Już dziś o godzinie 17.00, na stadionie OSiR Żoliborz przy Potockiej 1, Klub Towarzysko-Sportowy Weszło rozegra swój pierwszy oficjalny mecz o punkty. Rywalem w drugiej rundzie okręgowego Pucharu Polski (w pierwszej walkowera oddał OKS Otwock) będzie KS Konstancin, a więc zespół warszawskiej okręgówki.
Czyli dwie ligi wyżej od nas.
To doskonały moment, by podsumować naszą dotychczasową przygodę, zwłaszcza, że może długo nie potrwać. Nie no, oczywiście żartujemy, celem nadal jest zdobycie Pucharu Polski gwarantujące udział w europejskich pucharach, ale zanim przejdziemy do zapowiedzi – krótki raport z naszych ostatnich działań.
*
Jest godzina 3.30, ciepła, czerwcowa noc. Dobiega końca pierwszy dzień integracji redakcji Weszło na Eko-Farmie Żelechów. Na placu boju pozostali najwytrwalsi zawodnicy, wśród nich oczywiście Wojciech Kowalczyk. Niecałe cztery godziny później znajdziemy Wojtka na plaży. Podbiegającego pod górkę w pełnym stroju sportowym, tuż po zaliczeniu przebieżki po lesie. Integracja integracją, trening treningiem.
Mniej więcej w tamtym okresie popularny „Kowal” wszedł na drogę, która doprowadziła go do Krakowa, na obiekt tamtejszej Korony, gdzie obecnie od B-klasy podnosi się Kabel. Srebrny medalista z Barcelony od początku traktował Klub Towarzysko-Sportowy Weszło w sposób śmiertelnie poważny. Gdy część z nas powątpiewała, czy zakładany w bólach od kilku sezonów klub w ogóle wypali, nasz felietonista miał już gotowe ustawienie oraz plan treningowy, by doprowadzić swój organizm do stanu używalności przez chociaż 15 minut B-klasowej gry.
Zaczęliśmy od Kowala, bo też mecz Kabel Kraków – KTS to przede wszystkim jego wielki dzień. Po latach beztroskiego nabierania wagi odpowiedniej telewizyjnym ekspertom, po latach rozłąki z boiskiem, Kowal powrócił. Odchudzony o jakieś kilkanaście kilogramów, tak, wciąż starszy od kolegów z drużyny, ale już na tyle wybiegany i rozciągnięty, by podjąć rywalizację na pełnowymiarowym boisku. Debiut z literą W na piersi wypadł okazale – Kowal przejął opaskę kapitana, wszedł przy aplauzie publiki na pięknie położonym stadionie, a wygranym pojedynkiem główkowym rozpoczął akcję bramkową.
Wizyta KTS-u w Krakowie potwierdziła, że jej mentor, menedżer, zawodnik oraz człowiek dzierżący dumnie numer dziesięć wyznacza ścieżkę dla całej reszty. Możecie uznać, że się trochę zgrywamy, ale serio – kto obserwował postępy Kowala, kto widział jego zaangażowanie i przejęcie, ten zapewne poświadczy: nawet w tej B-klasowej rzeczywistości bardzo łatwo o zachwyt . Nie po konkretnych zagraniach czy strzałach, ale po prostu, w uznaniu determinacji i czystej pasji poszczególnych zawodników.
Zawodników i działaczy. Mecz z Kablem był bowiem starciem dwóch drużyn świeżych, założonych w tym roku. Co prawda Kabel ma za sobą prawie 90 lat tradycji, nawiązuje do założonego w 1929 roku zasłużonego krakowskiego klubu, ale boryka się z tymi samymi problemami, co my. Tu 150 za wyrejestrowanie, tu 300 za transfer, tam 800 za boisko – a wszystko przecież na najniższym poziomie ligowym w Polsce. Tym większy szacunek dla tych, którzy już doprowadzili Kabel do obecnych sukcesów. Nie, nie chodzi o sukcesy piłkarskie – bo Kabel do tej pory zagrał jeden oficjalny mecz, przegrany okręgowy Puchar Polski. Chodzi o to, że na ich mecz z nami stawiło się sporo widzów, niektórzy nawet z flagami, którzy na eleganckiej, kamiennej trybunie raczyli się zorganizowanymi przez klub napitkami oraz kiełbaskami.
