Czasy, w których Miedź Legnica oraz Zagłębie Lubin łączyły relacje napięte niczym plandeka na żuku co prawda już minęły, aczkolwiek nie zmienia to w żaden sposób faktu, iż dzisiejsze spotkanie mocno elektryzuje dolnośląską publiczność. Postanowiliśmy zatem odezwać się do najważniejszych postaci w obu klubach, aby wybadać, jakie nastroje panują w obu obozach tuż przed od dawna wyczekiwanymi derbami.
Czy przełamania jakie ostatnio zaliczyły oba zespoły wyraźnie podniosły ich morale? W czym są wyjątkowe, jakie są ich największe atuty? Czym kierowali się sternicy, zatrudniając nowych dyrektorów sportowych? Dlaczego Dominik Nowak, trener Miedzi, dostał tak długi kontrakt? Jak oceniają funkcjonowanie swoich akademii i dlaczego ta Zagłębia Lubin jest w tej chwili wyraźnie przed rywalami? Czy legnicka szatnia nie jest zbyt międzynarodowa? Czy trzyletni plan opublikowany przez poprzedni zarząd Zagłębia pozostaje aktualny? Kogo i dlaczego oba kluby by sobie wzajemnie podkupiły? Czego jeszcze mogą się od siebie nauczyć? Na te i wiele innych pytań odpowiadają Andrzej Dadełło – właściciel Miedzi Legnica, oraz Mateusz Dróżdż – prezes Zagłębia Lubin.
***
Jak duże kamienie spadły panom z serc po ostatnich meczach? Miedź wygrała pierwszy raz od miesiąca, Zagłębie pokonało Cracovię i Lecha. Uniknęło tym samym typowego wejścia w sezon – z niezłym początkiem i szybkim zjazdem.
Dadełło: Wszystkim nam spadł, nie tylko mi. Od początku graliśmy przecież dobrze, a punktów brakowało i miejsce spadkowe przybliżało się bardzo. Odetchnęliśmy. Wcześniej wielokrotnie powtarzałem, że byłem zadowolony ze stylu, z pracy trenerów, czekaliśmy aż to się przełoży na pozytywne rezultaty. Wiadomo, że prędzej czy później to znajdzie przełożenie na zdobywane punkty, no ale póki się nie przekładało, to niepokój w serach się pojawiał.
Dróżdż: Kamień z serca to chyba za dużo powiedziane. Jasne, cieszymy się, ale bardziej skupiamy się na kolejne trzy mecze, z których pragniemy wyjść zwycięsko. Nie patrzymy na dotychczasowe wyniki już jako na wykonane zadania, bo zbyt dużo jest jeszcze tych przed nami. Mamy większe ambicje.
Morale poszło w górę?
Dadełło: Na pewno będziemy dalej grali swoje. Mamy pewne atuty oraz słabe strony, zdajemy sobie z tego sprawę. Wierzymy jednak, że w dalszej fazie sezonu będziemy punktować lepiej niż dotychczas, bo wydaje mi się, iż mamy zespół, który powinien funkcjonować lepiej na tle ekstraklasy. Straciliśmy aż 10 bramek, jesteśmy w czołówce ligi pod tym względem i to jest nasz największy problem w tym momencie. Grając ofensywnie trzeba się liczyć z tym, że przeciwnik będzie groźne kontratakował. Warto jednak zauaważyć, że większość goli puszczaliśmy po indywidualnych błędach. Wielbłądach. Pod tym względem mamy więc spore rezerwy do uwolnienia. Musimy ten aspekt usprawnić. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że nie zmagamy się z kłopotami na zasadzie „drużyna nie działa, ale nie wiadomo dlaczego”. My wiemy i zamierzamy nad tym pracować.
Miedź faworytem derbowego meczu. W LV BET kurs na jej zwycięstwo wynosi 2,55
Dróżdż: Wygrywanie w każdym starciu jest istotne. Dla nas to bardzo ważna sprawa. Z kolei przeciwko Lechowi udowodniliśmy sportowo, że możemy rywalizować na najwyższym poziomie. Ale trzeba teraz passę podtrzymać, pokazać, iż mentalnie jesteśmy w stanie dosięgnąć najwyższych celów.
Sporo w panu pokory.
Dróżdż: Najbardziej spokojny zrobię się dopiero w okolicach ostatniej kolejki, kiedy zobaczę na cały sezon i będę mógł powiedzieć, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty, że wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich startów i zakończyliśmy sezon lepiej niż w ubiegłe.
Gdybyście panowie mieli wskazać jedną rzecz w funkcjonowaniu waszych klubów, którą uważacie za ich największy atut, to co by to było?
Dróżdż: Zdecydowanie zespół. Wydaje mi się, że naszą siłą nie są indywidualności, lecz kolektyw.
Dadełło: Obrana przez was filozofia gry. Dobrze wdrażana konsekwencja zawsze przynosi pozytywne efekty. Na własne oczy widziałem efekty podążania złym kierunkiem. Sam przecież wcześniej zwalniałem różnych trenerów, kiedy widziałem, że drużyna zmierza w nieodpowiednią stronę. Jednak konsekwencja wyraźnie prowadząca do obranego celu jest dobra. Wszystko się na koniec sprowadza do liczby strzelonych goli, robienia tego częściej niż przeciwnicy. Jeśli częściej posiadasz piłkę, to automatycznie kreujesz więcej szans. Im więcej szans, tym więcej goli, choć w tym decydują detale. Oczywiście trzeba też brać pod uwagę z kim się mierzymy. Jeżeli przeciwnik ma znacznie lepszych zawodników, którzy z łatwością wygrywają starcia jeden na jeden, no to wówczas trudno o dobry wynik. Pamiętamy choćby Śląsk Wrocław chcący grać otwartą piłkę przeciwko Sevilli. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy mając określony materiał. Natomiast jak na ekstraklasę uważam, że obraliśmy właściwą taktykę i cieszę się, że trener Nowak ją cały czas realizuje.
