Pierwszy raz tak czerwona od niemal trzech lat. Rozpoczęta od skandalicznego gola Willy’ego Boly’ego. Bolesna dla każdego ściskającego kciuki za Łukasza Fabiańskiego i dla samego „Fabiana”. Wypełniona po brzegi comebackami. Taka właśnie była sobota w Premier League. Jako że to już koniec piłkarskich emocji w Anglii na dziś – zapraszamy na jej podsumowanie.
Wołanie o VAR
Sytuacja z meczu Wolves vs City – konkretnie gol na 1:0 dla beniaminka Premier League – była tak skandaliczna, że poświęciliśmy jej osobny tekst. I coś nam podpowiada, że historia z golem strzelonym ręką przez Boly’ego długo nie zejdzie z języków. Tutaj fragment (KLIK – tutaj cały tekst):
„VAR jest beznadziejny i zrujnuje Premier League” – pisał angielski felietonista Jim Holden. Graeme Le Saux dodawał, że „wprowadzając VAR ryzykuje się zabiciem ducha gry”. Ci wszyscy, którzy podejmowali podobną retorykę, mogą dziś cmoknąć z zachwytu. W Premier League nie ma wideoweryfikacji, dzięki czemu padają tak piękne, tak zgodne z duchem gry gole, jak ten Willy’ego Boly’ego.
Mało tego, że bramka została zdobyta ręką, dotknięcie piłki przez Doherty’ego sprawia, że Boly znalazł się na spalonym. Dwa błędy w jednej akcji. Duch gry, którego w tym wypadku mógłby zabić VAR (wraz z zarżnięciem radości zawodników Wolves – co z tego, że wywołanej paskudnym oszustwem?), tańczy i śpiewa z radości.
A jakby tego było mało – w meczu Liverpoolu z Brighton ewidentnego zagrania ręką Davy’ego Proppera nie dostrzegł sędzia Chris Cavanagh.
Ale przynajmniej duch gry nie ucierpiał.
Portugalczyk od parady
W tym samym starciu z Wolverhampton, przy stanie 0:0, obejrzeliśmy zdecydowanie najpiękniejszą bramkarską interwencję w ostatnim czasie. Raheem Sterling oddał z dystansu uderzenie bliskie perfekcji. Potężne, odkręcające się od bramkarza, zmierzające idealnie pod poprzeczkę. Rui Patricio jednak zrobił coś niewiarygodnego. Sparował strzał na tyle skutecznie, że ten jednak nie został najpiękniejszym golem kolejki.
Niewiele brzydszą paradą popisał się parę godzin później, także po perfekcyjnej wrzutce Robertsona i główce Firmino, Matthew Ryan.
Mistrzowie comebacków
Nikt tak nie podnosi się z desek, jak Bournemouth Eddiego Howe’a. Czy to kwestia wiary we własne możliwości niezależnie od okoliczności, czy może stracony gol działa za każdym razem jak amoniak podstawiony pod nos – nie wnikamy. Fakt jest jednak taki, że Wisienki zgarnęły dziś kolejny punkcik mimo że jako pierwsze straciły gola. Ba, Everton po 66 minutach miał na Vitality Stadium wynik 2:0, który utrzymał przez dziewięć minut.
A potem zaczęła się wielka pogoń, znów zakończona powodzeniem. Znów, bo to już 25. punkt od początku sezonu 2017/18, jaki Bournemouth zdobyło w meczu, w którym rywale prowadzili. Nikt w Premier League nie może się z tą ekipą równać.
Sobota ze wścieklizną
Od września 2015 roku nie mieliśmy w lidze angielskiej dnia, kiedy zostałyby pokazane aż cztery czerwone kartki. Dziś zobaczyliśmy wszystkie cztery pomiędzy 16:00 a 18:00. Najpierw wszystkim graczom Fantasy Premier League (no dobra, 38% graczy) bardzo niemiłego psikusa zrobił Richarlison…
… a później już poszło.
61. minuta tego samego meczu (Bournemouth vs Everton) – czerwona kartka Adama Smitha za ratunkowy faul jako ostatni obrońca.
63. minuta Huddersfield vs Cardiff – Jonathan Hogg wylatuje za pociągnięcie z główki Harry’emu Arterowi.
77. minuta starcia Southampton vs Leicester – drugą zółtą za symulkę ogląda Pierre-Emile Hojbjerg.
Fatalne zderzenie
Michael Keane, choć zdobył gola w meczu Evertonu, spotkania z Bournemouth nie będzie wspominał najlepiej. Nim mecz dobiegł końca, trzeba go było transportować do szpitala. Stoper stracił przytomność po zderzeniu z kolegą z drużyny, Idrissą Gueye, niezbędne było podanie mu tlenu i założenie kołnierza ortopedycznego.
