Że Marcelino jest łebskim gościem i potrafi wymyślić taką formułę na zespół, że robi wyniki ponad stan, to wiedzieliśmy doskonale i po jego kadencji w Villarrealu, i po ubiegłym sezonie spędzonym na Mestalla. Nadszedł jednak taki dzień, w którym musi sporo pogłówkować jak tu odmienić los swojej drużyny, która od rozpoczęcia bieżących rozgrywek nie wygrała jeszcze meczu o stawkę. O migrenę może jednak przyprawiać go tak wiele spraw, że nie dziwiłoby nas, gdyby Toral po prostu nie wiedział za naprawę której powinien najpierw się wziąć.
Śpiący królewicz Parejo
Przede wszystkim to, co da się wyraźnie zauważyć od paru tygodni, to kiepską formę Daniego Parejo, który stanowi istny mózg tej ekipy. A że nie wysyła on odpowiedniego sygnału do nóg, to potem wychodzi jak wychodzi. Przede wszystkim kapitanowi Valencii można zarzucić utratę ikry w rozegraniu, którą miał zwyczaj regularnie pokazywać. Nie da się przecież tłumaczyć jego słabej dyspozycji tym, jakie zmiany zaszły w Los Ches, ponieważ w taktyce wciąż pełni on taką samą rolę, a przy rotacjach personalnych to akurat on powinien być kimś, kto zapewni zespołowi balans oraz spokój podczas ewolucji. Tymczasem Dani przypomina raczej nietoperza, który za chwilę zapadnie w sen zimowy, bo sprawia wrażenie ospałego, reagującego, a nawet – co jest największym kamykiem wrzucanym mu do ogródka – myślącego zbyt wolno. A jako że nie ma dla niego alternatywy na pozycję rozgrywającego, to i cała Valencia nie potrafi wydobyć z siebie maksimum potencjału.
Autostrada po kontuzji Kondogbii
Zostańmy jeszcze przy środku pola, ponieważ tu może się rozegrać kluczowe starcie w spotkaniu z Juve. W pierwszym składzie Los Ches w środku pola powinni dzisiaj wybiec właśnie Parejo oraz… Daniel Wass. A to oznacza mniej więcej tyle, że Stara Dama będzie mogła potraktować tę strefę niczym autostradę albo pas startowy, do korzystania z którego jeszcze sami przeciwnicy będą ją zachęcać. Okej, w tym duecie to Hiszpan wydaje się być tym bardziej pracowitym, aczkolwiek wobec problemów opisanych w podpunkcie pierwszym wcale nie bierzemy za pewnik, iż dobrze wypadnie na tle mistrza Włoch. Obok niego będzie przecież Wass, który również jest pomocnikiem o charakterze zdecydowanie bardziej ofensywnym. Brzmi to co najmniej ryzykownie. No ale co ma zrobić biedny Marcelino, jeśli nie ma do dyspozycji Geoffreya Kondogbi? W spotkaniu z Betisem doznał on urazu, który wyklucza go z tego spotkania. A jego ogromna siła fizyczna, dynamizm oraz umiejętności obronne zawsze były kluczowe w systemie Nietoperzy, ponieważ jako box-to-box zapewniał im spokój w tyłach, a i do kontr ruszał w sposób przemyślany. Gorzej, że niedostępny jest również jego zmiennik, Francis Coquelin, też mający problemy zdrowotne. Coś nam mówi, że Pjanić, Khedira, Matuidi oraz Can poużywają sobie dziś wieczorem na Parejo i Wassie.
Guedes dopiero nadrabia zaległości
Valencia wykonała latem zarazem świetny, jak i ryzykowny ruch. Chodzi nam tu oczywiście o ściągnięcie Goncalo Guedesa pod koniec okienka transferowego. Jasne, nie ma co gdybać, co by było, jeśli by im się nie udało, tylko trzeba korzystać z dobrodziejstwa posiadania go w składzie. Sęk w tym, że i on nie jest jeszcze w pełni gotowy do gry pod względem fizycznym, przez co trudno oczekiwać od niego, by przez 90 minut biegał z wywieszonym językiem za graczami Juventusu, lub szturmował jego defensywę ze skrzydła. Nie bez powodu Marcelino dał mu tylko 27 minut z Betisem, a na derby przeciwko Levante w ogóle nie powołał. Mało tego, na wczorajszej konferencji prasowej Toral stwierdził, iż jeszcze nie wie ile czasu da Portugalczykowi w starciu z Juve, ponieważ nie jest pewny co do fizycznego oraz mentalnego przygotowania niektórych zawodników. Niestety tyczy się to również Czeryszewa, czyli zmiennika dla Guedesa.
