Choć mogło być lepiej, na przykład bez straconego seta, to jednak ważne jest to, że udało się zdobyć trzy punkty i udanie rozpocząć mistrzostwa. Polscy siatkarze pokonali dziś Kubę 3:1. „Pierwsze mecze zawsze mają jakąś dodatkową presję, temperaturę, nacechowane są emocjami” mówi nam Ireneusz Mazur, były trener, dziś komentator i ekspert Polsatu Sport. Polacy tę presję udźwignęli, a Kubańczykom pozostało co najwyżej wypalenie cygara na pocieszenie.
Jeśli ostatni raz oglądaliście siatkówkę jakieś 6-8 lat temu, mieliście prawo obawiać się reprezentacji Kuby. W 2010 roku nasi dzisiejsi rywale byli przecież wicemistrzami świata, dwa lata później zajęli trzecie miejsce w rozgrywkach Ligi Światowej. Byli jedną z tych zawsze groźnych i nieprzewidywalnych drużyn – jej zawodnicy imponowali piekielnie mocnymi atakami i niesamowitą skocznością. Ale tę pozycję i markę, jaką wyrobili sobie w siatkarskim świecie, zniszczyli sami. Dziś to całkiem inny zespół.
Wielki wpływ na to wszystko mają państwowe regulacje – tamtejszy reżim nie zezwalał na wyjazdy zawodników do zagranicznych klubów (brzmi znajomo, co?), więc ci najlepsi, których ambicje sięgały ponad występy w rodzimej lidze, po prostu pakowali walizki i uciekali. To dlatego Wilfredo Leon czeka na możliwość występów w reprezentacji Polski i dlatego nie gra na mistrzostwach świata. W 2010 roku był przecież w kadrze ekipy z Karaibów i wraz z kolegami cieszył się ze srebrnego medalu.
https://twitter.com/60wadera/status/1039957896098983936
Jakby mało było im tego, że największe gwiazdy wolały wyjechać do Europy, zamiast siedzieć na tyłku w Hawanie, tuż przed igrzyskami w Rio wybuchła wielka afera. Pięciu spośród kubańskich zawodników – Abraham Ignacio, Osmany Uriarte, Ricardo Calvo Manzano, Luis Sosa i Rolando Cepeda – zostało oskarżonych o gwałt, którego dopuścić mieli się na zgrupowaniu w fińskim Tampere. Później trafili zresztą za kratki, choć po odwołaniu zmniejszono im kary, a Sosa wyszedł na wolność. Mało brakowało też by w konsekwencji z hukiem wylecieli z igrzysk. Ostatecznie tam zagrali, zebrali kilka oklepów (w tym 0:3 od Polski), zajęli przedostatnie miejsce, a potem odczekali swoje (nie wystartowali w Lidze Światowej 2017) i wrócili na międzynarodowe areny z odmłodzoną kadrą w tym roku.
Faworytami byli więc Polacy, choć i nasz zespół wciąż jest budowany. Jasne, teraz to już bardziej wykończeniówka, tam jakaś śrubka, tu trochę kleju, ale z takimi rywalami powinniśmy wygrywać z zamkniętymi oczami, niezależnie od składu. I pierwsze dwa sety jasno potwierdzały, kto w bułgarskiej Warnie prezentuje się lepiej – nasi zawodnicy grali pewnie i szybko wywalczyli sobie dużą przewagę. Na drugą przerwę techniczną premierowej partii schodzili z prowadzeniem 16:8.
Wtedy daliśmy Kubańczykom dojść do głosu, a nasza przewaga stopniała, ale zanim zdążyli na dobre otworzyć usta, zamknęliśmy im je dobrymi atakami i znakomicie funkcjonującym blokiem. W pewnym momencie nawet Vital Heynen nie ogarniał tego, jak skutecznie grają jego podopieczni. A dwa punkty później chodził już zdenerwowany, bo popełniliśmy proste błędy. Cóż, łaska trenera na pstrym koniu jeździ. Swoją drogą, czy ktoś ogarnia system, który dziś testował Belg?
