Ha! Chcieliśmy poszukać, jakim polskim drużynom udawało się odrabiać straty w europejskich pucharach, ze szczególnym naciskiem na te dwubramkowe. Cóż, powiedzieć że wnioski nie są optymistyczne, to jak nic nie powiedzieć.
Pod uwagę braliśmy tylko i wyłącznie okres od 2000 do 2017 roku, nie było sensu zagłębiać się we wcześniejsze lata. Nasze eksportowe zespoły (no, no) dziesięć razy były w stanie odwrócić losy rywalizacji, gdy wynik w pierwszym meczu był dla nich niekorzystny. Niestety – tylko raz udało się odrobić stratę, która była większa niż jednobramkowa. Dokonała tego Wisła Kraków w sezonie 2000/01, która w wielkim stylu wróciła do gry po porażce 1:4 w pierwszym meczu z Realem Saragossa. Zamierzchłe czasy. Co więcej – jedyną drużyną, która odrobiła straty, przegrywając pierwszy meczu u siebie, była Wisła Kraków w sezonie 2006/07 (0:1, 2:0 z Iraklisem Saloniki). Pozostałe ekipy musiały odrobić jedną bramkę, w większości przypadków nie mierzyły się z wielkimi markami, no i przede wszystkim rewanże rozgrywały na własnym obiekcie.
Jakkolwiek spojrzeć, trudno doszukiwać się optymizmu przed dzisiejszym meczem. Pamiętajmy, Legia nie poległa w starciu z Realem Saragossa. Legia nie okazała się gorsza od AC Parmy. Legia skompromitowała się na każdej płaszczyźnie, dostając w dupę od Gergela Grendela, Vlasko i spółki.
Pomimo wszystko, ku pokrzepieniu serc, spójrzmy na kilka wielkich, historycznych powrotów, które na stałe wpisały się do historii naszej piłki.
Lech Poznań w wielkim stylu odrobił straty (a przegrywał już 0:3!), gdy za rywala miał mocarne FK Haugesund. Rywala ze wszech miar rozpoznawalnego, tak silnego, że niedługo później wyciągnął on z Kolejorza na wypożyczenie perełkę – Jakuba Serafina.
Zagłębie Lubin nie dało się Slavii Sofia. Mimo porażki 0:1 w pierwszym meczu, w czasie gdy poważne zespoły – włącznie z reprezentacją Polski – wciąż rywalizowały w mistrzostwach Europy, udało się uniknąć wypadku przy pracy i załadować Bułgarom trzy bramki w rewanżu.
Mamy wymieniać dalej? Lech Poznań najpierw przegrał z Nomme Kalju 0:1, potem wygrał 3:0. Legia pomimo porażki z SV Ried 1:2, odwróciła losy rywalizacji, ledwo wygrywając w rewanżu. Wisła Kraków, poległa 1:2 na zawsze trudnym terenie w Izraelu, ale pojechała rywali piątką w rewanżu.
Nie no, bądźmy poważni. Wstyd byłoby odpaść z takimi rywalami, polskie kluby jakimś cudem się wtedy nie skompromitowały (dokonał tego za to innym razem, przy okazji kolejnych spotkań). Można powiedzieć, że Legia też nie mierzy się dzisiaj z mocarzami, ale po pierwsze gra na wyjeździe, po drugie – jest w takiej formie, że nie postawilibyśmy złamanego grosza na to, że zachowa czyste konto. A strata bramki na obcym terenie może być równoznaczna z zakończeniem marzeń o podboju Europy.
Wymieniliśmy jednak tylko pięć WIELKICH powrotów. Pozostałe miały miejsce dość dawno temu. Wisła Kraków mimo porażki u siebie, odwróciła losy rywalizacji z Iraklisem w Salonikach. Kilka lat wcześniej przegrała na wyjeździe z AC Parmą 1:2, a w rewanżu wygrała 4:1. Straty swego czasu – na początku wieku – odrobił też Ruch Chorzów (1:2 i 6:0 z Żalgirisem Wilno).