Dlatego dostał pięcioletni kontrakt?
Dadełło: Tak, ponieważ widzę, że pracuje on konsekwentnie, jego decyzje są logiczne, efektywne. A to, że po drodze zdarzą się jakieś zachwiania, ktoś popełni błąd… Normalne. Nie zawsze wszystko co złe w drużynie wynika z winy sztabu trenerskiego. Jeżeli jednak widzę, że w dłuższej perspektywie ciągłość takiej pracy jest efektywna, to ja chcę w to iść.
Ale musi pan też przyznać, że to dość niespotykane zjawisko, aby szkoleniowiec z ekstraklasy otrzymał tak długą umowę, a już w ogóle nie ma co mówić o pełnej realizacji takowego. Z jednej strony więc takie długoletnie związanie się z trenerem Nowakiem wygląda logicznie, sensownie, z drugiej zaś jest nieco ekstrawaganckie oraz ryzykowne.
Dadełło: Zawsze można spojrzeć na to z dwóch stron. Aczkolwiek jeśli Miedź będzie grała dobrze przez długi czas, ustabilizuje swoje miejsce w ekstraklasie, to przy tak wąskich możliwościach pozyskiwania trenerów, którzy systematycznie i regularnie dają radę tam gdzie się pojawiają, trzeba mu dać duże zaufanie. A Dominik Nowak jednak gdziekolwiek pracował, tam praktycznie wyciągał wyniki ponad stan. Ekstrawagancja wynikała również z tego, że to wcale nie tak, że gdybym był z niego nie zadowolony, to na jego miejsce miałbym 10 kandydatów i każdy pracowałby tak, jakbym oczekiwał. Wręcz przeciwnie, gdyby nie trener Nowak, to raczej ja miałbym duży problem. Oczywiście jest w ekstraklasie i I lidze paru szkoleniowców dobrze pracujących lecz… No własnie, oni już pracują. Trzeba więc spojrzeć na to inaczej. Długi kontrakt wynika także z dotychczasowych doświadczeń innych klubów, które wymieniają trenerów częściej i oni sobie przeważnie lub często nie radzili. Ja jestem bardziej niż zadowolony z pracy Dominika Nowaka i wydaje mi sie, że ten zespół ma jeszcze spore szanse, aby pod jego wodzą mocno się rozwijać. Ze spokojem patrzę więc na tę jego pięcioletnią umowę. Podejrzewam, iż to raczej będzie tak, że ktoś się po niego zgłosi, a ja będę miał za sobą argument, bo wcześniej mu zaufałem, na dobre i na złe i tego samego będę oczekiwał w drugą stronę – lojalności, wypełnienia kontraktu. Prędzej taki kłopot będziemy mieli, niż gdyby miał on wynikać z mojego niezadowolenia.
Podczas mniejszych czy większych kryzysów też zawsze rozmawiam z trenerami, słucham w jaki sposób wówczas działają. Za trenera Tarasiewicza w pewnej chwili drużyna była zagrożona spadkiem. Ale gdy poznałem jego postawę, byłem spokojny, iż w dłuższej perspektywie nic nam nie grozi. Za chwilę przyszła seria 7 meczów bez porażki, a myśmy zajęli miejsce w czołówce tabeli. To widać po człowieku, czy poradzi sobie w trudnej sytuacji czy też nie. Sądzę, że trener Nowak należy do tej pierwszej grupy. Jeśli mówimy o położeniu Miedzi w tym sezonie z mojej strony nie było nerwowości. Oglądam mecze ekstraklasy, widzę jak grają inni i w tym kontekście trudno, abym czuł niepokój. Spójrzmy na początek – w pierwszym meczu średnia wieku wyjściowej jedenastki wynosiła 31 lat, trzeba jedna było dać szansę tym zawodnikom, którzy wywalczyli awans. Nie udało się, trudno. Jak będą dobrze pracować, to trener Nowak na pewno da im kolejną, ale per saldo wiadomo – to co było dobre na I ligą nie zawsze musi być dobre na ekstraklasę. Czas też jest potrzebny, aby nastąpiła właściwa weryfikacja poszczególnych zawodników.
Zakłady bukmacherskie Totolotek za zwycięstwo Zagłębia w derbach płacą 2,80
Dróżdż: Według mnie trenerzy powinni mieć stosunkowo długie kontrakty, na podstawie których będą w stanie realizować swoją wizję i pewną myśl szkoleniową. Aczkolwiek ja raczej bym nie dał pięcioletniej umowy, ponieważ – jako prawnik – znam treść uchwały PZPN-u i gdyby coś tam nie zagrało, to zdaję sobie sprawę, że klub musiałby się zmierzyć z wysokim odszkodowaniem. Dawanie tak długich kontraktów uważam zatem za dość ryzykowne, tak samo zresztą jak dawanie prezesowi zarządzać przez pięć lat. Z drugiej strony oczywiście nie uważam, iż pół roku czy jeden sezon to odpowiednia długość. One są zdecydowanie za krótkie. Wyobraźmy sobie, że jakiś prezes przychodzi do klubu i ma w sześć miesięcy go uzdrowić ze wszystkich problemów. Prawie niewykonalna. Czasami możliwe, ale zbyt trudne.
