Ricardo Sa Pinto po objęciu Legii na każdym kroku podkreśla, że nie chce komentować pracy swoich poprzedników. A przy tym zazwyczaj dodaje, że drużyna musi mocniej trenować i nadrabiać zaległości. Każdy, kto potrafi dodać dwa do dwóch, rozumie więc diagnozę wydaną przez Portugalczyka oraz jego plan działania. Jeżeli Sa Pinto się nie pomylił, z tygodnia na tydzień z formą Legii powinno być coraz lepiej. A pierwsze symptomy poprawy widać już było w meczu z Lechem.
Tak jak całe spotkanie niezbyt nam się podobało i wolelibyśmy nie wyciągać z niego jakichkolwiek pozytywnych wniosków, tak jedno nie ulega wątpliwości – Legia w pełni kontrolowała wczorajszy mecz. Była drużyną zdecydowanie lepiej zorganizowaną, która – poza nielicznymi wyjątkami wynikającymi z indywidualnych błędów – nie pozwoliła przeciwnikowi na nic. Lech praktycznie nie stwarzał sobie sytuacji i, pomimo wyniku na styku, nie można o nim napisać, że był bliski remisu. Inna sprawa to rozstrzygnięcie, czy stało się tak za sprawą słabej gry samego Kolejorza, czy jednak dzięki dobrej grze Legii.
Pewnie, jak to w życiu bywa, obie odpowiedzi są częściowo prawdziwe. A dla warszawian to już naprawdę wiele. Przypomnijmy, że mowa o drużynie, którą dziurawił jak chciał mistrz Luksemburga (4 gole w dwumeczu), czy chociażby Wisła Płock (4 gole w 90 minut), która nigdzie indziej i z nikim innym w tym sezonie wygrać nie potrafiła. Skoro więc wczoraj defensywa Legii umiała zagrać na zero z tyłu z jednak silniejszym przeciwnikiem, i skoro ten nie obijał słupek czy poprzeczek, a zwyczajnie przegrywał starcia z warszawskimi obrońcami, to coś tam jednak musiało drgnąć.
Co więcej, pomału krystalizuje się szkielet Legii Sa Pinto. I dobra wiadomość jest taka, że wreszcie wpisuje się on w legendarne już deklaracje Dariusza Mioduskiego o odmłodzeniu drużyny. W zeszłym sezonie można było z nich tylko kręcić bekę, bo ze średnią wieku zebraną z całego sezonu (która przekroczyła 29 lat) warszawianie należeli do najstarszych drużyn Europy. A konkretnie, jak wyliczyli statystycy z CIES Football Observatory, spośród wszystkich klubów z najwyższych klas rozgrywkowych w 31 wiodących krajach “Wojskowi” zajęli 21. miejsce (a w czołówce nie byli osamotnionym reprezentantem Ekstraklasy, bo towarzyszyły jej takie tuzy, jak Śląsk czy Sandecja).
Żeby zobrazować zmianę, jaka zaszła w wyjściowym składzie Legii, wystarczy porównać podstawowe jedenastki na dwa mecze z Lechem Poznań – z marca tego roku i z wczoraj:
Marzec: Malarz (37 lat) – Hlousek (29), Pazdan (30), Astiz (34), Jędrzejczyk (30) – Remy (26), Mączyński (30) – Hamalainen (31), Radović (34), Vesović (26) – Eduardo (35). Średnia: 31,1 lat
Wrzesień: Cierzniak (34 lata) – Hlousek (29), Jędrzejczyk (30), Wieteska (21), Stolarski (22) – Cafu (25), Antolić (28) – Nagy (23), Szymański (19), Kucharczyk (27) – Carlitos (28). Średnia 26,1 lat.
W pół roku skład odmłodniał o całe pięć lat… Podstawowe zmiany stanowią sprowadzeni obrońcy: Wieteska na środku (zdaje się wreszcie odnajdować swoje miejsce w Legii) i Stolarski z prawej strony. Od marca znacząco wzrosła też rola Szymańskiego w drużynie (wczoraj kapitalna asysta), a i Nagy chyba poszedł po rozum do głowy i postanowił powalczyć o swoją karierę w Warszawie (wczoraj gol). Co więcej, jeżeli dziś Legia na kogoś czeka, to na powrót do zdrowia Niezgody (23 lata) czy Remy’ego (27 lat), a i oni raczej tej średniej wieku nie popsują.
Na drugim biegunie znajduje się Eduardo, który już został wyrzucony z listy zgłoszonych do Ekstraklasy. U Sa Pinto zdegradowała się też rola Radovicia i przede wszystkim Hamalainena, który już wie, że nikt w Warszawie nie zamierza przedłużać z nim umowy. Astiz również zdaje się być już po drugiej stronie rzeki, a specjalnymi względami u Portugalczyka nie cieszy się Mączyński – wczoraj na boisku zameldował się świeżo sprowadzony i nieprzygotowany Andre Martins, a były reprezentant Polski nie podniósł się z ławki. Pytanie też, co Sa Pinto pocznie z Pazdanem, który jest w tak beznadziejnej formie, że aż żal na niego patrzeć. A chyba największym zaskoczeniem jest utrata miejsca pomiędzy słupkami przez najstarszego spośród legijnych bramkarzy, Arkadiusza Malarza.
Legia się więc odmładza, ale też Legia nie ma innego wyjścia. Jeśli chce wyjść na prostą w klubowym budżecie, musi promować graczy, za których można w przyszłości uzyskać jakieś pieniądze. Czyli nie Eduardo, Radovicia, Hamalainena czy Pazdana, a właśnie Wieteskę, Stolarskiego, Szymańskiego, Nagy’a czy Niezgodę. Wygląda też na to, iż taki sposób konstruowania wyjściowej jedenastki nie sprawia, że ta drużyna prezentuje się gorzej na boisku. Jest dokładnie odwrotnie.
Fot. FotoPyK