Runjaic nie jest z nami tylko od tego sezonu, ale przyszedł trochę wcześniej. Raz już wyciągnął naszą drużynę z dołka, odwalił kawał dobrej roboty. Mieliśmy sporo roszad w składzie. Odeszło kilku zawodników, wielu nowych zameldowało się w Szczecinie, więc było to wliczone w ryzyko. Jednak wydaje mi się, że plaga kontuzji najbardziej pokrzyżowała nam plany. Myśmy nie mieli wątpliwości, iż kiedyś odpalimy – potwierdza tę pewność Mroczek.
A gdyby Pogoń jednak nie odbiła się od dna, to w dużej mierze odpowiedzialność spadłaby na trenera, który przecież miał czas na przygotowanie zespołu do sezonu, a także dano mu pewną swobodę na rynku transferowym. Choć on sam miał zastrzeżenia do tego, co zaszło w klubie latem – dyrektor sportowy Maciej Stolarczyk w połowie dogadywania transferów zwinął się na ławkę trenerską Wisły Kraków, wcześniej ze sztabu szkoleniowego odszedł Edi Andradina, a ponadto z klubem pożegnał się dotychczasowy główny skaut Łukasz Becella. Dlatego chociażby transfer Davida Steca do końca musiał monitorować Runjaić, który przez telefon namawiał bocznego obrońcę na przyjście do klubu znad Odry.
***
Runjaić od początku swojej pracy w Polsce uczy się naszego języka i dogadałby się pewnie z każdym z piłkarzy, ale póki co nie chce jeszcze rozmawiać po polsku publicznie. To perfekcjonista, który nie lubi popełniać błędów. Po angielsku też mówi przyzwoicie, ale na konferencjach prasowych posługuje się wyłącznie swoim ojczystym językiem. A propos ojczyzny – mimo jugosławiańskich korzeni i mimo tego, że urodził się w Wiedniu, sam Runjaić w pełni uważa się za Niemca. To tam się wychowywał, tam mieszkał, tam spędził niemal całą swoją karierę zawodową.
Jeśli chodzi o pojmowanie języka polskiego – trener Pogoni korzysta z niego m.in. do karcenia piłkarzy. Podczas jednego z treningów nie podobało mu się to, jak grał wspomniany już Kowalczyk. – Kowal… – westchnął Runjaić za pierwszym razem. – Kooowal! – powtórzył, gdy skrzydłowy nadal nie realizował swojego zadania. – KURWA, KOWALCZYK!!! – ryknął wreszcie Niemiec.
Szkoleniowiec “Portowców” też coraz lepiej odnajduje się w gronie szczecińskich mediów. Gdy w zeszłym sezonie na jaw wyszła znana już sprawa baletów piłkarzy w jednym ze szczecińskich klubów i dziennikarze podpytywali o to trenera na konferencji, ten był wyraźnie zdziwiony: – Yyyy, ale to wy już o tym wiecie? – dopytywał. – No tak, klub wydał na ten temat komunikat – odpowiadali dziennikarze.
W tym sezonie Runjaić zmienił już taktykę i sam poprosił klub o organizację nieformalnego spotkania z dziennikarzami, na którym przez prawie dwie godziny wykładał swój pomysł na zespół. Wszystko w polsko-niemieckiej gościnie – przy piwie i zupie gulaszowej.
***
Nie wiemy, czy Runjaić będzie dla Pogoni trenerem na lata. Przecież “na lata” miał być też Skorża, duże nadzieje pokładano też we Wdowczyku. Wiemy natomiast, że dziś ten projekt z Niemcem za sterami “Portowców” wygląda obiecująco. Rzadko w Ekstraklasie się zdarza, by trener wychodził z dwóch kryzysów – na ogół przychodzi jako strażak, gasi pożar, a później wylatuje zaraz po tym, gdy prezes klubu zauważy kopcący się gdzieś ogień. W Szczecinie byli cierpliwi i dziś tej cierpliwości zbierają plony. A my z zaciekawieniem będziemy przyglądać się temu, czy nadal kibice Pogoni będą tak wpatrzeni w Runjaicia.
DAMIAN SMYK
fot. główne – FotoPyk