Przed kilkoma miesiącami w obu klubach doszło do zmian na stanowisku dyrektora sportowego. Czym się panowie kierowali wybierając Marka Ubycha i Michała Żewłakowa do tych ról?
Dadełło: Marek Ubych półtora roku już z nami współpracował, nie jest więc kompletnie nową osobą w Miedzi. Po pierwszych udanych transferach – Marquitosa oraz Sabali – stwierdziliśmy, że to najlepsze nasze ruchy na rynku międzynarodowe ruchy, więc postanowiliśmy zostawić Marka na „służbach sportowych” Miedzi. Byliśmy też niezadowoleni z poprzedniej grupy ludzi odpowiadającej za transfery, więc przez jakiś czas zostawiliśmy w tej materii wakat. Ubych został ostatecznie osobą odpowiedzialną za tego typu działania, ale też cały czas blisko współpracował ze mną, przygotowywałem go do nowej roli, miał szereg zadań, jakie musiał wykonać. Na przykład nauczyć się języka hiszpańskiego, bo to jest rynek, jaki nas interesuje. W ten sposób był przeze mnie wprowadzany na coraz wyższy poziom działalności w klubie. Biznesowo też musiał się rozwijać, bo dyrektor sportowy powinien mieć kilka cech dobrego menedżera, które trzeba wypracować. Z jego pracy również jestem zadowolony. Wystarczy spojrzeć – dysponujemy niskim budżetem, a jakich mamy piłkarzy. Za chwilę będziemy grali z Legią, która ma ponad dziesięciokrotnie więcej pieniędzy, ale wydaje mi się, że na boisku nie będzie tego widać. Już jakiś czas temu przyjąłem taki model w zarządzaniu, że wolę sobie sam kogoś „wychować” niż brać z rynku. To przecież nie jest przypadek, że polskie drużyny ciągle tak szybko odpadają w europejskich pucharach. Gdybyśmy mieli dobrych dyrektorów sportowych i lepszych trenerów, no to nie dostawalibyśmy lania od zespołu z Luksemburga. A więc jest inaczej – wiemy czego NIE robić na tych przykładach. Jaką drogą NIE iść. Trzeba więc szukać innej. Oczywiście, że nie wiadomo, czy okaże się słuszna, ale skoro tamte nie wypalają, to trzeba kombinować. Nie chciałbym mieć klubu zorganizowanego tak jak wiele innych polskich, z tymi wszystkimi ludźmi, którzy wciąż zawodzą.
Dróżdż: Na pewno jego doświadczenie było przekonujące. Do tego znalazł wspólny język z trenerem Lewandowskim. Potrafił odpowiednio przedstawić swoją wizję funkcjonowania klubu. Przede wszystkim jednak wydaje mi się, że sporo się od siebie uczymy nawzajem. Ja dbam o każdy szczegół. Jestem tego typu prawnikiem, który w pismach podkreśla każdy szczegół, więc czasami takiego spokoju i luzu, jaki ma Michał, mi brakuje. Sądzę, że naprawdę dobrze się uzupełniamy.
Adaptacja w Zagłębiu była dla niego trudna? Nie oszukujmy się, Legia i wy nie możecie funkcjonować w taki sam sposób na rynku transferowym.
Dróżdż: Zarówno dla mnie jak i dla Michała adaptacja wymaga pójścia na pewne ustępstwa, bo nasz klub jest dość specyficzny, nawet pod względem funkcjonowania formalnego. Gdzie trzeba uprosić właściciela o zgodę na wiele działań, jesteśmy też objęciu ustawą o zarządzaniu mieniem państwowym… Coś, co w innych klubach wymaga jednego podpisu, u nas potrzebuje pięciu. Nasz dyrektor sportowy jest jednak ambitną osobą. W Legii Warszawa być może prezes miał pod sobą sztab 80 ludzi, ja mam 25 pracowników, więc z takim zapleczem osobowym musimy się inaczej odnaleźć. A to sprawia, iż każdy musi włożyć w swoją pracę więcej zaangażowania, przynajmniej gdy mówimy o aspekcie formalnym.
A decyzyjność Żewłakowa jako dyrektora sportowego?
Dróżdż: U nas nie ma czegoś takiego, że ktoś zupełnie sam podejmuje decyzje. Organizujemy spotkania pionu sportowego, uczestniczy w nim na przykład dyrektor sportowy (Michał), trener Lewandowski czy osoby zarządzające akademią jak dyrektor Paluszek… Wszyscy dochodzimy do wspólnych decyzji, także w chociażby w kwestii transferów. Ostatecznie to ja dokonuję wyborów, aczkolwiek zawsze sa one poprzedzone burza mózgów. Nie są to ruchy autorytarne. Po to zatrudniamy różnych ludzi, żeby wspólnie decydować i wykonywać pracę najlepszą dla klubu. Gdybym ja miał na przykład ściągać zawodników na bazie tego jak wygląda w kompilacjach na portalu Youtube, no to na pewno Zagłębie nie funkcjonowałoby właściwie.
Jakie były zatem cele Miedzi i Zagłębia na to lato i czy udało wam się odhaczyć wszystkie punkty na liście „do zrobienia”?