Zostały jeszcze dwa naprawdę efektowne – tym razem całkiem serio – powroty, do których Legia na pewno chciałaby dziś nawiązać.
Lech Poznań – Austria Wiedeń. Na wyjeździe 1:2, u siebie – 4:2 po dogrywce i golu w doliczonym czasie gry. Co to był za dreszczowiec!
Zaczęło się od gola Rengifo, a przecież chwilę później lechici szybko dołożyli dwa kolejne (ale oba nieuznane). Austria? Ukłuła dopiero po godzinie gry i właśnie wtedy zaczęła się nerwówka i dramatyczne gonienie wyniku. Udało się zdobyć bramkę dopiero w 85. minucie, a to i tak nie był przecież koniec meczu, trzeba było pokazać swoją wyższość także w dogrywce. I tam zaczęła się już prawdziwa bonanza. Najpierw z dystansu kapitalną bramkę załadował Lewy. Stadion nie zdążył się dobrze nacieszyć tym golem, a przyszła bramka kontrująca, która oznaczała, że do następnej rundy przechodzi Austria. Ostatnia minuta meczu, Peszko wrzuca, zamieszanie, piłkę trąca Arboleda, Murawski wali po ziemi sprzed pola karnego…
– Przed chwilą dzwonił do mnie sam prezydent kraju i gratulował mi pokazu gry w piłkę! Nie kłamię! Mówię prawdę! Prezydent oglądał mecz i jego zadowalała nasza gra. W tym bałaganie jaki teraz jest w polskiej piłce, to naprawdę coś wielkiego – mówił Smuda po meczu z Austrią. Kto wie, jak było naprawdę, ale za tamten mecz bezsprzecznie należą mu się gratulacje.
No i Wisła Kraków – Real Saragossa. Na wyjeździe 1:4, u siebie 4:1 i zwycięstwo po rzutach karnych.
– Nie wiem co się będzie działo. Po prostu zagrajcie dla kibiców – mówi Lenczyk do piłkarzy w przerwie, wpuszcza trzech rezerwowych, bo już myśli o lidze i… dzieje się cud. Wisła, choć przegrywała do przerwy, po samobóju Baszczyńskiego, dopadła Hiszpanów w drugich 45 minutach, strzelając im cztery gole. Najpierw walnął Iheanacho, potem na 2:1 Frankowski, 3:1 to gol Moskala, 4:1 padło po kompletnym zamieszaniu, ale w takich chwilach najsprytniejszy był właśnie Frankowski, który skompletował dublet.
Trenerowi gości pozostało stwierdzić: – Nie mogę patrzeć na moich piłkarzy.
To był jedyny przypadek w XXI wieku, kiedy polski klub odrobił co najmniej dwubramkową stratę z pierwszego spotkania.
Kurde, chcielibyśmy przeżyć dziś takie emocje, jakie w 2008 roku doznawali kibice Lecha Poznań, a w 2000 fani Wisły Kraków. Szkoda, że tak mało znaków wskazuje na cud. Ale w sumie przed rewanżem w 2000 roku było podobnie, a nawet jeszcze gorzej…
*
Odrabianie strat w XXI wieku przez polskie kluby.
2017/18
Lech Poznań – FK Haugesund
2:3 (w)
2:0 (d)
2016/17
Zagłębie Lubin – Sławia Sofia
0:1 (w)
3:0 (d)
2014/15
Lech Poznań – Nõmme Kalju
0:1 (w)
3:0 (d)
2012/13
Legia Warszawa – SV Ried
1:2 (w)
3:1 (d)
2008/09
Wisła Kraków – Beitar Jerozolima
1:2 (w)
5:0 (d)
Lech Poznań – Austria Wiedeń
1:2 (w)
4:2(d)
2006/07
Wisła Kraków – Iraklis Saloniki
0:1 (d)
2:0 (w)
2002/03
Wisła Kraków – AC Parma
1:2 (w)
4:1 (d)
2000/01
Wisła Kraków – Real Saragossa
1:4 (w)
4:1, k:4:3 (d)
Ruch Chorzów – Żalgiris Wilno
1:2 (w)
6:0 (d)