Wszystko zaczęło się od porażki.
Porażki w średniowiecznej bitwie z Imperium Osmańskim.
Pod koniec XIV wieku Imperium Osmańskie, widząc za miedzą targane wewnętrznymi problemami Carstwo Serbskie, postanowiło pozbawić sąsiadów kłopotów wynikających najwyraźniej z posiadania zbyt wielu ziem.
Kluczowa bitwa miała miejsce 15 czerwca 1389 roku na Kosowym Polu. Mimo heroizmu i wsparcia braci Słowian – w tym, według zapisków serbskich kronikarzy, polskiego rycerstwa – porażka stała się faktem. Intrygujący fakt: historycy wskazują, że znacznie większą rolę w przyszłej wasalizacji Serbów na rzecz Imperium Osmańskiego miała bitwa nad Maricą w 1371, a jednak po dziś dzień trwa kosowski mit.
Kosowo to serbska Golgota. Kolebka serbskiej kultury i tożsamości. Kosowo to święta historia, centralny punkt narodowej mitologii. Kosowo to niezmiernie ważny motyw w serbskiej literaturze, pieśniach ludowych, obecny nawet w piosenkach propagandowych podczas wojny w Bośni. Mamy tu do czynienia ze swoistym chrystianizmem serbskim, by wskazać „Oficjum ku czci św. męczenników serbskich, którzy zginęli od czasów króla Lazara do dziś”, napisanym przez biskupa Mikołaja w XX wieku, uznającego wszystkich zabitych pod Kosowem Serbów za świętych.
Albańczycy odbijają piłkę zwracając uwagę, że to ich rdzenny region. Słowianie, w tym Serbowie, pojawili się na Bałkanach dopiero w szóstym wieku. To fakt historyczny. Nieoficjalną flagą Kosowa jest flaga Dardanii, która była prowincją cesarstwa rzymskiego.
Ale dla każdego Serba duchowa bitwa na Kosowych Polach nigdy się nie skończyła. Trwa od zawsze.
Po tamtej bitwie Kosowo straciło serbski charakter, przechodząc w ręce muzułmanów. Najeźdźca nagradzał przywilejami tych mieszkańców, którzy przeszli na islam. Albańczycy ulegli, przechodzili masową konwersję, a Serbowie znaleźli się pod pręgierzem. Wielu z nich uciekało z tych terenów, a w ich miejsce osiedlali się tutaj muzułmańscy przybysze z krańców Imperium Osmańskiego.
Carstwo Serbskie „kupiło” na Polach Kosowych pokój, ale kostki domina poszły w ruch. Upadek stał się faktem kilkadziesiąt lat później.
Serbowie blisko cztery wieki czekali by powrócić na mapy. Na początku XIX udało im się wyswobodzić podczas skutecznego powstania, a ich racje oficjalnie zostały uznane podczas kongresu w Berlinie w 1878.
Sęk w tym jednak, że Serbowie z Bośni, którzy także brali udział w powstaniu, nie wywalczyli niepodległości, tylko zostali wasalem Austro-Węgier. Nigdy się z tym nie pogodzili, a ich niezgoda trafiła na podatny grunt – w regionie rosła w siłę idea wspólnego państwa południowo-bałkańskiego. Także Albańczycy, choć na pewno nie byli w Imperium Osmańskim obywatelami drugiej kategorii, wielokrotnie robiąc duże kariery w armii, zaczęli wyrażać narodowe ambicje. Ich plan nowego ładu wyraźnie różnił się jednak od tego, jaki mieli w głowach Serbowie.
Nie jest przypadkiem, że 28 czerwca 1914 to Gavrilo Princip, bośniacki Serb ze stowarzyszenia Młoda Bośnia, ideowiec marzący o wspólnej Jugosławii, zabił księcia Ferdynanda, co stało się punktem zapalnym I Wojny Światowej. Wraz z końcem globalnego konfliktu Kosowo wróciło de facto w serbskie władanie, bo znalazło się w granicach Królestwa Jugosławii.
Serbowie zaczęli rekolonizację regionu. Edukacja w rdzennym albańskim języku została zabroniona. Muzułmanie byli wysiedlani i pozbawiani ziemi. Między 1935 i 1938 Królestwo Jugosławii i Turcja podpisały umowę, w ramach której 250 tysięcy Albańczyków miało wyjechać na wschód. Przeszkodziła w tym II Wojna Światowa.
