W trakcie wczorajszego spotkania śmialiśmy się, że bardziej kreatywny niż nasz środek pola jest nawet scenariusz “Dam i wieśniaczek”. Trio Szymański-Góralski-Linetty nie potrafiło utrzymać się przy piłce, nie potrafiło wyjść spod pressingu, nie potrafiło obsłużyć podaniem Zielińskiego (o Lewandowskim i Miliku nie wspominamy), ale to też pewnie z tego względu, że częściej decydowało się na firmowe zagrania do tyłu – czasem do obrońcy, czasem do bramkarza.
Czy nas to dziwi? Już we wczorajszej relacji live zaznaczaliśmy, że w żadnym wypadku. “Nie dziwi to tysięcy kibiców oglądających Ekstraklasę w ostatnich paru sezonach, nie dziwi to ekspertów, dziennikarzy, byłych piłkarzy, no nikogo, po prostu nikogo to nie dziwi”.
Przede wszystkim, za obsługę środka pola odpowiedzialna była trójka piłkarzy bez formy. Można mówić, że Linetty radzi sobie w Serie A, ale co z tego, skoro wyraźnie przytłacza go ciężar biało-czerwonej koszulki. – Jeszcze nie gram w kadrze tego, co potrafię w Sampdorii – mówił nam w maju. Minęło kilka miesięcy i właściwie nic się nie zmieniło, nadal nie gra w kadrze tego, co potrafi w Sampdorii. Wczoraj znów było słabo, znów było niemrawo. A przecież mówimy o piłkarzu – było czy nie było – bardzo doświadczonym jak na swój wiek. Wydaje się, że wczoraj miał idealną okazję, żeby – przy nieopierzonych Góralskim i Szymańskim – wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Nie podołał. Po raz kolejny.
Dalej Góralski. Ludogorets rozegrał 23 mecze w tym sezonie. Tylko pięć z Góralskim w pierwszym składzie. A Szymański? Zerknijmy na noty, jakie otrzymywał w ostatnich spotkaniach Wisły Płock – 3, 4, 4, 4. Od ostatniego zgrupowania wszystko poniżej przeciętnej. Można mówić, że ocenę obniża mu słaba postawa całej drużyny, ale jak przypomnimy sobie to, co wyczyniał ostatnio w Szczecinie, kiedy czapką nakrył go Drygas, to… To jednak nie ma co tak mówić.
Jakkolwiek spojrzeć, to nie miało prawa wypalić. Oczywiście, chcąc kogoś sprawdzić – w tym przypadku Góralskiego lub Szymańskiego – najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłoby wrzucenie jednego z nich do już działającego mechanizmu, a nie wywracanie wszystkiego do góry nogami i zestawianie z zawodnikami, którzy już pewnie nigdy się ze sobą na boisku nie spotkają.
Problem w tym, że Klich pauzował za kartki, że Krychowiak zgłosił uraz. Kołdra zrobiła się krótka. I właśnie świadomość, że nas naprawdę nie stać na wiele więcej jest w tym wszystkim najgorsza. Wczorajszy mecz zweryfikował wielu zawodników, przykład środkowym pomocników jest najbardziej znamienny, ale właśnie – inny środek pola może i byłby trochę bardziej kreatywny, ale tylko trochę. Tak jak ujęliśmy to wczoraj – nie posiadamy po prostu gości, którzy potrafią przetransportować piłkę z 30. metra od naszej bramki na 30. metr od bramki rywala. Na boisku, na ławce, ogólnie: w Polsce.
I to jest w tym wszystkim najbardziej dołujące.
Fot. FotoPyk