Karny po tak ewidentnym „padolino”, że nawet niektórzy kibice ŁKS-u musieli się uśmiechnąć pod nosem. Wcześniejszy rzut karny również dyskusyjny, w dodatku niewykorzystany – bo Filip Karbowy trafił w słupek. I wreszcie śmietanka na torcie, czyli interwencja Jana Sobocińskiego po tejże jedenastce – uderzenie obiema nogami, po którym piłka wpadła do siatki jego drużyny.
Kto oczekiwał, że pierwszoligowy styl życia dostarczy mu w ten weekend emocji i śmiechu – bez wątpienia się nie rozczarował. Polsat zabrał nas dzisiaj na obiekt ŁKS-u Łódź na starcie, które od początku zapowiadało się diabelnie ciekawie. Obie drużyny dość młode, w samym czubie klasyfikacji Pro Junior System. Obie drużyny chwalone za czysto piłkarskie umiejętności, za chęć grania krótkimi podaniami po ziemi, za efektowny styl gry. No i wreszcie obie drużyny całkiem wysoko w tabeli, z szansami na zakręcenie się w okolicach podium.
Mecz… ogólnie nie zawiódł. Trzeba jasno powiedzieć – jak na standardy pierwszej ligi oglądało się to całkiem znośnie. Łuczak i Ramirez z jednej strony, Karbowy czy Mackiewicz z drugiej próbowali zagrań nieco bardziej ambitnych niż laga na osamotnionego napastnika. Nie brakowało prób klepania nawet i na 16. metrze, gdy większość nawet i ekstraklasowych drużyn nie bawi się w kombinacje i naparza z takiej odległości choćby i w mur obrońców. Szczególnie podobały nam się wyjścia spod pressingu – obaj szkoleniowcy mieli w tym meczu fragmenty, podczas których naganiali swoich podopiecznych do serii sprintów pod samych obrońców rywala. ŁKS podobnie grał już choćby z Podbeskidziem czy GKS-em Tychy, Wigry przypomniały sobie dynamikę i energię, którą imponowały w pierwszej fazie sezonu. Normalnie przy tak wysokiej grze obronnej, rywale skupiają się na wybijance, stoperzy zaś na tym, by piłka jak najkrócej pozostawała w pobliżu bramki. Tutaj więcej było prób przeklepania piłki, rozrzucenia jej po bokach obrony czy po cofających się na własną połowę pomocnikach.
I fajnie, właśnie tak przyjemnie i ciepło wspominalibyśmy sobie ten mecz, gdyby nie wydarzenia z drugiej połowy. O ile w pierwszej bowiem padła tylko jedna prawidłowa bramka, gol Rafała Kujawy po dośrodkowaniu niezawodnego Daniego Ramireza, o tyle w drugiej mieliśmy do czynienia z esencją pierwszoligowej przaśności. W roli głównej sędzia Sebastian Tarnowski, w rolach drugoplanowych Jan Sobociński, Filip Karbowy, Patryk Bryła oraz Robert Bartczak. Gatunek? Wiadomo, jak to w I lidze. Komediodramat.
Zaczęło się od akcji Roberta Bartczaka, który – jak to się ładnie mówi – poszukał kontaktu z Grzesikiem w polu karnym ŁKS-u. Sędzia wskazał na wapno, ale nie jesteśmy pewni, czy gdyby pod stadionem stał wóz VAR, decyzja by się utrzymała. Tu jeszcze było w miarę normalnie – w końcu karne z gatunku 50/50 to w piłce nożnej codzienność. Ale następnie do piłki podszedł Filip Karbowy. Uderzył w słupek, futbolówka wyszła w pole, tam zaś stał Jan Sobociński. Młody obrońca ŁKS-u kopnął lewą nogą w swoją prawą nogę (!?) i po tym oryginalnym zagraniu piłka wpadła do siatki. To po angielsku będzie chyba „slapstick”.