Strzelanie kapiszonami
O pomstę do nieba woła postawa napastników. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, iż przynajmniej dochodzą do dogodnych sytuacji, ale już ich skuteczność przyprawia o białą gorączkę. Do tej pory bowiem Rodrigo, Gameiro, Mina oraz Batshuayi łącznie trafili do siatki jeden raz! Autorem tego gola jest Rodrigo, strzelił go w meczu z Atletico, choć wówczas jego kumple powinni byli jeszcze raz lub dwa trafić do siatki. Szczególnie Gameiro, który pod koniec tamtego meczu zmarnował setkę w jednej z ostatnich akcji. Ponadto Francuz obijał obramowanie bramki, gdy Valencia mierzyła się z Levante a cała drużyna zanotowało już 4 trafienia w słupki i poprzeczkę. Trudno w tym wypadku mówić o czymś więcej niż o pechu, jednak ma on przełożenie na fatalną statystykę – od rozpoczęcia sezonu Los Ches ani razu nie prowadzili w żadnym z meczów! Otrzymujemy więc dowód również na fakt, iż podopieczni Marcelino tak naprawdę nie potrafią zdominować przeciwnika, aby narzucić mu własny styl gry.
Zbyt idealistyczne podejście w budowie kadry
Na papierze Valencia wygląda solidnie. Wykupienie Kondogbii i Guedesa, do tego dorzucenie Batshuayia, Wassa czy Diakhaby’ego musiało się podobać, choć przy równoległych kilku odejściach tak naprawdę Los Ches nie rozwiązali problemu bardzo wąskiej ławki. W poprzednich rozgrywkach mocno dało im się to we znaki na wiosnę, a przecież wówczas jeszcze Nietoperze nie rywalizowały w europejskich pucharach. Pytanie, czy utrzymanie takiego stanu kadrowego zamiast wyraźnego ulepszenia go wystarczy, by odnosić sukcesy na trzech frontach? Już początek sezonu obnaża pewne braki kadrowe. Wspominaliśmy o braku alternatywy dla Parejo. Dwie kontuzje wystarczą też, by całkowicie posypał się środek pola. Zmiennikiem dla upychanego na skrzydle Solera jest 18-letni Ferran Torres – czyli melodia przyszłości, a nie teraźniejszości. Piccini zaś jedynym nominalnym prawym obrońcą i też można mieć do niego sporo wątpliwości. Parę razy już odnieśliśmy wrażenie, iż bierze się nie za to, co trzeba. Na przykład w spotkaniu z Atletico zanotował więcej prób dryblingów (10) niż wszyscy jego koledzy razem wzięci (9). Na razie mało kto jest z niego zadowolony, lecz kto miałby zastąpić Włocha? Vezo, który z kolei nie potrafi ruszyć do przodu? Bez żartów. Do tego nowo sprowadzeni zawodnicy – właśnie Batshuayi, Wass i Gameiro – wciąż nie wpasowali się do taktyki preferowanej przez Marcelino, a dwóch pierwszych momentami zachowuje się tak, jakby Toral tłumaczył im założenia po chińsku. W pewnym sensie można powiedzieć, że Marcelino chyba zbyt idealistycznie podszedł do kwestii głębokości kadry, życząc sobie, aby była stosunkowo wąska, pragnąc w razie czego podpierać się wychowankami. A miał przecież dużo do powiedzenia przy transferach i kto wie, czy takie minimalistyczne (?) podejście z jego strony nie odbije mu się czkawką już na samym początku sezonu.
fot. NewsPix.pl