Dadełło: Nie, nie wszystkie cele zrealizowaliśmy. Na bieżąco życie nam zweryfikowało pewne kwestie. Kilka pozycji wydawało nam się słabo obsadzonych, niektóre uznawaliśmy za mocne, lecz ekstraklasa pokazała, iż nie do końca tak jest. Poszczególni zawodnicy też nas zaskoczyli, na przykład Paweł Zieliński zaczął bardzo fajnie grać na prawej obronie, a wiosnę obrona była naszą najsłabszą formację, na jego pozycji wyglądaliśmy słabo. Teraz jednak Paweł wyrasta na wiodącą postać w ekipie. Nie mogę powiedzieć, że w ogóle jestem niezadowolony, bo wiele rzeczy zrealizowaliśmy. Zespół miał być wzmocniony i to się udało, odmłodzenie go też. W każdej formacji chcieliśmy wprowadzić większą jakość, daliśmy radę. Niewiadomą jest nieco pozycja bramkarza. Czujemy tu niepewność co do przyszłości, ale mamy nadzieję, że i tutaj nie będzie źle.
Dróżdż: Wszystkich niestety nie. Na pewno chcieliśmy nieco zwężyć kadrę i to daliśmy radę zrobić. Chcieliśmy też zrobić transfery, które wzmocniłyby zespół. Tutaj po prostu kłamałbym, jeżeli powiedziałbym, że już to nastąpiło, bo nowi piłkarze jeszcze nie wkomponowali się w drużynę, w szczególności Bohar i Sirotow. Ale to są dobrzy zawodnicy i mam nadzieję, iż będą wkrótce podstawowymi graczami Zagłębia. Transfer Kuchty czy też ostatnio dokonanego Patryka Szysza to już melodia przyszłości. Z drugiej strony, moim zdaniem, te dwa ostatnie przykłady pokazują, że nie myślimy wyłącznie o tym jak będzie wyglądała najbliższa runda, lecz próbujemy myśleć długofalowo. Pod względem sportowym wydaje mi się, że zespół dostał wszystkie najlepsze warunki, które chciał otrzymać. Aczkolwiek, jak to na rynku transferowym, niektóre ruchy nam nie wyszły pod względem priorytetów. Nie podam nazwisk, bo w kolejnych okienkach będziemy robić pod nich kolejne podejścia. Mówię o jednym zawodniku z ekstraklasy i jednym, który występował w ostatniej fazie kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Walczyliśmy o nich teraz, nie udało się, ale być może w przyszłości… Na szczęście mamy akademię, spoglądamy w jej kierunku bacznie. Od kiedy jestem w klubie, została sporządzona lista wyróżniających się graczy, dla których warto przyszykować miejsce w pierwszym zespole. Uważnie ich obserwujemy. Razem z dyrektorem oraz innymi osobami zarządzającymi akademią na mecze drugiej drużyny czy CLJ U18. Myślę, że to jest kwestia czasu, by kolejni zawodnicy z naszej szkółki wchodzili do pierwszej ekipy. Przez to też ograniczymy liczbę transferów, bo zamierzamy stawiać mocniej na naszych chłopców.
W skali od 1 do 10 jaką ocenę wystawiliby panowie waszym letnim działaniom?
Dadełło: Siódemkę.
Dróżdż: Trudno to określić w tym momencie. Jeżeli zawodnicy dojdą do optymalnej formy, pokuszę się o ósemkę. I nie mam tu na myśli samych nazwisk, ale też uporządkowanie wielu spraw takich jak prowizje menedżerskie, pieniędzy za podpisy czy „wejściówki”. Pod tym względem już teraz mogę powiedzieć, że dyrektor wykonał olbrzymią pracę, aby te rzeczy ujednolicić. Są to sprawy, jakich na zewnątrz nie widać, ale jestem z tego bardzo zadowolony.
Od razu mieliście takie założenie, iż będziecie stawiać głównie na obcokrajowców? Nie próbowaliście działać chociażby jak Śląsk, który wyciągnął tego lata paru ciekawych i młodych zawodników z niższych lig?
Dadełło: Mnie to w zasadzie nie interesuje czy przychodzi do nas Polak czy ktoś zza granicy. Współczesny futbol jest międzynarodowy. W najlepszych ligach zatrudnia się najemników, którzy potem po prostu doskonale wykonują swoją pracę, a wszystko inne można włożyć między bajki. Czasem aż się dziwie jakimi frazesami rzucają poważni ludzie – że Polak niby zawsze będzie lepiej grał… My raczej mieliśmy więcej kłopotów z rodzimymi zawodnikami niż z obcokrajowcami, wyciągamy z tego wnioski. Mnie obchodzi to, czy ktoś jest dobrym piłkarzem, tyle. Był taki czas, że w niższych ligach byli zawodnicy na naszą kieszeń, a teraz powstała moda na graczy z I ligi i jest trudniej. Chcieliśmy jednego gracza z I ligi, ale inny klub nam go podebrał, dał mu lepszą ofertę, wybrał ją. Naturalne, zrozumiałe.
Kto to był?
Dadełło: Mateusz Radecki z Wigier, który ostatecznie poszedł do Śląska Wrocław.
