Cracovia przestała wreszcie zamykać tabelę, potwierdzając, że powoli, ale jej forma jednak zwyżkuje. W przypadku Górnika Zabrze coraz trudniej o pozytywy i jakieś racjonalne nadzieje w kontekście następnych tygodni. Po godzinie dobrej gry z Lechem Poznań podopieczni Marcina Brosza wrócili do marniutkiego poziomu, który prezentowali od dłuższego czasu.
Górnik przy Kałuży raził bezradnością w ofensywie. Najzwyczajniej w świecie nie miał żadnych atutów. Igor Angulo nie dostawał podań, kiepsko wspomagał go Kamil Zapolnik, poza samym początkiem niczego ciekawego nie pokazywał Daniel Smuga, znów nie było najmniejszego pożytku z Jesusa Jimeneza. Jeden Szymon Żurkowski, który biegał za dwóch i starał się brać grę na siebie, to zdecydowanie za mało. Kilka przyzwoitych zagrań po wejściu na boisko (pierwszy występ w tym sezonie) miał jeszcze Łukasz Wolsztyński, ale w ogólnej skali to nadal nic.
Do tego znów zawiodła zabrzańska obrona. Paweł Bochniewicz zaczyna się dostosowywać do poziomu reszty kolegów, Kacper Michalski potwierdził, że problem z prawą stroną defensywy jest nierozwiązany, a wymuszony eksperyment z Danielem Liszką jako lewym obrońcą okazał się kompletnym niewypałem.
Cracovia zaczęła równie nerwowo jak Górnik, ale z czasem zaczęła dominować. Impuls dawał Javier Hernandez, który pod koniec pierwszej połowy dwa razy zmusił Tomasza Loskę do sporego wysiłku strzałami zza pola karnego, w tym jednym z rzutu wolnego. Hiszpański pomocnik pokazał się też ze swojej najgorszej strony. Perfidnym padolino, gdy Loska wychodził na przedpole, pierwotnie nabrał sędziego Tomasza Kwiatkowskiego. Na szczęście dzięki VAR arbiter się zreflektował, cofnął decyzję o rzucie karnym i ukarał miernego aktorzynę żółtą kartką.
Nie zmienia to faktu, że Hernandez był tego dnia najlepszy na murawie. Inna sprawa, czy na pewno gol na 2:0 został strzelony w pełni prawidłowo. Pal licho, że być może był minimalny spalony Airama Cabrery, ale przede wszystkim Hernandez – nim ruszył do tańca z obrońcami Górnika – dotknął piłki ręką. Sędziowie uznali jednak, że zrobił to zupełnie niezamierzenie i bramkę uznali. Sprawa kontrowersyjna, bo gdyby wychwycili to od razu, zapewne bez wahania zostałby użyty gwizdek.
Stanęło jednak na tym, że Hernandez ma gola, a przypadkową asystę zaliczył Marcin Budziński. Jego wejście dużo dało Cracovii, bo chyba w swoim pierwszym kontakcie z piłką wygrał pojedynek główkowy z Zapolnikiem, dzięki czemu Niko Datković mógł wyłożyć piłkę Cabrerze. Budziński zapisałby na swoje konto drugą asystę w doliczonym czasie, gdy Filip Piszczek wykorzystał sytuację sam na sam, lecz tutaj spalony był ewidentny i Tomasz Kwiatkowski po obejrzeniu powtórek musiał anulować to trafienie. Generalnie, gdyby nie VAR, moglibyśmy mieć skandal.
“Pasy” w czterech ostatnich kolejkach wywalczyły siedem punktów, zza chmur zdaje się wychodzić słońce. Górnik przedłużył do dziewięciu passę meczów bez ligowego zwycięstwa, nadal nie zachował czystego konta w tym sezonie, a tu jeszcze osiem spotkań przed zimową przerwą. W Zabrzu muszą uważać, żeby się teraz nie zakopać na dnie stawki. Z taką grą mają to jak w banku.
[event_results 534330]
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl