Przychodzili do nas piłkarze z gorszym CV niż Morten Rasmussen. Najlepszy strzelec w historii duńskiej ligi (145 goli) miał zbawić atak Pogoni, a skończyło się na tym, że w pewnym momencie przegrywał rywalizację nawet z Łukaszem Zwolińskim. Teraz, pomimo ogromnych problemów z napastnikami, Portowcy pożegnali go bez żalu.
Jasne, nie przychodził jako potencjalna gwiazda ekstraklasy, ale wydawał się materiałem na solidnego snajpera, który będzie w stanie zapewnić Pogoni kilka goli. Niby miał już 33 lata, ale w czterech poprzednich sezonach ligi duńskiej zawsze zdobywał po kilkanaście bramek. Jesienią w Aarhus było gorzej (cztery trafienia), jednak cały czas grał regularnie i zakładał opaskę kapitańską. Wcześniej zaliczał krótkie przygody w solidnych europejskich klubach. Był w Celtiku, Mainz i Sivassporze, gdzie zawsze udawało mu się coś strzelić, choć ostatecznie żadnej innej ligi niż duńska nie zawojował. Biorąc pod uwagę, jak radzili lub radzą sobie w naszej lidze jeszcze starsi Robak, Angulo czy do czasu odejścia Marco Paixao, wydawało się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Duńczyk odegrał w Pogoni ważną rolę.
A jednak oczekiwania w brutalny sposób rozminęły się z rzeczywistością. Do Szczecina przyjechał ze sporymi zaległościami treningowymi, organizowano mu indywidualne zajęcia z Rafałem Burytą, który odpowiada w Pogoni za przygotowanie fizyczne. Wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku, tym bardziej że “Duncan” trafił do siatki już w swoim trzecim występie, a w pierwszym, w którym Kosta Runjaić dał mu zagrać od pierwszej minuty. Czas jednak mijał, duński napastnik nie bronił się liczbami (dodał zaledwie jedną asystę), aż w końcu doszło do tego, że pod koniec sezonu więcej od niego grał nawet Łukasz Zwoliński, czyli napastnik w Szczecinie kompletnie wypalony.
Transfermarkt.de
Nie chodziło tylko o liczby. Początkowo na treningach duże wrażenie robiło jego przygotowanie techniczne, którego jednak nie potrafił przełożyć na boisko. Gdy pojawiał się na placu gry, nagle zaczynał ukrywać wszystkie swoje atuty. Niby dobrze grał tyłem do bramki, ale to było zdecydowanie za mało, tym bardziej że przy okazji raził nieskutecznością.
W Szczecinie oczekiwano od niego znacznie więcej, dlatego przed rozpoczęciem obecnego sezonu poinformowano go, iż może sobie szukać nowego klubu. Przez kilka tygodni trenował z rezerwami, a wczoraj rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron. Znamienne, że decyzji nie zmieniono nawet pomimo problemów z napastnikami w Pogoni. Z kontuzjami borykają się Adam Buksa i Soufian Benyamina. W ataku musiał występować Adam Frączczak, niemiecki szkoleniowiec był także zmuszony wystawiać w ostatnim czasie nieopierzonego Adriana Benedyczaka. A jednak swojej decyzji odnośnie do Duńczyka nie zmienił.
Jak widać – to nie przypadek, że Rasmussen radził sobie tylko i wyłącznie w lidze duńskiej. Niby za granicą występował w solidnych klubach, co może go usprawiedliwiać, ale już pobyt w Polsce udowodnił, że najlepiej czuje się u siebie w domu.
Fot. FotoPyk