Ogólnie chcemy mieć po prostu dobrych piłkarzy, niezależnie skąd. Natomiast co nam rzeczywiście póki co nie wychodzi to wprowadzanie wychowanków z akademii. Jakościowo jeszcze nie szkolimy ich na odpowiednim poziomie, ale mamy teraz wypożyczonego chociażby Karola Gardzielewicza do I ligi, który zaczyna sobie nieźle radzić. Oprócz tego paru chłopaków w drugiej… Patrząc jednak szerzej, na jakość rodzimych piłkarzy i często ich ceny, ten zagraniczny kierunek jest dla nas lepszy. My musimy brać mocno pod uwagę nasze możliwości budżetowe. Ściągamy więc często zawodników bez kontraktów, którzy nie przebierają w jakichś świetnych ofertach, wyszukujemy najlepszych spośród takich. Wykonujemy na tym polu dużą pracę. Myślę, że znacznie większą niż spora część naszych ligowych rywali. Często gdy im się podoba jakiś zawodnik po prostu go biorą, a u nas dochodzi jeszcze ten warunek, żeby nikt inny wyraźnie lepszy nie chciał go pozyskać, bo wtedy byłoby nam zbyt trudno. W takich realiach się poruszamy, staramy się w nich działać jak najlepiej. Jak już wspomniałem, większym powodem do zmartwień jest raczej brak zawodników z naszej akademii w pierwszym zespole. Chciałbym jednak zaznaczyć, iż nie planujemy budować Wieży Babel, to byłoby bardzo złe. 11 piłkarzy z różnych krajów na pewno miałoby problemy komunikacyjne oraz kulturowe.
A nie martwi się pan, że Miedź zrobiła się zbyt międzynarodowa? Da się w ogóle zintegrować taką szatnię?
Dadełło: Tylko że jak patrzę na kluby zagraniczne, na przykład ten z Bundesligi, to tam w każdym jest po kilkunastu obcokrajowców. W Anglii jest podobnie. Pamiętajmy o tym, iż mówimy o profesjonalnym sporcie, gdzie pewnego rodzaju problemy po prostu nie powinny funkcjonować. Problemem nie jest ściąganie zagranicznych zawodników do Polski, tylko ich poziom. Jak patrzę kogo biorą niektóre kluby, to nie wyobrażam sobie, abym mógł kogoś takiego ściągnąć do Miedzi. Międzynarodowe szatnie to trend światowy i szczerze powiem – nie do końca rozumiem to parcie za wszelką cenę na polskich piłkarzy. Tym bardziej, że nasze największe rodzime talenty też wcześnie wyjeżdżają z kraju. My mamy w tej chwili kilkudziesięciu najzdolniejszych chłopaków za granicą. Gdybyśmy my go mieli, to na pewno byśmy na niego pozostawili. Nie dlatego, że jest młody i perspektywiczny, tylko dlatego, że jest dobry, a w przyszłości na nim zarobimy. To kolejny kłopoty, że ich wypuszczamy. Naszą szatnią zarządza się jednak bardzo dobrze, zawodnicy rozmawiają po angielsku, my też staramy się wdrażać hiszpański, nie mamy problemów z komunikacją. Zresztą, niektórzy sa po prostu przyzwyczajeni do rozmowy w innych językach i gry poza ojczyzną. Traktują piłkę jako także jako pracę, podchodzą do tego zawodu profesjonalnie. A to, czy ktoś nagle marudzi, nie potrafi się dogadać, prowadzić właściwie, zachowuje się nie sportowo… Tu narodowość nie ma nic do rzeczy.
Z w kolei w Zagłębiu kilka miesięcy temu poprzedni prezes klubu, Robert Sadowski, opublikował plan trzyletni dla Zagłębia, który – szerokim tych słów rozumieniu – zakładał rozwój w oparciu o akademię i wychowanków. Chwilę później pan Sadowski został zwolniony, co z boku wyglądało kuriozalnie. Zastanawiam się więc ile włożyliście pracy, by to jakoś nadrobić tę wizerunkową wpadkę.
Dróżdż: Zmiany w zarządzie, radzie nadzorczej to sa zmiany dokonywane przez właściciela. Co mogę powiedzieć na pewno, to że ja takiego planu nie opublikuję. Ze względu na fakt, iż poprzedni został przyjęty przez radę nadzorczą i jest on formalnie wiążący, a ja mam go realizować. W moim odczuciu ujawnianie pewnych informacji – także ze względów biznesowych, niezależnie od tego jak są odbierane wizerunkowo i marketingowo – sprawia, że ich zamysł oraz realizacja to dwie różne sprawy. Czasami lepiej trzymać język za zębami, robić swoje i po prostu zarządzać klubem tak, żeby nie ogłaszać żadnych planów, tylko je realizować.
Będziecie jednak kontynuować pracę według tego przyjętego wzorca?
Dróżdż: Na pewno nie zrealizujemy wszystkich punktów, ponieważ trudno jest na ten moment określić pewne sprawy. 75% Polaków i 25% obcokrajowców? Tego nigdy nie będziemy w stanie odpowiednio wyważyć. W tym roku zrealizowaliśmy pierwsze transfery zagraniczne do naszej akademii i tacy zawodnicy również mogą stać się wychowankami. Jak wtedy ich zakwalifikować?
Zaszły duże zmiany pomiędzy tamtą wersją planu, a obecną, według której będziecie działać?
Dróżdż: Jest olbrzymia ilość zmian. Przyjęta została inna struktura klubu. Zostały utworzone nowe działy, nastąpiły roszady personalne zarówno w kadrze odpowiedzialnej za marketing, jak i w biurze prasowym. Zaszła też zmiana w przedmiocie kontraktów osób zarządzających akademią czy też w umowie dyrektora sportowego, a także trenera. Na przykład – oni wszyscy mają ustalone warunki premiowe związane z rozwoje szkółki i zawodników z niej. Wszyscy powinni pamiętać, iż gramy do jednej bramki. Dokonaliśmy zmian w infrastrukturze… Część z tego do małe kroczki, ale myślimy głównie nad rozwojem akademii. Chociażby dzisiaj (rozmowa przeprowadzona w czwartek) mieliśmy spotkanie w sprawie rozbudowy infrastruktury. Chcemy to zrobić w sposób racjonalny, aby Zagłębie było w stanie sobie potem poradzić z kosztami tej inwestycji.