https://twitter.com/obiektywnysub/status/1039923956726284288
Ireneusz Mazur:
– W pierwszym secie mieliśmy wyraźną przewagę. Kubańczycy grali speszeni, nie bardzo sobie radzili, a my dobrą organizacją gry neutralizowaliśmy wszystkie ich zalety, szczególnie trudną zagrywkę. W ich grze kompletnie nie było widać jakości, a to przecież młody zespół o świetnych parametrach i motoryce. W przyszłości to prawdopodobnie ci siatkarze będą kluczowymi zawodnikami swoich klubów, możliwe, że nawet europejskich. Potrafiliśmy jednak znaleźć na nich sposób i graliśmy bardzo pewnie.
Drugi set był bardziej wyrównany, ale pod koniec to znów mu byliśmy górą. W relacjach z ostatnich meczów kadry narzekaliśmy na formę Bartosza Kurka. Więc dziś musimy oddajemy mu sprawiedliwość – pieprzył zagrywkę dość regularnie, ale na ataku spisywał się nieźle, a gdy dokładał do tego blok (to akurat wychodziło mu niemal zawsze), spokojnie mogliśmy zaakceptować desygnowanie go do gry przez belgijskiego trenera. Tradycyjnie znakomicie spisywał się do tego Artur Szalpuk, a i cała reszta zawodników nie odstawała. Nie dziwiło nas więc, że z Kuby nie było co zbierać.
Bartosz Kurek 70% w ataku po dwóch setach
Mam łzy w oczach— trapdooor SAW TOP ||-// (@jem_kisiell) September 12, 2018
Inna sprawa, że w trzecim secie w grze Polaków coś się zawiesiło. Kiedy podopieczni Heynena mieli spokojnie zamknąć mecz i lecieć do hotelu, by wypocząć przed kolejnym spotkaniem (to już jutro!), nagle nie potrafili uzyskać przewagi. A Kubańczycy to, mimo wszystko, nie pierwsi lepsi faceci z łapanki, więc na nasze problemy zareagowali jak powinni – podkręcili tempo i wygrali seta. Uwierzcie, patrząc na to, jak przy linii bocznej reagował na to nasz trener, nie chcielibyśmy się wówczas znaleźć w jego pobliżu. Nawet Michał Kubiak, kapitan reprezentacji, musiał w pewnym momencie przyjąć zasłużony opieprz. Ten chyba zresztą zadziałał, bo w czwartej partii nasza gra się poprawiła i po prostu zdemolowaliśmy rywali. Tym bardziej wypada zapytać: panowie, co wyście odwalili w tym trzecim secie?
Ireneusz Mazur:
– Rozjechała nam się wtedy gra, głównie przez dobrą postawę Kubańczyków. Nieźle serwowali, poprawili grę blokiem – zresztą wygrali z nami w tamtej partii w tej statystyce, choć wcześniej to my mieliśmy wyraźną w niej wyraźną przewagę. Polacy z kolei nie kończyli ataków, popełniali błędy w przyjęciu, gorzej grali też zagrywką. Nie potrafiliśmy otrząsnąć się ze swojej słabości. Czy to ostrzeżenie przed kolejnymi meczami? Tu nie ma reguły. Myślę, że jeśli chodzi o przyjęcie serwisu, to jest to tak wrażliwy element, że takie błędy będą nam się zdarzać. Nie da się w przeciągu turnieju zmienić formułę całej strefy przyjęcia – możemy mieć co do niego uwagi, ale trzeba po prostu niwelować tę słabość innymi zagraniami.
Nam udało się to zrobić, co pokazaliśmy w pozostałych trzech partiach. Teraz, po wygranej z Kubą, cel jest jeden: komplet punktów w dwóch kolejnych spotkaniach (Portoryko i Finlandia), by do rywalizacji z Bułgarią i Iranem przystąpić na większym luzie. Ireneusz Mazur mówi, że to te trzy wygrane sety pokazują skuteczną i prawdziwą twarz naszych siatkarzy. Jeśli tak, to nasi rywale powinni mieć się na baczności, a my możemy ze spokojem siadać przed telewizorem i oglądać kolejne mecze w wykonaniu Heynena i spółki.
Fot. Newspix