Przyznamy szczerze: takiej historii z kortów tenisowych nie pamiętamy. Katarzyna Piter długo zapamięta przykrą przygodę, jaka spotkała ją podczas turnieju w Sofii. Kiedy polska tenisistka jechała taksówką na mecz, padła ofiarą złodzieja.
Złodziej był na tyle bezczelny, że dopadł do taksówki, która zatrzymała się na światłach, otworzył samochód i zabrał z niego torbę tenisową. Zanim Piter i kierowca zdążyli zareagować, nie było już po nim śladu. Razem z nim zniknęły buty, strój, rakiety i dokumenty tenisistki. A wszystko to chwilę przed meczem drugiej rundy z Olgą Janczuk.
– Godzinę przed meczem byłam częścią filmu akcji. Bez rakiet, z dużymi emocjami i wieloma biurokratycznymi procedurami. Miałam szczęście, że obok mnie byli ludzie, którzy okazali mi wsparcie – opisuje całą sytuację pokrzywdzona tenisistka. O całej sprawie powiadomiła policję oraz organizatorów turnieju. Ci pierwsi oczywiście wiele nie zrobili. Drudzy przełożyli jej mecz na później. – Dzięki temu miałam czas poszukać butów, pożyczyć rakietę i znaleźć torbę. Siatka Lidla też działa super!
I w ten sposób Katarzyna Piter dołączyła do naszego kolegi z Weszło FM Piotra Wąsowskiego, który od dłuższego czasu przy każdej okazji promuje niemiecki dyskont. Tak czy inaczej, z pożyczonymi od Gregany Topalovej rakietami w reklamówce Lidla, Polka zdołała pojawić się na korcie.
Z notowaną o 62 miejsca wyżej Olgą Janczuk z Ukrainy walczyła niesamowicie dzielnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności. Mimo stresu, nerwów i gry pożyczonymi rakietami w znalezionych na szybko butach, Piter wygrała drugiego seta, a w trzecim miała piłkę meczową. Ukrainka ją obroniła, a potem wybroniła się, mimo prowadzenia Polki 3:0 w tie-breaku.
– Po trzech godzinach walki muszę powiedzieć, że to nie był mój dzień. Do domu wracam z prawie pustą walizką i bez dokumentów – podsumowuje. – Ale jestem przekonana, że chce grać, nawet, jeśli nie mam torby, albo wszystkich rakiet. Wszystko, czego potrzebujemy to dobrzy ludzie i pasja.
– Niewiarygodne, że takie rzeczy dzieją się w dzisiejszych czasach. Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. Masz moc, że po takiej akcji weszłaś jeszcze na kort i tak walczyłaś. Szacun! – mówi Joanna Sakowicz-Kostecka, była zawodniczka, dziś komentująca mecze w Eurosporcie.
Piter wraca do domu, ale i tak ma się z czego cieszyć. W tym samym czasie jej narzeczony Łukasz Kubot zapewnił sobie awans do finału debla na US Open.
Powody do radości ma także Iga Świątek, która idzie jak burza. W ubiegłym tygodniu wygrała turniej ITF o puli 60 tysięcy dolarów w Budapeszcie. Teraz walczy w podobnym, w szwajcarskim Montreux. Dziś awansowała do półfinału, eliminując Elenę Gabrielę Ruse. To nazwisko akurat możecie pamiętać. Rumunka przeszła eliminacje Wimbledonu, a potem w pierwszej rundzie napędziła mnóstwo strachu Agnieszce Radwańskiej. Dość powiedzieć, że Ruse miała w trzecim secie sześć piłek meczowych. Polka wyszarpała wygraną 6:3, 4:6, 7:5. Dziś Świątek wygrała 2:6, 6:1, 6:2. Symptomatyczne…
Co ważne, Świątek, awansując do półfinału w Montreux już zapewniła sobie skok z 298. miejsca w rankingu w okolice drugiej setki. Rok zaczynała w ósmej setce i aż strach myśleć, gdzie może się zatrzymać.
foto: newspix.pl