– Ja swoją pracę wykonywałem najlepiej, jak potrafię. I tyle. Każdy może odpowiedzieć sobie na pytanie, jak drużyna prezentowała się w grudniu. Co stało się zimą, gdy sprzedano Nikolicia i Prijovicia, a przyszedł Chukwu, założył za małe buty i wypadł na miesiąc. Necid dołączył dwa dni przed startem ligi. I zaczęliśmy szukać rozwiązań z Rado czy Hamą w ataku. Niezgoda nie mógł wrócić z Ruchu, bo Prijović z klubu odszedł już po terminie, kiedy trzeba było określić, co dalej z Jarkiem. Zdobyliśmy mistrzostwo, a w międzyczasie doszło jeszcze do zmiany właścicielskiej. Wszyscy pamiętamy, z jakimi zawirowaniami w klubie się to wiązało. To nie był łatwy czas na prowadzenie drużyny – przyznaje Jacek Magiera w “Przeglądzie Sportowym”, wspominając swoje zwolnieni z Legii. Zapraszamy na przegląd prasy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Piłka nożna dopiero na 13. stronie, felieton Ofensywnych.
WOŁOSIK: Skórę mam raczej grubą i dużo bliżej mi do cynika niż do etyka. Z tego powodu zupełnie nie wzrusza mnie Dawid Janczyk, były piłkarz, który świadomie zniszczył swoje życie. Właśnie znowu miał pięć minut. Media na czele z telewizją śniadaniową pochyliły się nad losem 31-letniego alkoholika, który przeputał pieniądze, jakie przeciętny człowiek widział tylko w filmach kryminalnych, gdy otworzyły się drzwi do sejfu… W mojej ocenie pretekstem medialnej pielgrzymki wcale nie było szukanie pomocy, a promocja książki, kolejnej z cyklu: wino, kobiety i śpiew. A w epilogu płacz, jak w piosence „Budki Suflera” – Znowu w życiu mi nie wyszło.
Męki Kolejorza w Łodzi.
Piłkarze Ivana Djurdjevicia gola dającego awans strzelili w 120. minucie, kiedy większość kibiców myślami była już przy rzutach karnych. Na nieszczęście fanów gospodarzy w ostatniej minucie dogrywki ich zawodnicy popełnili błąd, który poznaniacy bezlitośnie wykorzystali i odebrali gospodarzom nadzieję na sprawienie sensacji.
Rozmówka z Kazimierzem Moskalem.
Mimo porażki może pan być zadowolony z gry swojego zespołu. Przed meczem spodziewał się pan, że zagracie z Lechem jak równy z równym?
Faworytem był Lech, to jasne. I to Kolejorz był zespołem lepszym w tym spotkaniu. O ile? To już nie mnie oceniać. Jest mi zwyczajnie żal moich zawodników, bo harowali przez dwie godziny na boisku i tuż przed ostatnim gwizdkiem rywale strzelili gola, który sprawił, że przegraliśmy. Szkoda, bo może w karnych udałoby się zwyciężyć. Na pewno możemy być zadowoleni z naszej gry, bo nieźle wyglądaliśmy na tle silnego rywala.
Mocny powrót Michała Pazdana.
Grupa około dwustu kibiców Legii, która przyjechała we wtorek do Chojnic, zobaczyła historyczną chwilę. Pierwszego gola dla ich zespołu strzela Michał Pazdan, który spędza przy Łazienkowskiej już czwarty sezon. Tyle że ostatnie tygodnie były dla niego nieudane, nie mógł wrócić do formy po mistrzostwach świata, w końcu w meczu z Cracovią otrzymał czerwoną kartkę i dwa ostatnie spotkania oglądał z trybun, mimo że z Miedzią mógł już wystąpić (dostał jeden mecz kary).
Lechia lepsza od Wisły w karnych.
Ponad dwie godziny morderczej walki, karny, żółte kartki i czerwona. Prawie całą dogrywkę Wisła grała w osłabieniu, ale udało jej się obronić remis. Losy meczu rozstrzygnęły się w rzutach karnych. A niewiele na to wskazywało. Dziesięć dni przed pucharowym starciem obie drużyny stworzyły w Krakowie fantastyczne widowisko w meczu ligowym. Po porażce 2:5, jak dotąd jedynej w tym sezonie, Piotr Stokowiec, trener Lechii, podkreślał, że nie może się doczekać rewanżu. Jego drużyna faktycznie szybko wzięła się do pracy. Po dośrodkowaniu Patryka Lipskiego z rzutu wolnego Michał Nalepa głową pokonał Michała Buchalika. Trener Maciej Stolarczyk tym razem postawił na rezerwowego bramkarza. Sprawdził również Zorana Arsenicia, Marka Kolara i Patryka Plewkę, którzy jak dotąd byli tylko zmiennikami. Zabrakło za to Kamila Wojtkowskiego i Tibora Halilovicia, którzy zmagają się z problemami zdrowotnymi.
