A) Zgadza się no, jesteśmy dziadami. Niech pan zapyta Carlitosa, niech pan zapyta reszty chłopaków, co kurwa zrobili.
B) Nie wygraliśmy, bo sędzia nam na to nie pozwolił. Sędzia przepchnął Dudelange do kolejnej rundy. Gratulacje dla sędziego.
Kto zgadnie, którą wersję retoryki po odpadnięciu Legii z Dudelange przyjął Ricardo Sa Pinto?
Jak się pewnie domyślacie, poszedł w wersję B. Po nic niedającym remisie z zespołem z miasta dziesięć razy mniejszego od Mokotowa, z ligi, w której zaledwie trzech trenerów pracuje na zawodowych kontraktach, trener mistrza Polski, grającego dwa lata temu w Lidze Mistrzów mówi, że wszystkiemu winny jest sędzia.
Odlot to mało powiedziane. Jeszcze w okolicach godziny 22:00 Ricardo Sa Pinto widziano pieklącego się przy linii bocznej boiska, kilkanaście minut później minął Neptuna i zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Plutona.
Oczyma wyobraźni już widzimy drużynową analizę spotkania z Dudelange:
– O, tutaj sędzia nas skręcił.
– Przyjrzyjcie się, tu zrobił nas w chuja.
– A tutaj to już w ogóle, skandal.
– A poza tym? Poza tym wszystko zajebiście. Zbijcie po piąteczce, walniemy po misiu, zawsze mocniej, po wszechmistrzostwo.
Gdy więc wydawało się, że Legia na stanowisko trenera wreszcie znów zatrudniła trenera, szybko wyszło na to, że postawiła na wariata.
Co gorsza – wariata na trzyletnim kontrakcie.
Fot. FotoPyk