Marco Silva: "Michael Keane went to the hospital. I wait for updates. It is not a good thing for us. I hope it's nothing special." #EFC pic.twitter.com/bireGqKDVy
— Ben Dinnery (@BenDinnery) August 25, 2018
Trzeci zestaw parodystów
Fredericks, Balbuena, Ogbonna, Masuaku – 4 stracone;
Zabaleta, Balbuena, Ogbonna, Masuaku – 2 stracone;
Fredericks, Balbuena, Diop, Masuaku – 3 stracone.
Jakikolwiek zestaw obrońców wybierał w tym sezonie Manuel Pellegrini, kończyło się katastrofą. Dziś nie było inaczej. Na Arsenal po raz pierwszy wyszedł Issa Diop, a więc stoper wart 22,5 miliona funtów. Nie tylko nie dodał pewności swoim kolegom, ale wpakował do własnej siatki bramkę dającą Kanonierom prowadzenie w 70. minucie. Welbeck w 92. dokończył tylko dzieła zniszczenia z pozycji tak doskonale wypracowanej mu przez Bellerina, że nie wypadało spudłować. Tak jak wcześniej, przy golu na 1:1, Nacho Monrealowi.
I tylko Łukasza Fabiańskiego szkoda, bo dziś dwoił się i troił, był perfekcyjny w grze nogami, wybronił kilka naprawdę groźnych strzałów (statystycy Premier League naliczyli ich dziewięć), a i tak musiał sfrustrowany trzykrotnie sięgać po futbolówkę do bramki. No i cóż, choć życzymy „Fabianowi” jak najlepiej, to trzeba powiedzieć wprost – z tak kabaretową defensywą nie zapowiada się w najbliższym czasie na czyste konto Polaka.
Özil na bocznicy
Przed meczem z West Hamem ESPN poinformował, że na treningu Arsenalu Mesut Özil nawrzeszczał na Unaia Emery’ego, co bardzo nie spodobało się hiszpańskiemu szkoleniowcowi. Plotki tylko podsyciła nieobecność Niemca w 18-osobowym składzie na wygrany 3:1 mecz z West Hamem. Unai Emery po spotkaniu stwierdził jednak, że jego rozgrywający zmaga się po prostu z przeziębieniem, co nie przeszkodziło jednak pomocnikowi pojawić się na The Emirates.
Emery on Ozil: "There is no problem with the player. Ask the doctor, he can explain better. (Emery says Ozil has a cold/is blocked up)."
— Chris Wheatley (@ChrisWheatley) August 25, 2018
W pressingu siła
Podręcznikowego przykładu, jak nie należy wyprowadzać piłki przy założonym pressingu, doczekaliśmy się dziś na Anfield. Profesorami wykładającymi wspomniany przedmiot stali się Balogun i Bissouma – pierwszy zagrał do drugiego będącego pod presją trzech piłkarzy Liverpoolu, w dodatku w sytuacji, w której w strefie obronnej Brighton roiło się od zawodników w czerwonych koszulkach. Niecałe pięć sekund zajęło The Reds doprowadzenie od odbioru Milnera, przez podania Mane i Firmino, do bramki Mohameda Salaha. 29. w 29. jego meczu na Anfield.
Cóż, przydomek „egipski król” nie wziął się z niczego…
Układ nerwowy? Przereklamowany
A przynajmniej dla Alissona Beckera, który przy stanie 1:0, wrzucony na konia przez Virgila Van Dijka, postanowił się z Anthonym Knockaertem uporać w piekielnie efektowny sposób:
Co tu dużo mówić – tak się zdobywa szacunek na mieście. Co prawda później podobna zabawa wyglądała już dużo groźniej i Alisson ledwo wywinął się z niej cało, ale tego lobika skrzydłowy Brighton jeszcze długo nie zapomni.
Tak jak swojej sytuacji na wyrównanie z 89. minuty nie zapomni Pascal Gross.
A wyrównanie mogła dać, bo Liverpool nie był już tak skuteczny, jak w dwóch poprzednich meczach, przede wszystkim – tym razem bardzo słabo zagrał znakomity zarówno w przedsezonowych sparingach, jak i w spotkaniach z West Hamem i Crystal Palace Sadio Mane. Dziś Senegalczyk kompletnie nie potrafił wyważyć swoich podań, zaliczał sporo strat, a jedynym plusem trzeba nazwać jego udział przy akcji bramkowej, gdy był ogniwem łączącym odbiór Milnera z asystą Firmino.
***
Wolverhampton Wanderers – Manchester City 1:1
Boly 57′ – Laporte 69′
Arsenal – West Ham 3:1
Monreal 30′, Diop 70′ (sam.), Welbeck 90’+2′ – Arnautović 25′
Bournemouth – Everton 2:2
King 75′ (k.), Ake 79′ – Walcott 56′, Keane 66′
Huddersfield – Cardiff 0:0
Southampton – Leicester 1:2
Bertrand 52′ – Gray 56′, Maguire 90’+2′
Liverpool – Brighton 1:0
Salah 23′
fot. NewsPix.pl