Wczoraj wieczorem na Camp Nou odbył się mecz na szczycie w La Liga. Wicelider gościł na swoim stadionie lidera rozgrywek z Sewilli. Spotkanie fantastycznie zaczęło się dla gospodarzy, bo już po kilku minutach na koncie mieli dwie bramki. Pomimo tego znakomitego startu w 15. minucie trybuny zamarły. Na murawie wylądował Leo Messi, który niefortunnie upadł na prawą rękę po jednym z pojedynków. Już na pierwszy rzut oka było widać, że Argentyńczyk tego meczu nie skończy. Ba, można było przypuszczać, iż wypadnie z gry na długi czas.
Kapitan Barcelony od razu po opuszczeniu murawy pojechał do szpitala. Tam przeprowadzono badania, które potwierdziły wstępne przypuszczenia, że uraz jest poważny. Leo Messi złamał kość promieniową prawej ręki i na boisko będzie mógł wrócić za trzy tygodnie.
❗ [ÚLTIMA HORA] #Messi té una fractura al radi del braç dret. El temps aproximat de baixa és de tres setmanes.#FuerzaLeo pic.twitter.com/d0TQypE3SI
— FC Barcelona (@FCBarcelona_cat) October 20, 2018
Zanim klub wydał oficjalny komunikat katalońskie media prześcigały się w diagnozach. Spekulowano o zwichnięciu, przeproście, uszkodzonych więzadłach i złamaniu. Ostatecznie skończyło się na tym ostatnim i trzeba uczciwie powiedzieć, że nie jest najlepiej, ale mogło być też gorzej. Inna sprawa, że ten uraz Messiemu przytrafił się w bardzo gorącym okresie dla Barcelony. Najlepszy strzelec Blaugrany opuści najprawdopodobniej mecze z Interem (dwa spotkania), Realem Madryt, Cultural Leonesa, Rayo i Betisem. Choć w tym ostatnim istnieje spora szansa, że już zagra.
Mistrza Hiszpanii czeka więc wyczerpujący maraton, który będzie musiał pokonać bez swojego najlepszego zawodnika. Co prawda piłkarze i trener twierdzą, że poradzą sobie Argentyńczyka, ale ciężko brać te zapewnienia za dobrą monetę.
Clement Lenglet: – Możemy dać sobie radę bez Leo. Pokazaliśmy to już teraz. Mamy ofensywnych zawodników na niesamowitym poziomie. Szkoda tej kontuzji, bo Messi gra niemal zawsze. Nie jest przyzwyczajony do urazów i był trochę smutny.
Ivan Rakitić: – Postaramy się sprawić, że nieobecność Messiego będzie jak najmniej zauważalna.
Gerard Pique: – Wiemy, że kiedy jest na boisku, daje nam pewność siebie, ale jego nieobecność nie musi na nas wpłynąć. Posiadanie Leo wiele zmienia, jednak mamy wystarczająco wielu piłkarzy, by poradzić sobie bez względu na to. Mamy się dobrze na tym etapie rozgrywek.
Ernesto Valverde: – Rzecz jasna, że to ważna strata, bo wiadomo, o kogo chodzi. Wiemy, co nam daje i co myśli przeciwnik, gdy Leo jest na boisku. Musimy sobie z tym jednak poradzić, przygotujemy się do tego. Mamy możliwości, choć czekają nas trudni przeciwnicy. Postaramy się zachować nasz styl.
Jasne, możliwości może i są, ale bardzo ograniczone. Najbardziej naturalną opcją do zastąpienia Argentyńczyka wydaje się Ousmane Dembele. Francuz miał świetny początek sezonu, ale w ostatnim czasie mocno spuścił z tonu. Mecz z Sevillą jest tego najlepszym potwierdzeniem, bo dawno nie widzieliśmy tak chaotycznego występu ofensywnego zawodnika Barcelony. Reprezentant Francji swoimi nieudolnymi próbami dryblingów irytował nie tylko kibiców, ale także kolegów z drużyny. Być może 21-latek ma wielki talent i jeszcze będzie gwiazdą na Camp Nou, ale jeszcze długa droga przed nim.
Mało prawdopodobnym wariantem wydaje się postawienie na Malcoma. Sprawa Brazylijczyka jest nie tyle co skomplikowana, a tajemnicza. Latem Barcelona wręcz wyrwała 21-latka z rąk AS Romy, płacąc za niego 41 milionów euro. Można było więc przypuszczać, że ten będzie ważnym ogniwem w układance Ernesto Valverde. Tymczasem były zawodnik Girondins Bordeaux tak naprawdę nie dostał jeszcze szansy w nowym zespole. Bo trudno szansą nazwać zagranie ogonów w dwóch spotkaniach ligowych. Na dobrą sprawę nie wiadomo nawet w jakiej formie jest Malcom. Trudno więc przypuszczać, że nagle Valverde zacznie na niego stawiać. A tym bardziej trudno wierzyć w to, że bez gry przez kilka miesięcy potrafiłby z marszu poradzić sobie z obrońcami Interu Mediolan albo Realu Madryt. Fakty są takie, że prędzej 54-latek zmieni taktykę albo wystawi Munira niż postawi na Malcoma.
Messidependencia trwa w Barcelonie od wielu lat. Bywają sezony, w których drużyna jest mniej uzależniona od swojego najlepszego gracza, ale są też takie, w których polega głównie na nim. A ten sezon jest taki, że bez Messiego Barcelonę trudno oglądać. Najzwyczajniej w świecie jest nudno, a najlepszym przykładem tego jest wczorajszy mecz. Zanim 31-latek opuścił boisko załatwił swojej drużynie zwycięstwo. Najpierw asystował przy bramce Coutinho, a później w swoim stylu trafił do siatki. Po jego zejściu w ofensywie Barcelony może się coś działo, ale zwykle akcje były dziełem przypadku. Różnica w grze była ewidentna. Zresztą nie tylko w tym spotkaniu, bo daleko szukać nie trzeba, gdyż wystarczy przypomnieć mecz Barcelona – Athletic Bilbao (1:1). Leo Messi miał w tym spotkaniu odpocząć, dlatego zaczął mecz na ławce rezerwowych. Na boisku pojawił się dopiero w drugiej połowie, gdy gospodarze przegrywali. Po jego wejściu „Barca” wreszcie zaczęła grać z większą werwą w ataku, co skończyło się bramką Munira. Na więcej nie starczyło czasu, ale spokojnie można było zaobserwować, ile Messi znaczy dla swojej drużyny. Poza tym warto rzucić okiem na liczby Argentyńczyka w tym sezonie.
La Liga – 691 minut – 7 bramek – 5 asyst
Liga Mistrzów 180 minut – 5 bramek – 0 asyst
Cóż, przed piłkarzami Valverde naprawdę trudny okres, bo ktoś będzie musiał wejść w buty lidera. A tak szczerze mówiąc nie widzimy zbyt wielu potencjalnych zastępców Messiego. Jako monolit i drużyna Barcelona również nie jest zbyt silna w tym sezonie. Być może potrzeba okaże się matką wynalazków, ale raczej się na to nie zapowiada. Najbardziej logiczny scenariusz jest taki, że w najbliższych trzech tygodniach mistrz Hiszpanii będzie grał o to, by jak najmniej stracić.
Fot. NewsPix