Miedź Legnica odniosła historyczne zwycięstwo w Ekstraklasie nad Zagłębiem Lubin i było ono w pełni zasłużone. Beniaminek wygrał drugi z rzędu mecz, rozgościł się w środku tabeli i ma spokój podczas przerwy reprezentacyjnej. “Miedziowi” w tabeli nadal są wyżej, ale dostali mocnego plaskacza na otrzeźwienie po wygranych z Cracovią i Lechem.
To spotkanie od początku nieźle się oglądało. Pełny stadion, fajna atmosfera, niezłe tempo i sporo – jak na polską ligę – ciekawych momentów na boisku. Do przerwy mieliśmy wyrównany bój, nawet to Zagłębie pierwsze stworzyło większe zagrożenie, gdy Bartłomiej Pawłowski strzelał w bramkarza po rzucie rożnym Filipa Starzyńskiego. Stałe fragmenty okazały się jedyną bronią gości. Po kolejnym kornerze uderzenie Pawłowskiego na poprzeczkę sparował Anton Kanibołockij. Żeby jednak nie było za dobrze, Ukrainiec od razu źle wznowił grę i rywale znów zaatakowali, ale Maciej Dąbrowski bardzo niecelnie uderzał po dobrym dograniu Filipa Jagiełły.
Zaraz po zmianie stron w zamieszaniu po rzucie wolnym w Kanibołockiego strzelił Patryk Tuszyński i to było na tyle jeśli chodzi o Zagłębie w ofensywie. Lubinianie długo posiadali piłkę, nabijali statystyki podań, ale absolutnie nic z tego nie wynikało. Przerażająca niemoc, jedno wielkie zero. Miedź cierpliwie czekała na swoje szanse i w końcówce stawała się coraz groźniejsza, aż wreszcie Henrik Ojamaa po podaniu Artura Pikka uniknął spalonego, wpadł w pole karne i wyłożył piłkę do Petteriego Forsella. Fin nawinął jeszcze Daniela Dziwniela i strzelił pod pachą Dominika Hładuna.
Pikka trzeba pochwalić, bo to on ładnie asystował przy golu na 1:0, gdy idealnie dograł do wbiegającego Marquitosa (wcześniej dobrze prostopadle zagrał Fabian Piasecki). Był też bardzo solidny w obronie, więc całościowo wychodzi nam piłkarz meczu. Na duży plus zagrał też Tomislav Bożić, który czyścił, co się dało, a oprócz tego miał kilka groźnych wypadów do przodu. Ogólnie Miedź tego dnia słabych punktów raczej nie miała, nikt wyraźnie nie odstawał. W Zagłębiu natomiast trudniej kogoś pochwalić, do pewnego momentu chyba tylko Pawłowski i Tosik dawali radę.
Po drugim golu mogło dojść do pogromu. W doliczonym czasie Miedź doszła do trzech (!) kolejnych sytuacji. Dwa razy jednak skuteczność zawodziła Rafała Augustyniaka, a Ojamaa po kolejnej akcji z Pikkiem w ostatniej chwili został zablokowany.
Beniaminek tym razem nie szukał dominacji za wszelką cenę, wyczekiwał na swoje momenty i okazało się to mądrym posunięciem. Zagłębiu zabrano atuty ofensywne, a że gra w obronie też pozostawiała sporo do życzenia, skończyło się źle.
Wspominaliśmy o fajnej atmosferze na trybunach. Taka była, pojawiła się kartoniada w barwach Miedzi, ale idylliczny obraz nieco zepsuło palenisko na płocie kibiców gospodarzy (pewnie było im zimno, więc spalili coś w barwach Zagłębia) i race, które kibice gości wrzucili na początku drugiej połowy. Na szczęście to w sumie incydenty, samej piłki nie przyćmiły. A tę w wykonaniu legnickiego nowicjusza niezmiennie ogląda się przyjemnie, do tego zaczyna się ona łączyć z wynikami. To dobrze, bo nie ma zagrożenia, że trener Dominik Nowak zacznie się zastanawiać, czy może jednak nie zacząć iść po linii najmniejszego oporu. Tego byśmy nie chcieli.
[event_results 520172]
Fot. newspix.pl