Reklama

Armand Duplantis – gwiazda tyczki nowej generacji

Kacper Bartosiak

Autor:Kacper Bartosiak

21 sierpnia 2018, 18:35 • 6 min czytania 2 komentarze

Lekkoatletyczne mistrzostwa Europy w Berlinie pokazały, że do nastolatków należy nie tylko przyszłość, ale coraz częściej także teraźniejszość. Najbardziej w tej kategorii wyróżniły się dwie postacie o skandynawskich korzeniach – 17-letni Jakob Ingebrigtsen (złoty medalista na 1500 i 5000 metrów) oraz niewiele starszy Armand Duplantis. Triumf tego drugiego w konkursie skoku o tyczce zaskoczył ekspertów i kibiców, bo w powszechnej opinii za zdecydowanego faworyta uchodził Renaud Lavillenie. Rywalizacja długimi chwilami stała na kosmicznym poziomie, a wygrana Szweda często bywa przedstawiana jako początek nowej ery.

Armand Duplantis – gwiazda tyczki nowej generacji

Znają się i przyjaźnią nie od wczoraj. Do mistrzostw Europy przygotowywali się nawet wspólnie trenując we Francji. Lavillenie jeszcze rano w dniu finału motywował SMS-ami nieśmiałego młodszego kolegę. Pisał mu między innymi, że bez względu na okoliczności, w jakich przyjdzie im rywalizować, chce stanąć razem z nim na podium. Nawet on nie mógł chyba jednak przypuszczać, że na koniec to 18-latek będzie paradował w blasku fleszy z wywalczonym w rewelacyjnym stylu złotem.

Kulisy tego wyczynu są naprawdę imponujące. Wygrywając z wynikiem 6,05 metra Duplantis nie tylko pobił rekord życiowy o – bagatela – 12 centymetrów, ale ustanowił również nowy rekord świata w kategorii U-20 (śrubując naturalnie swój wynik sprzed kilku miesięcy) oraz nowy rekord mistrzostw Europy. Zupełnie przy okazji został też liderem tegorocznych światowych tabel oraz najmłodszym zawodnikiem w historii, który pokonał granicę sześciu metrów. W tej ostatniej kategorii zdystansował słynnego Siergieja Bubkę, który miał dopiero 21 lat, gdy dokonywał tej sztuki.

„Ofiarami” kosmicznego poziomu konkursu w Berlinie zostali Polacy. Paweł Wojciechowski z najlepszym w tym sezonie wynikiem 5,80 m był piąty. Piotr Lisek skoczył o 10 cm wyżej, ale ten świetny w każdych warunkach wynik zapewnił mu dopiero czwarte miejsce. Duplantis i Lavillenie zostali jeszcze rozdzieleni przez 21-letniego Timura Morgunowa – kolejnego przedstawiciela młodego pokolenia, który sięgnął po pierwszy medal wielkiej imprezy.

Uwaga wszystkich była jednak skierowana na sensacyjnego triumfatora. Lavillenie nie poprzestał tylko na wylewnych gratulacjach i wykonanym tuż po zakończeniu zawodów wspólnym selfie, ale również chętnie komplementował swojego pogromcę w mediach. Po zaliczeniu przez rywala wysokości 6,05 m nie było w nim złości. Wręcz przeciwnie – podbiegł do Duplantisa i serdecznie go wyściskał.

Reklama

„Traktuję go jak brata. Nigdy nie cieszyłem się tak z tego, że ktoś lepiej ode mnie skoczył! Czy to początek nowej ery? Tego nie wiem, ale na pewno wygląda to na start nowego rozdziału. Więcej będziemy wiedzieć po kolejnych wielkich imprezach” – ocenił w szwedzkich mediach słynny Francuz. Wspólną radość obu zawodników interpretowano jako symboliczne przekazanie pałeczki – Lavillenie ma 31 lat i przed sobą prawdopodobnie ostatnie igrzyska.

Między Ameryką a Szwecją…

W jednym młody wilk na pewno bardzo przypomina utytułowanego kolegę: bicie rekordów to także i dla niego chleb powszedni. Pierwszy raz skoczył o tyczce gdy miał 4 lata. Tamtej próby dokładnie nie pamięta, ale od najmłodszych lat mógł się wykazywać do woli. Gdy trochę podrósł, zaczął korzystać z przerobionego kija od szczotki, a za miejsce lądowania służyła odpowiednio ustawiona kanapa. Jego ojciec Greg Duplantis sam skakał o tyczce – wyśrubował nawet rekord życiowy do solidnego poziomu 5,80 m. Matka – Helen – to z kolei wieloboistka i siatkarka.

Armand ma także dwóch starszych braci, którzy od najmłodszych lat są związani ze sportem. On sam jest bardziej znany jako „Mondo”. Choć startuje pod szwedzką flagą, to wcale nie było to takie oczywiste. Ojciec jest rodowitym Amerykaninem, a on sam wychował się w Luizjanie i od najmłodszych lat uczył się w amerykańskich szkołach. Mimo wszystko w 2015 roku zdecydował się reprezentować kraj pochodzenia matki. Zdecydowały o tym głównie intensywne starania Szwedów, którzy szybko odkryli potencjalny talent, ale też być może… zwykły sportowy pragmatyzm. Fakty są bowiem takie, że jako reprezentant USA Duplantis musiałby zdobywać kwalifikację do największych światowych imprez podczas corocznych mistrzostw kraju. Skacząc pod szwedzką flagą startuje z zupełnie innej pozycji i może liczyć na mniejszą konkurencję na krajowym podwórku.