@LKS_Lodz w odcinku pt.: ,,Piłkarskie jaja”. A i tak wygrał z @wigry_suwalki 2:1.#LKSWIG #lkslodz #1liga pic.twitter.com/F300yXb9r8
— Cezary Kawecki (@CezaryKawecki) 6 października 2018
Stężenie absurdu już było całkiem wysokie, ale wtedy tempo podkręcił Patryk Bryła przy wydatnej pomocy sędziego Tarnowskiego. Ełkaesiak dotknięcie w klatkę piersiową przyjął z taką dramaturgią, jakby właśnie odgrywał scenę śmierci Boromira z „Władcy Pierścieni”. Sami zobaczcie, ledwo przeżył ten nokautujący cios.
Żenada…😏😤#LKSWIG @wigry_suwalki pic.twitter.com/2LDAbU0IGo
— Damian Węglarz (@D_Weglarz96) October 6, 2018
W tym momencie zresztą właściwie skończyły się emocje, gra stała się rwana, zamiast przemyślanego pressingu mieliśmy już raczej łupankę. Fakt, lepiej odnajdywał się w tym ŁKS, kilka razy znów groźnie atakowali Bryła czy debiutujący dziś Łukasz Piątek, ale przyjemność z oglądania skutecznie zepsuła świadomość beznadziejnego sędziowania.
ŁKS dowiózł jednobramkowe prowadzenie do końca, przełamał trochę „klątwę” własnego stadionu oraz „klątwę” relacji w Polsacie Sport – ełkaesiakom w tym sezonie najlepiej gra wychodziła daleko od domu i kamer. Chojniczanka pogubiła punkty z Wartą Poznań, zaś Bytovia przegrała u siebie z GKS-em Jastrzębie, co oznacza, że łodzianie zameldowali się na podium. Na szczególną uwagę zasługuje ten drugi mecz i sami nie możemy się doczekać, aż Polsat pokaże jego skrót – jeszcze w drugiej minucie doliczonego czasu gry goście prowadzili 1:0, trzy minuty później GKS świętował zwycięstwo 2:1.
*
Co u pozostałych zespołów ze szczytu tabeli? Chrobry Głogów po golu Marka Wasiluka wywiózł komplet ze stadionu w Krakowie, gdzie swoje mecze rozgrywa Garbarnia – z 21 punktami na koncie idzie łeb w łeb z ŁKS-em i Chojniczanką. Sandecja z kolei wygrała w Tychach 1:0 (karnego dla GKS-u przy stanie 0:1 nie wykorzystał Grzeszczyk) i umocniła się na drugim miejscu. Lider z Częstochowy na chwilę zwolnił, bezbramkowo remisując z Podbeskidziem, ale ich przewaga nad peletonem to nadal bezpieczne siedem punktów.
Na drugim końcu tabeli na uwagę zasługuje wyjazdowe zwycięstwo GKS-u Katowice w Olsztynie, dzięki któremu katowiczanie zrównali się punktami z Niecieczą i walczą dzielnie o opuszczenie strefy spadkowej.
*
ŁKS Łódź – Wigry Suwałki 2:1 (1:0)
Kujawa 43′, Rozwandowicz 65′ – Sobociński 63′ (s.)
W 62. minucie Karbowy trafił w słupek z rzutu karnego.
Warta Poznań – Chojniczanka 1:1 (0:1)
Janicki 64′ – Zawistowski 31′
Bytovia Bytów – GKS Jastrzębie 1:2 (0:0)
Jakóbowski 90+3 – Szymura 73′, Żak 90+4
Bruk-Bet – Puszcza 2:2 (2:1)
Gutkovskis 1′, Vilhjalmsson 44′ – Tomalski 33′, Drzazga 57′
Garbarnia – Chrobry 0:1 (0:1)
Wasiluk 13′
GKS Tychy – Sandecja Nowy Sącz 0:1 (0:0)
Chmiel 58′
W 68. minucie Grzeszczyk nie wykorzystał rzutu karnego.
Podbeskidzie – Raków 0:0
Stomil Olsztyn – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Adrian Łyszczarz 32′
Fot.FotoPyK