Przykro patrzy się na zjazd, który zaliczył Przemysław Tytoń. Znamienne, że na początku września Deportivo poszło mu na rękę, rozwiązując z nim kontrakt na rok przed wygaśnięciem, a on – już jako wolny agent – wciąż nie może znaleźć sobie pracodawcy. Jakkolwiek spojrzeć, rynek brutalnie weryfikuje byłego bramkarza reprezentacji Polski.
Co jest powodem tak nikłego zainteresowania Tytoniem, za którym sześć lat temu stała „ściana naszych pragnień”? Z jednej strony – na pewno nieciekawa „laurka”, którą na dwa dni przed zamknięciem okienka transferowego wystawił mu Carmelo del Pozo, dyrektor sportowy Los Blanquiazules. – Chcę w zespole ludzi z głodem, którzy naciskają i zwiększają konkurencję. A nie urzędników… Jeśli ktoś stara się na 70%, to nie służy nam do niczego. I dlatego Tytonia nie będzie w kadrze na sezon 18/19. Z drugiej zaś strony, na niekorzyść Przemka działa po prostu forma sportowa, prezentowana przez niego chociażby w zeszłym sezonie. Spójrzmy – trzy mecze, osiem wpuszczonych goli. A pamiętajmy, że z Valencią zagrał zaledwie przez siedem minut. Poza tym epizodzikiem, na samym początku poprzedniej kampanii, dwa razy po czteropaku zapakowali mu zawodnicy Realu Sociedad i Las Palmas.
Statystyki były dla niego bezwzględne.
– Las Palmas: obronił 2 na 6 strzałów na bramkę (33%).
– Real Sociedad: nie obronił żadnego z 4 strzałów na bramkę (0%).
20% skuteczności, ręcznik. A sezon 16/17? Cóż, zaliczył trochę więcej występów, przez co statystyki nie wyglądały aż tak źle, ale i tak – delikatnie mówiąc – nie było różowo. 13 meczów, 23 wpuszczone gole, 30 udanych interwencji, 2 czyste konta. Skuteczność – 56,6%. Wisienką na torcie samobój z Granadą, ale Polak popełniał więcej mniejszych, również mocno irytujących błędów. Już wtedy Deportivo chciało się go pozbyć, lecz – co oczywiste – zainteresowania nie przyciągnął. Poprzedni sezon przelał czarę goryczy, nadal szukano mu innego pracodawcy. Bez rezultatu. Ostatecznie, na początku września, rozwiązano z nim kontrakt. Działacze Deportivo na pewno odetchnęli z ulgą, że w końcu się Polaka pozbyli z listy zatrudnionych w klubie pracowników.
Mamy końcówkę września, a bramkarz wciąż pozostaje bez klubu. Jakiś czas temu odbył gościnny trening z Górnikiem Zabrze, ale zrezygnował. Teraz przebywa w Płocku, na treningach Wisły. Mało prawdopodobne jest jednak, żeby podpisał kontrakt z „Nafciarzami”. Ekstraklasa raczej nie wchodzi w grę, choć – oczywiście – trudno przewidywać, co stanie się za jakiś czas, jeżeli zainteresowanie jego usługami nadal będzie tak nikłe.
Przy okazji smutna refleksja – kolejna negatywna weryfikacja w lidze z europejskiego topu, podparta obecnym brakiem zainteresowania jego usługami, każe sądzić, że trochę przecenialiśmy klasę bramkarza, który uratował nas od całkowitej kompromitacji na Euro 2012 i później jeszcze przez wiele lat pojawiał się zgrupowaniach reprezentacji Polski. Chyba że to sam Tytoń zbyt często przeszacowywał swoje umiejętności i ostatecznie – w wieku zaledwie 31 lat – został po prostu na lodzie.
Fot. FotoPyk