Tak to się przewrotnie ułożyło, że marzeń o Lidze Mistrzów pozbawią w tym sezonie Legię Warszawa piłkarze, których jakiś czas temu wypluła polska Ekstraklasa. Bramki dla Spartaka Trnawa strzelali przy Łazienkowskiej Jan Vlasko i Erik Grendel, a zatem piłkarze, którzy wrócili na Słowację, gdy nad Wisłą zabrakło już chętnych na ich usługi. Właśnie z tym drugim zawodnikiem chwilę pogadaliśmy przed rewanżowym starciem. Złe wieści dla Legii – w obozie Spartaka panuje stuprocentowa koncentracja. Nikt sobie awansu do kolejnej rundy jeszcze nie przyznaje.
*
Czy to nie ironia losu, że Spartak gładko pokonał mistrza Polski akurat po bramkach zawodników, którzy nie znaleźli już dla siebie miejsca w Ekstraklasie?
Może jest w tym jakaś ironia. Jednak nie mogę się zgodzić, że ograliśmy Legię z łatwością. Ten mecz nas kosztował bardzo dużo wysiłku. Rywalizacja wciąż nie jest zakończona, nie możemy przedwcześnie świętować awansu. 90 minut gry przed nami i trzeba się na nich skupić.
Powrót do ojczyzny potraktowałeś w kategoriach sportowej porażki?
Czy jest porażką przejść do mistrza kraju? To absurdalne stwierdzenie. Szukałem klubu, w którym będę miał okazję do regularnych występów. Oferta z Trnawy była najbardziej konkretna. Wiedziałem, że będę miał tu możliwość gry w pierwszym składzie, no i oczywiście okazję do gry w eliminacjach do Ligi Mistrzów. To był dla mnie również bardzo ważny aspekt. Kluby z Ekstraklasy jakoś się po mnie nie zgłaszały. Mało grałem przez te wszystkie kontuzje, więc musiałem zejść trochę ze swoich oczekiwań i wrócić na Słowację.
Nie traktuję tego jednak jako kroku wstecz. Niczego nie żałuję. Tutaj mam możliwość regularnych występów, na czym mi najbardziej zależało.
Końcówkę w Górniku miałeś kiepską, ale wspomnienia z Polski mimo wszystko pozytywne?
W żadnym wypadku nie mogę narzekać na czas, który spędziłem w Polsce. Bardzo fajnie ten okres wspominam. Na pewno negatywnie zapamiętam tylko kontuzje – przez nie wypadłem ze składu i później już do niego nie wróciłem. Ale jestem szczęśliwy, że mogłem być częścią tak wspaniałego klubu, jak Górnik Zabrze.
Chciałeś się z dobrej strony przypomnieć polskiej publiczności?
Miałem dodatkową motywację, żeby pokonać Legię. W zeszłym sezonie nie zagrałem może wielu minut, ale jako zawodnik Górnika rywalizowałem z Legią o mistrzostwo Polski, więc był to dodatkowy bodziec dla mnie, żeby sprawić przyjemność kibicom z Zabrza i pokonać warszawską drużynę.
Poziom rozgrywek polskich i słowackich specjalnie się chyba nie różni?
Jeżeli chodzi o poziom czysto piłkarski, między zawodnikami polskimi i słowackimi nie ma dużej różnicy. Wasza liga ma na pewno więcej kapitału, kręci się w niej więcej pieniędzy. Jest bardzo rozbudowany marketing i zainteresowanie telewizji. Dlatego, kiedy piłkarze mają dwie opcje do wyboru, zawsze wybiorą polską ekstraklasę, a nie naszą ligę. Tutaj nie ma też wielkiego zainteresowania wśród kibiców, jeżeli chodzi o lokalny futbol.
Wasze zwycięstwo zostało odebrane wśród Słowaków jako sensacja?
Nikt się tego nie spodziewał. Legia w naszym kraju jest bardzo szanowana. Wszyscy wiedzą, że zawsze ma największe ambicje. Z kolei Trnawa wygrała mistrzostwo pierwszy raz od czterdziestu lat i nikt od nas nie oczekiwał, że cokolwiek ugramy w Europie. Tym bardziej nasze zwycięstwo zostało odebrane bardzo pozytywnie.
