“Szansę od Portugalczyka odstali zawodnicy z głębokiego marginesu, a Radović nie miał okazji pomóc zespołowi w trudnych chwilach: gdy Legia przegrywała w Dudelange, kiedy uciekała wygrana z Zagłębiem Sosnowiec albo przy okazji klęski z Wisłą Płock. Odkąd jest w klubie, tylko raz opuścił trzy kolejne spotkania z innego powodu niż uraz” – w listopadzie 2008 roku – czytamy o sytuacji w Legii Miro Radovicia w „Przeglądzie Sportowym”.
GAZETA WYBORCZA
Do Ligi Mistrzów dobiła się wreszcie legenda – Crvena Zvezda zawita na salony po siedemnastu latach.
Crvena Zvezda w Lidze Mistrzów dopiero zadebiutuje, choć w 1991 r. na kontynencie panowała. Rozgrywki nazywano wtedy jeszcze Pucharem Europy, każdy kraj wystawiał tylko jednego przedstawiciela, szanse na przynajmniej przyzwoity wynik mieli wszyscy. Serbowie pokonali w finale Olympique Marsylię, w półfinale – Bayern Monachium, w ćwierćfinale – Dynamo Drezno, w 1/8 finału – Glasgow Rangers, w pierwszej rundzie – Grasshopper Zürich. Dziewięć meczów wystarczało, by podnieść trofeum.
Niemcy mistrzami świata w przegrywaniu. Zamiast uciekać za frazesami, Joachim Loew i Olivier Bierhoff wyszli przed kamery i wyjaśnili, co dokładnie poszło nie tak na rosyjskim mundialu.
Selekcjoner przez lata chwalił piłkarzy za to, że coraz szybciej rozgrywają piłkę. W 2005 r. przyjęcie i odegranie zajmowało im średnio 2,8 sekundy. Dwa lata później było to 1,8 s, na mundialu w 2010 r. – 1,1 s, w Brazylii – 1,19 s. A w Rosji – aż 1,51 s. Jak tłumaczył Löw, to bardzo dużo. Dodajmy do tego jeszcze niższy odsetek sprintów (spadek o 22 proc.) oraz wyliczane przez dyrektora reprezentacji Olivera Bierhoffa błędy organizacyjne (odseparowanie od kibiców, zbytnie rozdęcie sztabu), a dostaniemy obraz tego, co wydarzyło się w Rosji.
SUPER EXPRESS
Dariusz Dźwigała broni syna przed zarzutami, że został powołany po znajomości.
Były głosy, że został powołany przez Jerzego Brzęczka po znajomości…
Takie to jest środowisko… Zawiść, zazdrość, życzenie źle tym, którym się powiodło. Ale tak mogą mówić tylko ci, którzy nie znają faktów. Adam pokazał się w Wiśle Brzęczkowi z dobrej strony, skoro grał u niego w każdym meczu od pierwszej do ostatniej minuty. Niech pan pokaże mi trenera, który strzela sobie w stopę, stawiając na słabego piłkarza! Jestem pewien, że jeśli syn dostanie szansę, to udowodni, że zasłużył na powołanie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Marek Koźmiński uważa, że bardzo dużo winy za wynik w Rosji ponosi trener przygotowania fizycznego kadry Remigiusz Rzepka.
Trener przeszarżował?
Byłem z tą kadrą od przylotu do Rosji do końca. Pewne rzeczy dało się odczytać choćby ze sposobu poruszania się piłkarzy. Sam uczestniczyłem w niektórych treningach, kiedy na przykład z powodu kontuzji brakowało zawodnika do zajęć i zwróciłem na to uwagę. Mundial w Rosji był moim czwartym turniejem – dwa razy brałem udział jako piłkarz, dwa razy jako działacz i mam dużo własnych przemyśleń, ale nie chcę o nich głośno opowiadać. Natomiast nie podoba mi się wychodzenie przed szereg i mówienie: ja jestem fantastyczny, to inni zawalili. Proszę zwrócić uwagę: trener Nawałka niczego takiego nie powiedział, drugi trener podobnie. I nagle mamy kogoś, kto jest osobą współodpowiedzialną za przygotowanie drużyny, kto mówi, że z jego strony wszystko było dobrze. Skoro tak, to dlaczego zawodnicy mówili, że nie czuli się komfortowo? Że czuli się zmęczeni i prąd odcinało im po 30 minutach?