Druga część wywiadu z Jackiem Magierą.
Kiedy zobaczył pan w kalendarzu kartkę z 13 września, zaświtała myśl, że minął rok?
Tak. Rok temu wyglądało to w ten sposób: dzień wcześniej prezes Mioduski wysłał mi SMS z pytaniem, czy możemy się spotkać. Przyszedłem rano do klubu i oznajmił mi swoją decyzję. Przekazałem ją najpierw najbliższym współpracownikom: „Vuko”, Tomkowi Łuczywkowi, Sebastianowi Krzepocie, Wojtkowi Kowalewskiemu i Krzyśkowi Dowhaniowi. Godzinę później wszedłem do szatni i powiedziałem zespołowi „Do widzenia”. Poszliśmy jeszcze ze sztabem do Łazienek na kawę. I temat zamknięty.
Tak bez emocji?
Ja swoją pracę wykonywałem najlepiej, jak potrafię. I tyle. Każdy może odpowiedzieć sobie na pytanie, jak drużyna prezentowała się w grudniu. Co stało się zimą, gdy sprzedano Nikolicia i Prijovicia, a przyszedł Chukwu, założył za małe buty i wypadł na miesiąc. Necid dołączył dwa dni przed startem ligi. I zaczęliśmy szukać rozwiązań z Rado czy Hamą w ataku. Niezgoda nie mógł wrócić z Ruchu, bo Prijović z klubu odszedł już po terminie, kiedy trzeba było określić, co dalej z Jarkiem. Zdobyliśmy mistrzostwo, a w międzyczasie doszło jeszcze do zmiany właścicielskiej. Wszyscy pamiętamy, z jakimi zawirowaniami w klubie się to wiązało. To nie był łatwy czas na prowadzenie drużyny.
Real najwięcej punktów traci na stadionie Sevilli. Dziś znów tam wraca.
W Hiszpanii jest kilka stadionów, na których nawet najwięksi regularnie tracą punkty. Wyjazdowe mecze z Valencią, Athletikiem, Sevillą, Realem Sociedad czy Villarrealem to często męczarnie. Dla Królewskich najbardziej przeklętym terenem jest Sewilla. Na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan przegrali 12 z ostatnich 20 spotkań, a kolejne dwa zremisowali. Tak źle nie kończyły się dla ekipy z Madrytu nawet wyjazdy na Camp Nou w Barcelonie – siedem porażek w ostatnich 20 meczach, a tym bardziej na Estadio Mestalla w Walencji i San Mames w Bilbao – po sześć przegranych.
Liverpool w dwanaście dni rozegra pięć meczów z wymagającymi przeciwnikami. Zaczyna dziś od starcia z Chelsea.
Jürgen Klopp mówi, że czuje, jakby w najbliższym czasie jego zespół miał rozegrać 500 meczów. Nie chodzi tu nawet o liczbę, ale o jakość przeciwników. Dla Liverpoolu rozpoczyna się właśnie prawdziwy maraton trudnych gier. Dziś ekipa z Anfield zagra z Chelsea w Pucharze Ligi, w weekend z tym samym rywalem zmierzy się w Premier League. Następny przystanek to Neapol i bardzo ważny mecz w Lidze Mistrzów. A na deser potyczka z aktualnym mistrzem Anglii Manchesterem City. Pięć wymagających meczów w dwanaście dni.
GAZETA WYBORCZA
Luka Modrić znaczy najlepszy.
Niby wszyscy się tego spodziewali. A jednak mieli w pamięci 2010 r., kiedy po mundialu w RPA, którego bohaterami byli Hiszpanie, kapitanowie i selekcjonerzy oddali Złotą Piłkę w ręce Messiego. Argentyńczyk nie zdziałał w tamtym roku absolutnie nic. W Lidze Mistrzów Barcelona odpadła w półfinale, w boju o strefę medalową MŚ Argentyna poległa z Niemcami 0:4. Messi nie strzelił gola w całym turnieju. Faworytami do zdobycia Złotej Piłki byli Andrés Iniesta, strzelec zwycięskiego gola w finale mundialu, oraz Holender Wesley Sneijder, który sięgnął po tytuł wicemistrzowski, a wcześniej wygrał z Interem LM. Ale na Holendra głosowali przede wszystkim dziennikarze. I wylądował dopiero na czwartym miejscu. Iniesta był drugi.
Fot. FotoPyk