Pod względem działania akademii czujecie się najmocniejsi w regionie? Ostatnio Śląsk mocno zintensyfikował prace w tej sferze. Jak więc czujecie się na tym tle?
Dróżdż: Myślę, że pod względem infrastruktury akademii jesteśmy najlepsi w Polsce. Nawet nie wiem czy odpowiednim określeniem nie byłoby – wyróżniającą się w tej części Europy. To jedno, lecz jeśli chodzi o samo funkcjonowanie szkółki, uważam, iż jest przed nami wiele pracy. Ja się cieszę jako prezes klubu, że inni również będą mieli mocne akademie, bo zdrowa rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. W szerszej perspektywie dobrze to wpłynie na rozwój polskiej piłki, a przecież o to nam chodzi. Ale jeżeli spojrzymy też na wyniki CLJ Miedzi oraz Zagłębia, to wydaje mi się, że poziom kształcenia piłkarzy jest u nas na wyższy. Chcemy się jeszcze rozwijać. Śląsk być może zbuduje dobra akademię, lecz my będziemy przed nimi. Wydaje mi się, że musimy już rosnąć na wzór topowych europejskich akademii, żeby wciąż uciekać od goniącej nas konkurencji.
Panie Andrzeju, wspomniał pan wcześniej o niedoborze młodzieży w Miedzi. W związku z tym zamierzacie w najbliższych latach kontynuować obecną politykę budowy kadry, czy jakoś postaracie się odwrócić trend?
Dadełło: Jest sens stawiania na swoich tylko wtedy, gdy zagwarantują odpowiednią jakość. A niestety nie było w poprzednich latach żadnego piłkarza, który odszedł z Miedzi i od razu grał regularnie w I lidze. Szkolić i prowadzić młodzież oczywiście warto, bo to jest model najbardziej opłacalny ekonomicznie. Z drugiej strony trzeba im też stworzyć środowisko do rozwoju, by mogli występować u boku zawodników, od których dużo się nauczą. Dla nas tacy są dostępni za granicą. Dlatego trzon nadal będzie zagraniczny, a z czasem będziemy się starać wprowadzać Polaków. Takie coś powinno mieć ręce i nogi, ponieważ naprawdę dobrego polskiego piłkarza po prostu nie będziemy w stanie sprowadzić. Albo będzie bardzo trudno z powodów finansowych.
A to, że tak blisko was jest Zagłębie Lubin z mocną akademią oraz Śląsk Wrocław również prężnie działający w tym temacie jest dla was problemem?
Dadełło: Nie do końca, choć nie da się ukryć, że kilku chłopców od nas przeszło do Lubina, bo kiedy oni kogoś chcą, to wiadomo, że uda im się go przekonać, bo są mu w stanie dać większe pieniądze, wcześniej przyciągała ich ekstraklasa, lepsze wyniki na szczeblach młodzieżowych… Bliskość tych akademii jest też dobrym punktem wyjścia do wartościowej rywalizacji na tym polu. Ja też powtarzam trenerom z naszej akademii, że może i mają w tej chwilii gorszy materiał, ale skoro tak, to trzeba nam nim jeszcze ciężej pracować. To możemy zrobić lepiej. Bardzo dobrze, że mamy takiego konkurenta za miedzą. W tym momencie przegrywamy, ale też powiedzmy sobie szczerze, Zagłębie ma jedną z lepszych akademii. My musimy postarać się gonić, pracować więcej. Ciągle wprowadzamy pewne zmiany do jej funkcjonowania i powoli działa coraz lepiej. Myślę, że z roku na rok poziom naszych wychowanków będzie się poprawiał, to będzie zauważalny trend. Wolniej nam to idzie niż planowaliśmy, no ale tak to już w życiu czasem bywa, iż nie wszystko udaje się idealnie.
W jakim aspekcie funkcjonowania akademii jest najbardziej widoczna rywalizacja pomiędzy wami, Śląskiem i Miedzią?
Dadełło: Nie chciałbym za głęboko wchodzić w szczegóły, bo musiałbym zdradzić pewne elementy naszego know-how. Do niedawna było tak, że kiedy Zagłębie chciało brać od nas juniora, to po prostu to robiło. Musieliśmy się jednak z tym liczyć, skoro wcześniej nie zdążyliśmy się zabezpieczyć na taką ewentualność. Z drugiej strony mamy takie podejście, że jeśli rodzice chcą zabrać od nas swoje dziecko, to nie będziemy stawać na przeszkodzie. Nic na siłę. Staramy się ich przekonać do naszej wizji, aczkolwiek na teraz to normalne, że młody chłopak, jeśli ma taki wybór, dołączy do Zagłębia lub Śląska. Staramy się, by w przyszłości było inaczej, ale nie mogę zdradzić jak zamierzamy do tego dojść. Na pewno się nie poddamy. Jest tu miejsce na dobrą akademię. W Czechach są takie, które wypuszczały całe roczniki dochodzące potem do fazy pucharowej Ligi Europy. Natomiast u nas nie było takiego przypadku, że w ten sposób ktoś zdobyłby mistrzostwo Polski. Jako kraj mamy ogromne rezerwy i w tym też upatruję naszej szansy.