W powojennej federacyjnej Jugosławii początkowo niewiele się dla Kosowa zmieniło. Wyznawcy islamu byli represjonowani, a także zachęcani do tureckiej emigracji. Wszystko powoli przynosiło efekty – w szczytowym momencie Serbowie stanowili już 25% populacji.
Przełom dla Albańczyków z Kosowa przyszedł w latach siedemdziesiątych, na fali coraz silniejszych ruchów narodowościowych w Jugosławii. Osłabł wzrost gospodarczy, powróciły konflikty etniczne. Josip Broz Tito zdawał sobie sprawę, że Jugosławia może się rozpaść. W ostatnich latach życia próbował stworzyć system, który gwarantowałby przetrwanie kraju. Jego zdaniem tylko rzeczywiste równouprawnienie narodów dawało taką szansę. Tito wzmacniał więc najsłabsze części składowe federacji, w tym również Kosowo.
W konsekwencji Kosowo zaczęło cieszyć się największą autonomią od dekad. Ważnym symbolem było ustanowienie Uniwersytetu w Prisztinie, gdzie obowiązywał język albański, ale kluczem stała się możliwość samostanowienia w aparatach władzy. Wcześniej sądownictwo czy policja, szczególnie na wyższych szczeblach, była w Kosowie domeną Serbów. Po reformach Serbowie byli masowo zwalniani z najważniejszych stanowisk. Ich życie w regionie stało się coraz trudniejsze, wielu uciekało. W latach osiemdziesiątych ponownie 90% mieszkańców regionu stanowili Albańczycy.
Śmierć Tito tylko wzmocniła tendencje nacjonalistyczne. Rozpad Jugosławii był publicznie omawiany. W marcu 1981 w Prisztinie odbyły się protesty przeciwko federacji. Tłum spacyfikowało wojsko.
Tkanka narodowa federacji Jugosławii
Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych Albańczycy z Kosowa ogłosili, że tworzą Kosowską Republikę, państwo autonomiczne i niezależne. Jedynym krajem na świecie, który je uznał, była oczywiście Albania.
Tymczasem w 1989 prezydent Serbii, Slobodan Milosević, w sześćsetną rocznicę bitwy na Kosowach Polach wygłosił mowę, w której podkreślał, że Kosowo jest centrum serbskiej historii, kultury i pamięci, a przywrócenie regionowi serbskości jest obowiązkiem.
Oto fragment przemowy:
„Sześć wieków później znowu stajemy w obliczu bitwy. Nie są to jeszcze bitwy wojskowe, ale nie można takiego scenariusza wykluczyć. Bez względu na to jakiego rodzaju będą, nie można ich wygrać bez odwagi i ofiary, które były tak bardzo obecne na Kosowych Polach”.
Tłum skandował: Kosowo jest serbskie. Niektórzy pochlebcy mówili, że księciu Łazarzowi, którzy walczył sześćset lat wcześniej w historycznej bitwie, zabrakło Slobo jako doradcy. Poeta Matija Betković w głośnym tekście napisał:
„W sześćsetną rocznicę bitwy na Kosowych Polach musimy podkreślać, że Kosowo to Serbia i że jest to fundament rzeczywistości, bez względu na procent urodzin Albańczyków czy populację Serbów. Wylano tam tak wiele serbskiej krwi, że Kosowo będzie serbskie nawet, jeśli nie zostanie tam ani jeden Serb. To prawie zadziwiające, że cała serbska ziemia nie jest znana pod nazwą „Kosowo”.
Wpływowa belgradzka gazeta, Politika, opublikowała specjalne wydanie wokół sześćsetnej rocznicy. Napisano między innymi:
„Jeszcze raz żyjemy w czasach bitwy na Kosowych Polach, jeszcze raz wokół Kosowa rozegra się przeznaczenie Jugosławii. Chcą zabrać nam serbskie i jugosławskie Kosowo, ale nie pozwolimy na to”.
Milosević ponownie podjął działania mające na celu wzmocnienie serbskiej kultury w regionie Kosowa. Albańczycy byli marginalizowani politycznie, drastycznie ograniczono ich autonomię. Nowa konstytucja cofnęła choćby możliwość głosu na forum federacji. Wszelkie ustępstwa zostały cofnięte.
Niebawem Jugosławia zaczęła się jednak rozpadać. 25 czerwca 1991 roku Słowenia oraz Chorwacja ogłosiły niepodległość. Decyzji nie uznały serbskie władze i interweniowała armia federalna, zdominowana przez Serbów. Wybuchła wojna.
