Reklama

Dobry mecz w Płocku. Taką Ekstraklasę da się oglądać!

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2018, 18:47 • 3 min czytania 18 komentarzy

W przedmeczowej zapowiedzi spodziewaliśmy się przyjemnie spędzonych dwóch godzin i nie rozczarowaliśmy się. Wisła Płock i Miedź Legnica stworzyły miłe dla oka widowisko. Remis jest sprawiedliwy, w pierwszej połowie lepsi byli goście, w drugiej gospodarze. Przy ogólnie niskim poziomie Ekstraklasy, oczekujemy w niej właśnie takich meczów, gdy jedni i drudzy chcą grać do przodu, nie zakładając, że liczy się głównie zero z tyłu, a z przodu może coś wpadnie.

Dobry mecz w Płocku. Taką Ekstraklasę da się oglądać!

Ze składu gospodarzy wypadli Igor Łasicki i Nico Varela, dzięki czemu szansę dostali Bartłomiej Sielewski i Jakub Łukowski. Ten pierwszy w wieku 34 lat – rozgrywając dwudzieste spotkanie na najwyższym szczeblu, a pierwsze w tym sezonie – zdobył swoją premierową bramkę w Ekstraklasie. Zaczął jednak fatalnie, bo gol na 0:1 w największym stopniu obciąża jego konto. Napakowany jak kabanos Rafał Augustyniak mocno zeszmacił szybkościowo i fizycznie starszego rywala. Dzięki temu po podaniu Henrika Ojamy (już czwarta asysta) wyszedł sam na sam i spokojnie zrobił co trzeba.

Augustyniak grał z olbrzymią pewnością siebie, co rusz wybierając się do przodu. Miał również duży udział przy drugiej bramce. Borja Fernandez świetnie mu podał, pomocnik beniaminka starł się na przedpolu z Thomasem Daehne, a Petteri Forsell – stojący na linii pola karnego – zewnętrzną częścią stopy z wielkim spokojem umieścił piłkę w siatce. Stawiamy, że ośmiu na dziesięciu ligowców kopnęłoby w trybuny, ale Fin kolejny raz pokazał klasę. To jego piąta bramka w elicie, za każdym razem ze stemplem jakościowym. On brzydko nie trafia.

Wspomniane starcie Daehne z Augustyniakiem było pechowe dla obu. Od razu wyglądało, że obaj mają problemy, ale nie poddali się od razu i po przerwie wybiegli na boisko. Nie dali jednak rady do końca, jeden i drugi musiał zostać zmieniony. Za niemieckiego bramkarza wszedł 17-letni debiutant Marcel Zapytowski. Zaczął od prostego błędu przy wybiciu po podaniu od swojego obrońcy, zrobiło się dość groźnie. W doliczonym czasie pomógł jednak zespołowi, odbijając mocne uderzenie Wojciecha Łobodzińskiego. Chwilę później po przeciwnej stronie miejsce miał rzut rożny, Alan Uryga główkował obok słupka i Tomasz Musiał w 97. minucie zakończył rywalizację. Do ostatnich sekund wynik znajdował się na ostrzu noża.

Za Augustyniaka zagrał Adrian Purzycki, ale to już nie było to samo. W miarę solidnie prezentował się w tyłach, w rozegraniu jednak nie dawał jakości. Co innego Forsell. Mógł mieć co najmniej dwie asysty. Po jego świetnym dograniu pięknie z woleja mierzył Marquitos, piłka przeleciała tuż nad poprzeczką. Później Fin sprytnie podał do Mateusza Piątkowskiego, który strzelił w słupek.

Reklama

Wisła do przerwy wyraźnie odstawała, a bramkę zdobyła po stałym fragmencie. W inny sposób nie potrafiła stwarzać zagrożenia. Rozczarowywali skrzydłowi, spał Ricardinho, poniżej oczekiwań grał świeżo upieczony reprezentant Damian Szymański. Co innego po zmianie stron. Gospodarze szybko wyrównali, w czym największa zasługa Ricardinho. Brazylijczyk z łatwością ograł na skrzydle słabego dziś Fabiana Piaseckiego i dośrodkował w pole karne, gdzie głową strzelał Uryga. Anton Kanibołockyj wtedy jeszcze interweniował, lecz przy dobitce Sielewskiego był bezradny.

Ukraiński bramkarz Miedzi zasłużył na osobny akapit. Na linii facet ma refleks, umie w te rzeczy, ale gdy musiał interweniować na przedpolu – zwłaszcza przy stałych fragmentach – legniccy kibice za każdym razem mogli drżeć (zresztą, nie tylko dziś). Najbardziej w doliczonym czasie, gdy po wrzutce Furmana Kanibołockyj omal sam nie wbił sobie piłki do siatki, bo trochę zmylił go wyskakujący Szymański. Aktualnie chyba nie ma w lidze bardziej niepewnego bramkarza w tym elemencie, nawet Daehne jest lepszy.

Dwie bardzo dobre sytuacje zmarnował rezerwowy Calo (podania Ricardinho i Łukowskiego), Miedź od 70. minuty zaczęła się budzić, więc szczerze mówiąc, nawet z pewnym żalem przyjęliśmy koniec meczu. Czasu nie zmarnowaliśmy, apetyt na Ekstraklasę nam nie zmalał. “Nafciarze” ciągle czekają na zwycięstwo u siebie, ale wydaje się, że najgorsze mają za sobą. Miedź pozostaje niepokonana od czterech kolejek i absolutnie bez kompleksów może wyjść za tydzień naprzeciw Legii.

[event_results 523531]

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

18 komentarzy

Loading...