Kuba Przygoński z Orlen Teamu dokonał rzadkiej sztuki – jako dopiero drugi Polak w historii zdobył Puchar Świata FIA w rajdach terenowych. Największy sukces w karierze traktuje jednak zaledwie jako punkt wyjścia i już myśli o kolejnym wielkim wyzwaniu. W styczniu czeka go czwarty Rajd Dakar za kierownicą samochodu. „Są pewne podstawy do optymizmu, ale ten start będzie naprawdę skomplikowaną układanką” – ocenił w rozmowie z Weszło Andrzej Borowczyk, komentator sportów motorowych w Polsacie Sport.
Przedostatni start w tym sezonie Pucharu Świata był postrzegany jako idealne przetarcie przed Dakarem. W Maroku na kierowców czekał prolog i pięć wymagających etapów, a łączny dystans do pokonania wynosił ponad 2000 kilometrów. Przygoński i jego francuski pilot Tom Colsoul teoretycznie nie musieli się specjalnie starać. Ich przewaga w klasyfikacji generalnej była tak duża, że końcowy triumf mogli sobie zapewnić po prostu dojeżdżając do mety bez większych przygód.
Polak nie poszedł jednak na łatwiznę. Postanowił wykorzystać fakt, że w Maroku pojawili się faworyci Dakaru – Carlos Sainz, Cyril Despres i Nasser Al-Attiyah. Nie zawsze w tym sezonie mógł liczyć na taką obsadę. Katarczyk po trzech z rzędu triumfach w Pucharze Świata był w tym sezonie mniej aktywny – spora w tym zasługa kilku nieudanych podejść w pierwszych startach. W Maroku był jednak tradycyjnie poza zasięgiem konkurencji, wygrywając w tym kraju już po raz piąty z rzędu. Przygoński dotarł do mety drugi, ale na mecie to on cieszył się najbardziej.
„Za mną i Tomem Colsoulem bardzo długi i wymagający sezon – zaliczyliśmy rajdy w 10 krajach. To ponad 40 dni walki, 100 godzin w samochodzie, mnóstwo wyzwań, które czekały na nas na trasie. To był niezwykle trudny rok, a mimo to udało nam się stanąć na podium niemal wszędzie, gdzie się pojawialiśmy” – komentował po wszystkim Polak, który powtórzył osiągnięcie Krzysztofa Hołowczyca z 2013 roku.
Patrząc na wyniki Przygońskiego w tym roku, uderzająca jest przede wszystkim jego równa forma. Cztery z dziesięciu startów wygrał, a pięć razy kończył na drugim miejscu. Gorzej poszło mu tylko podczas zimowej inauguracji w Rosji, gdzie zajął czwarte miejsce. Kierowca Orlen Teamu ma aż 110 punktów przewagi nad drugim w klasyfikacji generalnej Martinem Prokopem. Obaj są jedynymi zawodnikami w tym sezonie, którzy punktowali w każdym wyścigu, ale to na pewno jeszcze się zmieni. Pewny triumfu Polak nie wybiera się na ostatnie zawody do Portugalii i trudno mu się dziwić: we wrześniu urodziła mu się druga córka, której zamierza poświęcić trochę czasu przed Dakarem.
„Puchar Świata to tak naprawdę odpowiednik mistrzostw świata w rajdach terenowych. Są dwa typy rajdów – krótsze Baja oraz te bardziej klasyczne, dłuższe. Takim dłuższym był na przykład ostatni Rajd Maroka, wcześniej tym sezonie ścigano się też tak między innymi w Kazachstanie i Emiratach. W rajdach terenowych punktuje się podwójnie w porównaniu do tych Baja” – tłumaczy Andrzej Borowczyk. „Największym atutem Kuby jest wszechstronność, bo radził sobie równie dobrze w jednym i drugim typie rajdów. Wciąż mam wrażenie, że mógłby chwilami jechać jeszcze szybciej, ale trzeba mu oddać, że ani razu nie rozbił w tym sezonie samochodu i nie zrobił sobie żadnej krzywdy. Wielu zawodników z dużo większym doświadczeniem miało takie problemy. To pozwala patrzeć z pewnym optymizmem na jego start w Dakarze, ale to będzie jednak o wiele bardziej skomplikowana układanka” – dodaje dziennikarz motoryzacyjny Polsatu Sport.
Tegoroczny sezon Przygoński traktował jako poligon doświadczalny. Cały czas uczy się czterech kółek, bo jego naturalnym środowiskiem były wyścigi motocyklowe. W stronę nowych wyzwań pchnęły go jednak życiowe doświadczenia. W 2014 roku podczas Abu Dhabi Desert najpierw był świadkiem tragicznego wypadku, w którym zmarł Cameron Vaughn. „Kuba zrobił wszystko, co mógłby zrobić tylko doświadczony lekarz” – opowiadał Rafał Sonik, który na miejscu zdarzenia pojawił się kilka chwil później. Polak reanimował ofiarę wypadku do chwili przybycia medyków, ale Vaughna nie udało się już uratować.
Podczas kolejnego dnia rywalizacji to Przygoński miał koszmarnie wyglądający wypadek – źle ocenił odległość i spadł z ogromnej wydmy. Diagnoza: kompresyjne złamanie pierwszego, drugiego i czwartego kręgu kręgosłupa oraz zwichnięty staw łokciowy. Rehabilitacja zajęła prawie pół roku, ale w jej trakcie kierowca mógł pewne rzeczy na spokojnie przemyśleć. To właśnie wtedy pojawił się pomysł, by spróbować zamienić motocykl na nieco bardziej bezpieczny samochód terenowy.