Maciej Makuszewski między innymi o tym, jak czuje się jako wahadłowy.
Ustawiany pan jest od początku nowego sezonu na pozycji wahadłowego, co jest nowością. Jak idzie nauka? Ile – mówiąc żartobliwie – brakuje do matury?
Mogę stwierdzić, że przedszkole już za mną i przeniosłem się do szkoły podstawowej. W jednym meczu wygląda to bardzo dobrze, a z kolei w innym popełniam błędy, czy to w ustawieniu, czy w defensywie. Myślę jednak, że jest to normalne. Jako wahadłowy gram od półtora miesiąca, w piłce potrzeba czasu, żeby się przyzwyczaić do nowej roli. W niektórych spotkaniach też bardziej mnie ciągnie do przodu, co chyba widać. Nie chodzę jednak i nie marudzę – chcę, żeby drużyna miała ze mnie pożytek i tyle.
A z czym ma pan problem?
Wiadomo, chciałbym czasami zagrać bardziej ofensywnie. Z niektórymi przeciwnikami można sobie na to pozwolić, z innymi absolutnie nie i trzeba myśleć głównie o bronieniu. Różnica jest też w meczach u siebie i na wyjeździe. Zawsze trzeba znaleźć złoty środek.
Miro Radović odstawiony na boczny tor.
Szansę od Portugalczyka odstali zawodnicy z głębokiego marginesu: Brazylijczyk Eduardo, odsuwany od zespołu Cristian Pasquato i niespełna 19-letni Sandro Kulenović. Dla całej trójki to były pierwsze minuty na boisku w obecnych rozgrywkach. A Radović nie miał okazji pomóc zespołowi w trudnych chwilach: gdy Legia przegrywała w Dudelange, kiedy uciekała wygrana z Zagłębiem Sosnowiec albo przy okazji klęski z Wisłą Płock. Odkąd jest w klubie (sezon 2006/07), tylko raz opuścił trzy kolejne spotkania z innego powodu niż uraz – w listopadzie 2008 roku ominęły go dwa występy w Pucharze Ligi i jeden w ekstraklasie.
Ludzie bliscy Adamowi Dźwigale komentują jego powołanie do kadry.
– W życiu nie spodziewałbym się, że Adam trafi do reprezentacji jako obrońca. Sądziłem, że w środku pola potrafiłby się odnaleźć, ale nie przewidywałem, że poradzi sobie tak daleko od bramki rywala – zapewnia Marek Suliga, dyrektor Mazura Karczew. Zmianą pozycji Dźwigały aż tak bardzo nie był zaskoczony Piotr Okoński, trener młodzieży w karczewskim klubie. – To uniwersalny zawodnik. Jak na napastnika grał bardzo dobrze w odbiorze, ponadto miał dobry przegląd pola, dużo widział, świetnie przewidywał ruchy partnerów i rywali, dlatego nie byłem zdziwiony, że poradził sobie na środku obrony. Zawsze wyróżniała go odwaga i zdolność podejmowania niekonwencjonalnych decyzji.
W „Chwili z…” Izy Koprowiak – Radosław Gilewicz. Między innymi o panicznym lęku przed lataniem.
Najtrudniejszą granicę wyznaczył sobie pan sam – lęk przed lataniem.
Miałem olbrzymi problem z przyjazdami na zgrupowania, bo panicznie bałem się latać. Nikomu nie mówiłem, ale byłem przerażony. W Innsbrucku jest jedno z najbardziej niebezpiecznych lotnisk na świecie, podczas startu i lądowania są turbulencje. Wiele przeżyłem, ale jedna z najgorszych sytuacji zdarzyła się podczas lotu z meczu w Hamburgu. Wylatywaliśmy po 23 i trafiliśmy na burzę. Turbulencje były ogromne, nawet Giovane Elber, który zazwyczaj był uśmiechnięty od ucha do ucha, zaczął się modlić. W pewnym momencie zgasły światła i silniku. Po chwili zaczęły pracować – okazało się, że trafił nas piorun.
Jak potem wejść do samolotu?
Piekielnie trudno. Strach zostaje. Kiedy leciałem na wakacje, mogłem wypić winko, piwo, ale to działa krótko. Standardem były tabletki uspokajające. Teraz patrzę na statystyki i jestem bardziej opanowany.
fot. FotoPyK