Dróżdż: Nie chcę zabrzmieć buńczucznie i zostać odebrany jakbym mówił, iż jesteśmy mistrzami świata… Już teraz jednak ściągamy chłopców nie tylko z regionu, a z całej Polski. Mamy też bursę zlokalizowaną blisko klubu, a także – chyba jako jeden z niewielu klubów – specjalną szkółkę bramkarską. Rywalizujemy o część zawodników na lokalnym rynku, ale nie mogę też powiedzieć, że Śląsk czy Miedź to nasi najwięksi konkurenci. Tymi są Legia oraz Lech, ostatnio jeszcze Pogoń Szczecin. Z nimi walczymy o młodych piłkarzy. Oczywiście z całym szacunkiem dla bliżej nam położonych klubów. Choćby akademia Chrobrego Głogów wykonuje też kapitalną robotę. Naprawdę nie chcę brzmieć arogancko, ale jesteśmy parę lat przed pozostałymi akademiami. Co oczywiście nie znaczy, że możemy spocząć na laurach. Sztuką jest też utrzymanie poziomu i to uciekanie od konkurencji, o którym wspominałem wcześniej.
Jeszcze kiedy Piotr Stokowiec pracował w Zagłębiu dużo mówiło się o stawianiu na młodziez, a nie rzeczywiście na nią stawiano. Za pana kadencji ma się to zmienić. Tylko kiedy możemy oczekiwać efektów? W statystykach wygląda to słabo – dwóch zawodników uzbierało dotychczas 76 minut. Filipa Jagiełły nie liczę, bo on już ma solidny ligowy staż.
Dróżdż: Zgadzam się. W tym sezonie zaistniał problem z przebiciem się do pierwszej drużyny. Liczę jednak, że w przyszłości nasi chłopcy dostaną swoje okazje. Jednocześnie to jest tak, iż będziemy dawać im grać tylko z tego tytułu, że wywodzą się z naszej akademii. Oni też muszą na to zapracować, być gotowi w każdej chwili na możliwą szansę. Kiedyś mieliśmy Krzyśka Piątka i z perspektywy czasu trzeba przyznać, iż jego potencjał nie został u nas w pełni wykorzystany. Musimy dbać o to, by podobnych historii było jak najmniej. W Pro Junior System w chwili obecnej nie wypadamy najlepiej. Jestem jednak w stałym kontakcie z dyrektorem sportowym oraz trenerem Lewandowskim, mamy tę listę nazwisk, które coraz mocniej pukają do pierwszej ekipy. Niektórzy nasi zawodnicy mają klauzule w swoich kontraktach, więc zawsze musimy spodziewać się paru odejść. Dlatego na ich miejsce już są przygotowywani chłopcy z akademii, dzięki którym nie będziemy musieli robić wielu transferów, a oni wejdą spokojnie do seniorskiego zespołu.
Załóżmy, że rywalizujecie o tego samego zawodnika z waszym niedzielnym przeciwnikiem. Czym przekonacie go do siebie, czego nie będzie mógł zaoferować rywal?
Dróżdż: Infrastrukturą, podejściem do piłkarza, wiedzą trenerów. Do tego polityką klubu, według której chcemy stawiać na Polaków, zwłaszcza młodych, a nie obcokrajowców.
Dadełło: Myślę, że jakością pracy, którą wykonujemy z każdym piłkarzem, ze zwróceniem uwagi na detale. Zawodnik musi być gotowy do gry w każdym elemencie tego rzemiosła. Poczynając od przygotowania fizycznego, przez mentalne, po zaprezentowanie takiemu graczowi potencjalnej ścieżki rozwoju, omówieniu pracy jaką będziemy chcieli z nim podjąć, dlaczego taką, zarówno zespołowo jak i indywidualnie. Merytorycznie staramy się do tego podchodzić. Do tego jeszcze styl gry preferowany przez trenera Nowaka. Piłkarze oraz menedżerowi zaczynają coraz lepiej rozumieć rolę tego typu spraw. Wiedzą, że dzięki grze u nas w takiej taktyce zawodnik będzie się szybciej rozwijał. Na przykład od środkowego obrońcy szkoleniowiec wymaga coraz lepszego wyprowadzania piłki, żeby nie rozpoczynał akcji wykopem byle gdzie, tylko rozsądnie podał, zaskoczył kreatywnym rozegraniem. Jasne, czasami to sie kończy boleśnie, bo zaliczamy straty w środku pola, ale po jakimś czasie funkcjonując w ten sposób każdy zacznie lepiej grać w piłkę. Gdy prowadzimy rozmowy dostrzegamy, iż takie podejście faktycznie jest naszym atutem. Mówię tu zarówno o meczach, jak i treningach. Dominik Nowak chce, aby jego podopieczni grali ofensywnie i coraz szybciej. Później przy negocjacjach piłkarz będzie musiał wybierać – lepszy rozwój u nas czy większe pieniądze gdzieś indziej. Taki dylemat chcielibyśmy stawiać każdego. A prawda jest taka, że dla wielu obcokrajowców Polska jest tylko przystankiem, większość pragnie iść gdzieś dalej i tam zarabiać wielkie pieniądze. Jeżeli jednak będziemy konsekwentni w tym co robimy, będziemy mieli zawodnikom dużo do zaoferowania.