„Na motocyklu ścigałem się siedemnaście lat, autem jeżdżę od trzech, więc siłą rzeczy brakuje mi jeszcze trochę doświadczenia. Umiejętność prowadzenia samochodu szybko jednak się u mnie rozwija. Powód? Z jednośladu dosyć łatwo przesiąść się za kółko, bo technika jazdy motocyklem jest trudniejsza niż rajdówką. W aucie masz trzy parametry: kierownicę, gaz i hamulec. W motocyklu to gaz, hamulec przedni i tylny plus masa człowieka, który w trakcie jazdy się przesuwa. Z tego względu tym drugim jeździ się trudniej” – tak sam zainteresowany tłumaczył swoją decyzję w rozmowie z Weszło w 2017 roku:
Najlepiej na Dakarze wśród motocyklistów spisał się w 2014 roku – był szósty. Mimo tak trudnych życiowych doświadczeń zdecydował się jeszcze jeden start w tej kategorii. Od 2016 roku na najważniejszej rajdowej imprezie sezonu pojawia się już wyłącznie na czterech kółkach i z roku na rok osiąga coraz lepsze wyniki. W debiucie był piętnasty, rok później siódmy, a w styczniu za kierownicą Mini JCW finiszował już na piątym miejscu.
Grupa marzeń
W ostatnim występie przed Przygońskim uplasowały się tylko legendy. Carlos Sainz, Nasser al-Attiyah i Giniel de Villiers biją 33-latka na głowę doświadczeniem w Dakarze, ale czas działa na korzyść Polaka. Tuż przed nim znalazł się jeszcze Stephane Peterhansel, który również na początku pojawił się na Dakarze w motocyklu. Pierwszy etap słynnego wyścigu wygrał w 1988 roku – Polak miał wtedy zaledwie 3 lata! W styczniu 2019 roku przedstawiciele dwóch pokoleń spotkają się w przejawiającej mocarstwowe aspiracje grupie X-raid.
„To będzie dla nas duży krok naprzód. Następny Dakar odbędzie się tylko w jednym państwie, ale wiem, że Peru to bardzo ciekawy i ładny kraj. Są tam duże wydmy i otwarte pustynie, które czynią ten rajd bardzo interesującym” – ocenił Peterhansel, trzynastokrotny triumfator Dakaru. To właśnie możliwość równej rywalizacji z legendami najbardziej ucieszyła Przygońskiego po ostatnim starcie w Maroku. Formę rodaka komplementował Marek Dąbrowski – były motocyklowy wicemistrz świata, pod okiem którego zdobywał doświadczenie.
„Jeszcze nie widziałem, by ktoś prezentował tak równą formę w przekroju całego roku, a przy tym z rajdu na rajd zaliczał podobny progres. To naprawdę świetny prognostyk przed zbliżającym się Dakarem” – chwalił jeden pierwszych członków Orlen Teamu. Różnic między Dakarem a zawodami Pucharu Świata jest kilka. Główna dotyczy oczywiście czasu trwania obu imprez, ale także charakterystyki samej rywalizacji. Zawody PŚ wymagają od kierowców większej wszechstronności – muszą sprawdzać się zarówno na długich pustynnych trasach, jak i podczas zawodów Baja, gdzie przejeżdża się w pętli kilka okrążeń.
Mocniejszą stroną Przygońskiego jest pustynia. Nasz kierowca twierdzi, że od małego potrafi wykazać się w najgorszych nawet warunkach znakomitą orientacją w terenie. Ta umiejętność może mu się bardzo przydać już za kilkanaście tygodni – 41. edycja rajdu rozpocznie się 6 stycznia i potrwa 11 dni. Na kierowców czeka jedna z najbardziej piaszczystych tras w historii. Według ostrożnych szacunków organizacja tak dużej imprezy w Peru może kosztować nawet ponad 25 milionów dolarów, a trasa i tak będzie jedną z najkrótszych w historii. Na co stać w takich warunkach Polaka?
„Kuba to bardzo poukładany i spokojny kierowca. Mam wrażenie, że z Tomem Colsoulem świetnie się dogadują i tworzą zgrany duet. Choć Polak jeździ w barwach Orlen Teamu, to samochód dostarcza mu ekipa X-Raid. Sven Quandt powołał tam z myślą o Dakarze niesamowity zespół gwiazd – ściągnął Carlosa Sainza, Stephane’a Peterhansela i Cyrila Despresa. Oni pojadą samochodem w nowej wersji buggy – to taki model napędu na tył, który w określonych warunkach może zapewniać przewagę. Przygoński pojedzie prawdopodobnie samochodem w starej wersji, ale trudno powiedzieć jak to wszystko wyjdzie w praktyce. Będzie pewnie jak zawsze: pierwsze etapy wyłonią czołówkę i potem każdy z zespołów będzie pracował na swojego lidera” – przewiduje Andrzej Borowczyk.
Na korzyść Polaka działa to, że jest kierowcą regularnym i aktywnym. To najlepsza i właściwie jedyna forma treningu. W Maroku jego „stare” Mini pomogło mu wywalczyć drugie miejsce – Despres był trzeci, a Sainz mimo etapowego triumfu po awarii technicznej nie ukończył wyścigu. „Wyobrażam sobie, że Przygońskiego i Colsoula stać podczas Dakaru na niespodziankę” – powiedział na mecie tajemniczy jak zawsze Sven Quandt. Biorąc pod uwagę wysoką i równą formę oraz historię postępów na Dakarze, Kuba zdecydowanie ma prawo marzyć o pierwszym podium.
KACPER BARTOSIAK
Fot. Newspix.pl