O tym, że w ataku Cracovii panuje totalna bryndza wie każdy, kto Ekstraklasę śledzi chociażby ze średnią uwagą. W końcu żadna z drużyn w dziesięciu kolejkach nie strzeliła mniej goli niż „Pasy”, co w zasadzie jest najlepszą ilustracją tej małej katastrofy. Dość nieoczekiwanie okazało się jednak, że krakowski klub ma na kontrakcie napastnika, który gole strzela na zawołanie, ale jak na złość aktualnie robi to w innych barwach. Gość nazywa się Tomas Vestenicky i grając w Polsce niczym szczególnym się wyróżnił. Za to na Słowacji należy do czołówki najlepszych strzelców, więc kto wie – może jeszcze będą z niego ludzie?
Vestenicky do Krakowa przeniósł się w lutym 2016 roku, jako piłkarz – uwaga, będzie szumnie – AS Roma i etatowy reprezentant słowackich reprezentacji młodzieżowych. Cracovia początkowo wypożyczyła go na pół roku, ale już w czerwcu skorzystała z możliwości i wykupiła Słowaka za, jak plotkowano, około pół miliona euro. Kwota naprawdę konkretna, ale też konkretnie zapowiadał się Vestenicky, bo do Polski przywiózł ze sobą status gwiazdy mistrzostw świata U-17, na których zdobył aż pięć bramek. Nic więc dziwnego, że po zakończeniu turnieju był rozchwytywany przez topowe europejskie kluby, a ostatecznie słowacką Nitrę zmienił na Romę. W Rzymie szału wprawdzie nie zrobił, ale nie brakowało przesłanek świadczących o tym, że w Ekstraklasie i tak sobie poradzi.
Pierwsza runda była dla Vestenicky’ego jeszcze całkiem udana. Statystycznie wypadł może przeciętnie (jeden gol i jedna asysta), jednak ogólnie pozostawił po sobie nie najgorsze wrażenie. Jego bramkę z Pogonią fani Cracovii wspominają zresztą do dziś.
Le golazo de Tomas Vestenicky (prêté par l’AS Roma) avec le Cracovia #POGCRA pic.twitter.com/nHQ7EtghYP
— Pilka & Nozna 🇵🇱 (@OwskiMateusz) 20 marca 2016
Nadzieje wiązane ze słowackim talentem przepadły jednak niemal równo ze startem poprzedniego sezonu. Słowak, który w Cracovii często grał także a skrzydle, nie znalazł dla siebie miejsca w koncepcji Michała Probierza i w rundzie jesiennej na boisku pojawił się tylko raz – w przegranym 0:2 spotkaniu z Lechem w czwartej kolejce. Później raptem dwukrotnie znalazł się w kadrze meczowej „Pasów”, w pozostałych przypadkach poczynania kolegów z zespołu oglądał z perspektywy trybun. Pretensje o taki stan rzeczy miał jednak wyłącznie do siebie. – Może trenerowi nie odpowiada mój styl gry? Ale winy na niego absolutnie nie zrzucam, ona leży po mojej stronie – tak w listopadzie ubiegłego roku komentował swoja sytuację na łamach „Gazety Wyborczej”.
Zimą Vestenicky wiedział, że musi porzucić ambitne plany podboju Ekstraklasy, a swojej szansy poszukać w innym klubie. I faktycznie, w styczniu bieżącego roku został wypożyczony do Nitry, z której kilka lat wcześniej wyruszył w świat, i w której stosunkowo szybko odżył.
Vestenicky rundę wiosenną poprzedniego sezonu Fortuna Ligi zakończył z sześcioma golami w ośmiu meczach. Latem jego wypożyczenie zostało przedłużone o kolejny sezon, co napastnikowi znów wyszło na dobre. Do tej pory w dziesięciu spotkaniach aż sześciokrotnie trafił do siatki i aktualnie zajmuje trzecią pozycję w klasyfikacji najlepszych strzelców. Szczególnie imponujący występ zaliczył w 7. kolejce, zdobywając hat-tricka w meczu Nitra – Zlate Moravce.
Oczywiście cały czas mamy na uwadze, że ogólny poziom ligi słowackiej mimo wszystko jest niższy od poziomu naszej Ekstraklasy, a nawet najbardziej bramkostrzelny piłkarz z tamtejszego średniaka w Polsce może kopać się wyłącznie po czole. Niemniej Vestenicky’ego mimo wszystko warto mieć na radarze, bo niewykluczone, że w Cracovii – przynajmniej na razie – nie poradził sobie z innych powodów niż niskie umiejętności. Przy Kałuży, gdzie skutecznych napastników po prostu nie ma, nie powinni go więc ignorować.
Fot. FotoPyK