W Stomilu co roku to samo. Słabe wyniki, fatalna sytuacja organizacyjna, generalnie – igranie z ogniem. Piłkarze wyrzucani z mieszkań przed najważniejszym meczem poprzedniego sezonu, trener bojkotujący przygotowania własnej drużyny (więcej TUTAJ), teraz – po długo oczekiwanej zmianie prezesa – kolejne trupy wypadające z szafy. Na czele z tymi, które mają wytatuowany na czaszce napis: “2 miliony złotych”. Stanowiący kwotę, na jaką zadłużeni są olsztynianie.
– W Stomilu jest teraz totalny rozpierdol. Tak źle jeszcze nie było. Wcześniej w najgorszym wypadku długi wynosiły milion złotych, a przeważnie sporo mniej. Teraz jest prawie dwa razy tyle. Nikt, nawet najwięksi wrogowie poprzedniego prezesa, nie sądził, że jest aż tak fatalnie– przyznał nam jakiś czas temu Piotr Gajewski, lokalny dziennikarz i przedsiębiorca.
Z tego co wiemy, nie tak wygląda kraina mlekiem i miodem płynąca. Generalnie o tym, co dzieje się w Stomilu można mówić i mówić. Wymieniać, że piłkarze mieli zimą obiecane około pół miliona złotych za utrzymanie w pierwszej lidze. Skandaliczna kwota, niemożliwa do zrealizowania, biorąc pod uwagę sytuację klubu. Że poprzedni prezes, Mariusz Borkowski, nie pozostawił żadnych perspektyw. Umowy sponsorskie? Marzenie. Dość powiedzieć, że z będącego na koszulkach Budimexu była wręcz pożyczka, która ostatnio została umorzona. Tyle dobrego, ale fakty są takie, że w Stomilu tak źle jeszcze nie było.
Nowy prezes ma wiele zobowiązań, a jedyne większe wpływy – poza lokalnymi firmami (kropla w morzu potrzeb) – stanowi kasa od władz ligi i telewizji. Mało. Zdecydowanie za mało. Dlatego między innymi zainicjowano zbiórkę pieniędzy na ratowanie klubu. (klik)
Pojawiają się wątpliwości, czy Stomil w ogóle dogra rundę. Czyli w sumie jak co roku, ale teraz sytuacja wygląda naprawdę poważnie. Nadzieja? Wejście prywatnego inwestora, tylko czym go można zachęcić?
Przecież nie dwumilionowym długiem.
Cudem jest, że Stomil nie znajduje się w strefie spadkowej. Wszystko przez dobry początek sezonu (siedem punktów w czterech meczach), ale od tamtego momentu brakuje paliwa. Dziś olsztynianie przegrali 0:1 z Wartą Poznań, która przełamała się po siedmiu spotkaniach bez zwycięstwa. A Stomil? Cóż, w ciągu ośmiu ostatnich meczów poległ siedem razy. Dramat.
I nie ma znaczenia, że z Chrobrym Głogów to olsztynianie wyglądali lepiej. Że Kamil Kiereś mówi tak: – Od dłuższego czasu mamy same porażki. Nie wiążą się one z tym, że gramy słabo, lecz czegoś nam brakuje w ofensywie, bo nie do końca jesteśmy skuteczni, ale też zbyt łatwo tracimy bramki. Wymówki wymówkami, ale, do cholery, tak częste porażki nie są kwestią szczęścia czy pecha. W Stomilu jest problem. Jak zwykle – organizacyjny.
Czy znajdzie się z niego wyjście? Stomil urwał się ze stryczka sezon temu, dwa sezonu temu. Fakt. Tylko jak długo można funkcjonować w ten sposób?