Jeszcze bardziej Serbów bolała niepodległość Bośni i Hercegowiny. Jakkolwiek w Słowenii i Chorwacji byli wyraźnie mniejszością narodową, tak w Bośni 42% stanowili muzułmańscy Bośniacy, swoista pozostałość po czasach Imperium Osmańskiego, ale też aż 35% stanowili Serbowie.
Na pomarańczowo prowincje, w których przeważała populacja chorwacka, na zielono prowincje bośniackie, na niebiesko serbskie
Wojna w Bośni trwała trzy lata. Obfitowała w brutalne wydarzenia, podczas których ginęli cywile, by wspomnieć masakrę w Srebrenicy, masakrę w Markele, oblężenie Sarajewa. Milosević mówił o konieczności obrony przed islamskim fundamentalizmem, ale wizerunek Serbów na międzynarodowym forum był zrujnowany. ONZ potraktowało Serbię sankcjami, a po ujawnieniu skandalicznych warunków w obozach dla internowanych, przywołujących na myśl obozy koncentracyjne, państwo zostało wyrzucone z jej szeregów.
Wojnę ostatecznie zakończyła interwencja wojsk międzynarodowych, ale traktat z Daytona nie rozwiązał kwestii Kosowa. A przecież już wtedy na jej terenie dochodziło do potyczek między partyzantką z Armii Wyzwolenia Kosowa i serbską armią. Po obu stronach konfliktu dochodziło do uwłaczających ludzkości zdarzeń. Słynny był „Żółty Dom” nieopodal miejscowości Burrel, gdzie serbskich cywili poddawano zabiegom chirurgicznym, po których sprzedawano ich organy. Armia Wyzwolenia Kosowa figurowała wówczas na liście ugrupowań terrorystycznych. Serbowie z kolei słynęli z gwałtów na kobietach, a zdarzały się krwawe masakry nawet na dzieciach.
9 czerwca 1998 prezydent Clinton ogłosił, że USA ma do czynienia z wyjątkowym zagrożeniem dla swoich interesów zagranicznych. W ONZ nie było jednomyślności dla interwencji, w praktyce była ona z punktu widzenia prawa międzynarodowego nielegalna.
Do dziś wielu zwraca uwagę, że był to moment, w którym wojna była Clintonowi wybitnie na rękę. Apogeum osiągnął skandal z Monicą Lewinsky, mówiło się nawet o usunięciu prezydenta ze stanowiska. Tymczasem wypowiadając wojnę Serbom, postrzeganym wówczas w USA jako kraj agresji, wcielenie zła, Clinton wsiadł na białego konia.
Prawdziwe cele Clintona? Odwrócenie tematu od Lewinsky, poprawiające jego notowania. Dorobienie się w Albańczykach wiernego sojusznika w regionie, na granicy Turcji z Europą, zyskując równowagę na Bałkanach przeciw Serbii zawsze bliskiej Rosjanom. No i położenie łapy na zasobach – chrom, srebro, złoto, boksyty, magnez – których w Kosowie jest bardzo dużo jak na niewielki region. Po dziś dzień nie są wydobywane na wielką skalę, ale nawet Bank Światowy podkreśla ich potencjał.
Zasoby węgla brunatnego na świecie. Kosowo tylko o włos za Chinami
Interwencja NATO w obliczu początkowych porażek przyniosła decyzję o bombardowaniu Belgradu. Zginęło w nich ponad pięciuset cywili. Gdy bombą oberwała chińska ambasada, prezydent Chin Jian Zemlin powiedział, że USA używa militarnej przewagi nad narodami by agresywnie zwiększać swoje wpływy, a ataki NATO są niebezpiecznym precedensem, nową formą kolonializmu. Rosja także była kategorycznie przeciw bombardowaniu Belgradu. Według niektórych doniesień, zdarzali się rosyjscy najemnicy i ochotnicy, którzy jechali do Kosowa bić się z Albańczykami.
Ale bomby nad Belgradem przyniosły skutek. Clinton dopiął swego. Milosević został postawiony pod sąd. Kosowo trafiło pod kuratelę ONZ. Status regionu pozostawał niejasny. Impas trwał blisko dekadę. Początkowo na mocy pokojowych rozmów Serbowie otrzymali obietnicę, że jakiekolwiek rozwiązania nie uszczuplą ich granic, najwyżej zapewniając autonomiczność Kosowa w ramach Jugosławii, a później Serbii. W 2008 światowe mocarstwa okazały się niesłowne. Przy drugiej deklaracji niepodległości Kosowa, już pierwszego dnia uznały ją USA, Izrael, Francja czy Wielka Brytania.