A wy sami zakładaliście aż tak dobry wynik w pierwszym meczu?
Chyba nikt nie mógł podejrzewać, że wygramy w Warszawie. Już tym bardziej, że uda nam się zagrać na zero z tyłu. Wiadomo, jaką siłą dysponuje Legia w ofensywie. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę przed meczem. Ale to tylko dobrze o nas świadczy – cała drużyna pracowała w obronie na maksa. To jest też klucz do sukcesu w rewanżu.
Legia była momentami bezradna. Wyglądało, że wszystko macie dokładnie rozpracowane.
Analizowaliśmy spotkania, które Legia rozegrała wcześniej. Widzieliśmy, że traciła bardzo dużo bramek. I na podstawie tych spotkań sami wywnioskowaliśmy, jak należy przeciwko niej grać, żeby ją zaskoczyć. Ale już zauważyłem, że w ostatnim meczu przeszła na grę czwórką w obronie. To normalne – coś muszą zmienić, żeby zacząć grać lepiej. Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas teraz bardzo trudne starcie.
Trener Radoslav Latal długo was katował przygotowaniami taktycznymi do tego meczu?
Na pewno nam pomogło, że trener Latal ma doświadczenie z Ekstraklasy i znał już Legię. Bardzo dobrze nas przygotował do pierwszego spotkania, ale też bym nie przesadzał. Pamiętam, że u trenera Brosza odpraw taktycznych było o wiele więcej. Przywiązywał do tego znacznie więcej uwagi od Latala.
W rewanżu raczej przewidujesz głęboką defensywę, czy znów spróbujecie zaskoczyć rywala od pierwszych minut?
Nie wiem, jak ustawi to trener. Jednak myślę, że ograniczenie się wyłącznie do obrony nie zapewni nam awansu. Jak staniemy na dwudziestym metrze, to w każdej chwili może pojawić się niespodziewane zagrożenie. Odbita piłka, przypadkowa sytuacja… Legia ma wielką jakość z przodu. Carlitos czy Kante wiedzą, jak wykorzystać takie okazje. Dlatego najlepiej będzie oddalić grę od swojego pola karnego i próbować odebrać piłkę na połowie przeciwnika. Choć to oczywiście tylko moje zdanie, nie wiem, jaką taktykę przygotuje trener.
Ty sobie w Ekstraklasie nie do końca poradziłeś, a jednak trafiłeś do Trnawy, Legia ściągnęła do siebie króla strzelców polskich rozgrywek. Pojawiły się delikatne obawy przed dwumeczem z uwagi na tę dysproporcję?
Bez przesady. Grałem przeciwko jeszcze lepszym piłkarzom od Carlitosa i nigdy się nikogo nie obawiałem. To mnie raczej dodatkowo nakręca, gdy gram przeciwko takiemu zespołowi jak Legia. Mają na każdej pozycji kogoś, kto się wyróżnia. Szanuję wszystkich jej zawodników, ale o żadnych obawach nie było przed meczem mowy.
Teraz macie poczucie, że awansu do kolejnej rundy już wam nikt nie odbierze?
Zdecydowanie nie można powiedzieć, że czujemy się czegokolwiek pewni. Przystąpimy do rewanżu z takim podejściem, jakby w dwumeczu wciąż był wynik 0:0. Zdajemy sobie sprawę z jakości Legii, więc do tej rywalizacji podchodzimy z dużą pokorą. Damy z siebie sto procent, żeby utrzymać korzystny rezultat.
Wspominałeś, że nikt nie oczekiwał od sukcesu. Jednak ewentualne odpadnięcie to będzie już teraz wielkie rozczarowanie, prawda?
Teraz już tak. Jednak ja cały czas powtarzam, że faworytem do awansu pozostaje Legia. Mają na tyle duże możliwości z przodu, że są w stanie odwrócić losy każdego meczu. Dlatego cały czas musimy być czujni.
fot. Marcin Szymczyk/400mm.pl