Było po prostu fajnie – ludzie pod parasolkami, na leżaczkach, wokół sporo zieleni, zaraz za bramą ślub, kawałeczek dalej Wisła. Malownicze okoliczności przyrody, najpierw trochę deszczu, potem słoneczne popołudnie. Kilkunastu pasjonatów z Krakowa zorganizowanych wokół Futbolowej Ligi Szóstek zbudowało od podstaw klub, który ugościł nas po królewsku, dając też grupce krakowskich fanów futbolu okazję do przemiłego spędzenia soboty z piłką nożną. Był Andrzej Iwan, zadebiutował Wojciech Kowalczyk, na boisko po raz kolejny wepchnął się prezes, tym razem jedynie na 45 minut (bo potem na Garbarni grał jego ŁKS).
Udało nam się wygrać 2:0, ale przecież w meczach towarzyskich nie o wynik chodzi. Całość wyglądała tak, jak poniżej.
*
Za nami więc pełen niespodzianek okres przygotowawczy. Zaczęło się od sparingu z Kartofliskami, który wygraliśmy 14:0. Potem była porażka z Nocną Ligą Halową, 1:3, wysokie zwycięstwo nad ligowym rywalem, zespołem Amigos (7:1). Ostatnie mecze to z kolei wielkopolska porażka z Dyskobolią 1:4, środowa porażka z Polonią 2:5 oraz zwycięstwo nad Kablem. Martwi, że dwukrotnie oddawaliśmy prowadzenie – z Dyskobolią skromne, jednobramkowe, z Polonią zaś przegraliśmy mimo otwarcia meczu dwiema naszymi bramkami. Cieszy, że na razie nikt nie umarł, spłonął jedynie samochód prezesa, którym wracał z meczu z Polonią Warszawa.
Czy kadra jest gotowa? Wydaje się, że jest niemal gotowa, jeśli nastąpią jakieś wzmocnienia, to raczej punktowe i będziemy celować w zawodników z Ekstraklasy (serio). Upadł temat Mateusza Lewandowskiego, ale jeden piłkarz z przeszłością (niedaleką) w Gdańsku nadal jest sondowany i sądzimy, że finalizacja wciąż jest możliwa. Na razie indywidualnie przygotowują się do sezonu Radosław Matusiak i Tomasz Kłos – dostali od sztabu szkoleniowego oraz działaczy tyle czasu, ile będą potrzebowali na pełne dojście do formy. Z drużyną jest już natomiast wspomniany Wojciech Kowalczyk, coraz częściej widujemy również Grzegorza Szamotulskiego. Poza tym – sama ligowa śmietanka. Dzisiaj z rana uprawniamy jeszcze 6 piłkarzy i dobijamy do wymarzonego w B-klasie stanu posiadania na poziomie 26-28 głów.
Co ze stadionem? MZPN zdjął z nas licencyjny nadzór infrastrukturalny, bo udało nam się podpisać umowę z OSiR-em Żoliborz. Na razie półroczną, ale czujemy pod skórą, że obiekt przy Potockiej 1 stanie się naszym domem na długo, zwłaszcza, że mamy już wobec niego pewne plany. Mamy już czterech sporych sponsorów, piąty jest w drodze – wspierają nas New Balance, Eternis.pl, Trawnik Producent oraz zakłady bukmacherskie Totolotek. Mamy ładne, niebieskie stroje ze stylowym logo w stylu Juventusu. Szyją się flagi. Darmowa gięta (serio!) już leży w magazynie. Miejsce na bankiet z udziałem właściciela i prezesa po meczu z Konstancinem zostało już wybrane i zarezerwowane.
Teraz swoje muszą zrobić piłkarze.
Kończy się zabawa, zaczynają się schody!