Z kolei jeśli chodzi o zarządzanie klubem oraz organizację – czy jest coś takiego, czego Miedź i Zagłębie mogłyby się od siebie nauczyć?
Dróżdż: Na przykład współpracę typu SLO. Albo podejście klubu do najmłodszych kibiców. Podoba mi się ich sektor rodzinny. Chciałbym bardzo, żeby coś takiego zaczęło funkcjonować w Lubinie. Na tym polu Miedź naprawdę bryluje nie tylko na Dolnym Śląsku, lecz w całej Polsce. Poza tym na pewno znalazłoby się wiele rzeczy, o których wiedzą można by się wymieniać. Współpraca z miastem to kolejna sprawa. W Lubinie to póki co jest po prostu nieosiągalne.
Dadełło: Mają jasną i przejrzystą strategię działania, to jest dla nich dużym plusem. Wiele klubów w ogóle nie działa według określonej myśli przewodniej. Ta Zagłębia jest przemyślana i ciekawa. To też jest coś, czym oni wyróżniają się pozytywnie na rynku piłkarskim w Polsce. Ale czy to byłaby również dobra strategia dla nas? To trudno powiedzieć. Moim zdaniem każdy powinien szukać swojej drogi dostosowanej do własnych możliwości i ograniczeń. Na pewno jednak lubiński klub jest z jednym z ciekawiej prowadzonych w ekstraklasie. Trzeba takie rzeczy doceniać.
Puśćmy nieco wodze fantazji – gdybyście mieli podebrać jednego zawodnika waszym niedzielnym rywalom, to kto by to był i dlaczego?
Dróżdż: Jest tam taki jeden całkiem młody napastnik, Polak. Nie wiem czy sobie teraz czegoś nie spalę, ale zdecydowanie Fabian Piasecki. Bardzo mi się podobał, gdy go parę razy widziałem w akcji. Zaimponował mi. W ogóle chyba muszę skorygować moją opinię na temat Miedzi. W jakimś wywiadzie powiedziałem kiedyś, że legniczanie spadną i chyba była to myśl za szybka. Grają dobrą piłkę, z którą – wydaje mi się – łatwo utrzymają się w ekstraklasie.
Dadełło: Oczywiście, że Pawłowski. Nie mam wątpliwości. To jest świetny piłkarz, który wygrywa pojedynki jeden na jeden, sam potrafi rozstrzygnąć mecze, jest aktywny, cały czas pod grą. Jak oglądam mecze to słyszę jego nazwisko częściej niż wielu innych. Bezwzględnie jest to piłkarz, który stanowi o sile Zagłębia, napędza je.
Ułożycie pod niego jakiś specjalny plan? Dacie mu „plaster”?
Dadełło: Myślę, że trener Nowak przygotuje dla niego coś specjalnego. Ja się w kwestiach taktycznych nie będę wypowiadał, ale na pewno mówimy o zawodniku, na którego powinniśmy uważać i to bardzo.
A widzicie panowie w drużynie przeciwnej jakiś słabszy punkt, w który będziecie uderzać?
Dróżdż: Trudna sprawa…
Musimy podgrzać atmosferę!
Dróżdż: Być może brak doświadczenia? Ale nie w sensie stażu w ekstraklasie, tylko dlatego, że dla Miedzi będzie nasze niedzielne spotkanie będzie pierwszym meczem derbowym meczem na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakoś poniosła ją fantazja.
Dadełło: Wydaje mi się, że tak my jak i oni mamy podobny problem – środek obrony uważam za ich najsłabszy punkt. Mimo tego, że mają tam zawodników o takich nazwiskach, które sugerowałyby, że będą wymiatać w tej lidze, a jednak patrząc na ich grę tak nie jest. Tak sądzę. Natomiast ich CV, życiorysy i umiejętności są takie, że za chwilę mogą lepiej odpalić.
Dlaczego Zagłębie zwycięży w niedzielę?
Dróżdż: Bo prezes bardzo prosił zawodników (śmiech)! A już tak całkiem serio… Jeżeli chcemy walczyć o najwyższe cele, to nie ma wymówek, takie mecze musimy wygrywać. Nie ma w tym kurtuazji, ja naprawdę wierzę w ten zespół i uważam że sportowo jesteśmy nieco lepsi od legniczan, z całym szacunkiem dla nich oczywiście.
A dlaczego zrobi to Miedź?
Dadełło: Wydaje mi się, że mamy w tej chwili lepszy zespół. Mamy do nich naprawdę duży szacunek, ale czujemy się mocni z każdym rywalem. Kamień spadł z serca po Jagiellonii, ale trener jeszcze przed tamtym spotkaniem wypowiadał się odważnie, więc liczyliśmy na przełamanie. Na pewno ta wygrana doda nam skrzydeł, Wierzymy w naszych piłkarzy, w tę drużynę. Pomimo tego, że przyjedzie do nas jedna z lepszych drużyn ekstraklasy, mamy szansę na zwycięstwo, bo prezentujemy dobry futbol. Liczymy na Petteriego Forsella, czekaliśmy kiedy będzie w dobrej formie, teraz taką wypracował. Stanowi silny punkt. Czekamy też na Piaseckiego, bo to jest chłopak, który dopiero stawia pierwsze kroki w ekstraklasie, już sobie radzi, a za jakiś czas może nawet przerośnie tę ligę. Mamy więc sporo atutów w ofensywie i jeśli one zaskoczą, to trudno będzie z Miedzą wygrać.
Przygotował: Mariusz Bielski
Fot. NewsPix.pl