„Rozmawialiśmy z Armandem i jego rodzicami od dłuższego czasu. Doskonale znali nasze podejście i plany wobec niego. Od dawna mamy z nimi dobre relacje. Ten chłopak to niesamowity talent – już skacze na poziomie 5,30 m. Nie mam wątpliwości, że w przyszłości pokona barierę sześciu metrów” – przewidywał w mediach w 2015 roku Jonas Ashelm, kierownik młodzieżowej reprezentacji Szwecji.

Trafił bez pudła – choć chyba sam nie spodziewał się, że Duplantis zacznie osiągać takie wyniki jeszcze jako nastolatek. Faktem jest, że do bicia rekordów przyzwyczaił już dawno – wciąż należą do niego najlepsze wynik w kategorii od lat siedmiu do dwunastu oraz od piętnastu do osiemnastu. O jego talencie w tej dziedzinie świadczy też wydarzenie, do którego doszło tydzień przed niedawnymi mistrzostwami Europy seniorów. Szwed wziął wtedy udział w mistrzostwach świata U-20 i oczywiście zgarnął złoto, a jego wynik (5,82 m) to rekord imprezy.

Reklama

W USA Duplantis był traktowany jak fenomen na długo przed ostatnimi sukcesami. „Chłopak jest poza jakąkolwiek skalą. Nikt wcześniej tu czegoś takiego nie widział. To Tiger Woods skoku o tyczce” – zachwalał go już przed rokiem w rozmowie z CNN Earl Bell – brązowy medalista igrzysk olimpijskich w 1984 roku i przez moment rekordzista świata, a dziś trener.

Duplantis skakał tak wysoko, ten fakt stał się nawet przyczyną… kłopotów. Szkolny sprzęt zwyczajnie nie był na to przygotowany – obawiano się, że chłopak przez przypadek może zrobić sobie krzywdę. Na szczęście bezpieczna alternatywa czeka na niego od dawna w domu, gdzie w ogródku ma swoje prywatne miejsce do ćwiczeń z tyczką. W 2016 roku zamieścił na Instagramie wideo, na którym przed podjęciem próby skoku rozpędza się… dojeżdżając na elektrycznej deskorolce.

Gwiazdorskie kontrakty muszą zaczekać

Choć nastolatek doskonale wie, jak wzbudzić wokół siebie zainteresowanie, to na co dzień jest spokojnym chłopakiem. Trenerzy podkreślają, że jest chodzącą encyklopedią swojej dyscypliny – zna medalistów wszystkich najważniejszych imprez, a w wolnych chwilach m.in. podgląda na YouTubie technikę zawodników sprzed lat i znajduje tam sporo inspiracji. Oprócz tego jest także pewny siebie i głośno mówi o swoich planach – w 2020 roku zamierza być zdecydowanie najlepszy na świecie i planuje pojechać na igrzyska po złoto.

„Wiemy, że w kolejce czekają już potencjalni sponsorzy z milionowymi kontraktami, ale nasz plan jest bardzo konkretny. Armand jeszcze przynajmniej przez rok będzie studiował na stanowym uniwersytecie w Luizjanie. Tę uczelnie wcześniej kończyłem ja, moja żona i jeden z braci Armanda – jego też to czeka” – stwierdził po wywalczeniu przez syna złotego medalu Greg Duplantis. W USA w sporcie uniwersyteckim podpisywanie kontraktów sponsorskich – podobnie jak jakiekolwiek czerpanie z niego finansowych korzyści – jest zabronione. To będzie pierwszy test dla młodego gwiazdora, ale gra może się okazać warta świeczki – jeśli dalej będzie się tak rozwijał, to kolejne jeszcze lepsze oferty będą tylko kwestią czasu.

W Berlinie Duplantis przy ostatnich próbach skakał na nowej tyczce, której nigdy nie zdążył wcześniej przetestować w trakcie zawodów. „Żadne słowa nie są w stanie oddać mojej radości. Ten medal chcę zadedykować mojemu trenerowi i mojej mamie, która ogląda każdy mój trening i zawsze ze mną jest” – przyznał 18-latek. Złoto miało jednak także mniej przyjemne konsekwencje – nie tyle dla samego zwycięzcy, co dla kogoś z jego najbliższego otoczenia. Jonas Anshelm – wspominany już kierownik młodzieżowej reprezentacji, który namawiał Armanda i jego rodziców na wybranie Szwecji – chciał podczas konkursu zmotywować podopiecznego w bardzo nietypowy sposób. Powiedział, że jeśli Duplantisowi uda się pokonać barierę sześciu metrów i wygrać złoto, to on… publicznie zje swoje majtki.

„To poważne zobowiązanie i z niczego się nie wycofuję. Wszystko odbędzie się komisyjnie, a ja już zaczynam się zastanawiać nad menu mojej złotej kolacji. Wstępny plan jest taki, by pokroić majtki na drobne kawałki i część dodać do zupy, a resztę zjeść z sosem dodanym do ryżu lub makaronu” – tłumaczył mimo wszystko dumny z siebie Anshelm. Cóż – smacznego!

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

2 komentarze

Loading...