Dziś 111 krajów ze 193 należących do ONZ uznaje Kosowo. Nie uznają go między innymi Chińczycy, Rosjanie i Hindusi.
Krajów więc większość, ludności świata – mniejszość.
Władimir Putin powiedział, że uznanie niepodległości Kosowa to tragiczny precedens, który rozbija cały system międzynarodowych relacji i który może rozpocząć cały łańcuch nie dających się przewidzieć konsekwencji w innych regionach świata (ciekawe, czy chichotał razem z historią podczas operacji odbierania Ukrainie Krymu). Putin wzywał też do pomocy humanitarnej Serbom żyjącym w kosowskich enklawach.
Według spisu powszechnego z 2011, 95.6 % mieszkańców Kosowa to muzułmanie.
Kosowo zdaje sobie sprawę, że jego status nie jest pewny, dlatego toczy wojnę o obecność w świadomości świata. Dlatego tak ważne są dla nich wybory Miss Universe, w których jak do tej pory zaledwie dwukrotnie albańskie dziewczyny z Kosowa nie doszły do półfinału. Dlatego tak zależy im na udziale w Eurowizji i dołączaniu do kolejnych stowarzyszeń międzynarodowych.
Dlatego tak kluczowy jest futbol, najpopularniejszy sport świata, działający na wyobraźnię pod każdą szerokością geograficzną. Jeśli Kosowo stałoby się poważaną reprezentacją, również państwo kojarzyłoby się ludziom jako osobny podmiot. To wielka stawka i w Kosowie ją rozumieją.
Czerpać mają z kogo – wielka emigracja czasów wojny sprawiła, że Albańczycy z Kosowa są rozsiani po Europie, ze szczególnym uwzględnieniem Szwajcarii, Skandynawii, Niemiec. Do reprezentacji właśnie masowo są ściągane dzieci uchodźców wyszkolone w mocnych zachodnich klubach.
Kosowskie korzenie mają grający w innych kadrach Adnan Januzaj, Xherdan Shaqiri, Granit Xhaka, Adir Mehmedi, Valon Behrami. Z nimi awans na Euro przez Ligę Narodów D byłby pewny. Swoją drogą, Shaqiri i Xhaka to wielka porażka związku. Wiele razy podkreślali swoje albańsko-kosowarskie pochodzenie, a jednak nie skorzystali z okazji zmiany kadry przed Euro 2016. Kosowo jest też osłabione… bratnią reprezentacją Albanii, gdzie występuje wielu graczy z kosowarskimi korzeniami.
Mimo to Kosowo zdaje się faworytem turnieju dla słabeuszy. Oto w jakich klubach grali piłkarze, którzy ograli w ostatniej kolejce Wyspy Owcze:
Rizespor – FC Zurich, Skenderbeu, Dinamo Zagrzeb, Mouscron – FC Zurich, Kristiansand – Willem II, Heerenveen, Werder Brema – Sheffield Wednesday.
Z ławki weszli piłkarze Genku, Rizesporu i Broendby. Nie podnieśli się z niej zawodnicy Achmatu Grozny (niegdyś Terek), Swansea, Sandhausen, Luzern. Kontuzjowany był Valon Berisha, piłkarz Lazio, który tego lata kosztował rzymski klub 7.5 miliona Euro.
A federacja wciąż pracuje nad wzmocnieniami. Meritan Shabani to dziewiętnastoletni wielki talent Bayernu. Na prawej obronie Huddersfield gra Florent Hadergjonaj. Być może wybiorą inaczej, ale na pewno federacja Kosowa ma silne wsparcie rządu, więc i większą siłę przekonywania. Ta motywacja może okazać się kluczowa. Takiej w Lidze Narodów D nie ma nikt.
Bo dla nikogo aktualnie futbol nie jest sprawą aż tak głęboko umoczoną w polityce i narodowych interesach. Sytuacja wciąż pozostaje niestabilna, konflikt serbsko-albański nie ma szans na jakiekolwiek polubowne rozwiązanie – jest tylko próba sił, która w tym wypadku wiedzie również przez boisko.
Leszek Milewski