Są środkowi obrońcy jak Piotr Polczak, którzy rozpoczęli sezon od prokurowania rzutów karnych (dwie jedenastki w dwóch kolejkach) i są tacy jak Piotr Celeban, którzy zaczęli od regularnego strzelania (dwie bramki w dwóch kolejkach). I tak, jak ta pierwsza seria jest mało chwalebna, tak druga robi już wrażenie. A tym bardziej, że obrońca Śląska robi swoje pod bramką rywala już od dłuższego czasu, a właściwie od samego początku kariery.
Patrząc bo bilansie Celebana w ekstraklasie polskiej (309 meczów, 33 gole) i rumuńskiej (55 meczów, 11 goli), naprawdę można złapać się za głowę. To przecież piłkarz, który zaczynał na prawej obronie, by stosunkowo szybko przeskoczyć na środek defensywy. Ani nie jest specjalnie wysoki (181 centymetrów wzrostu), ani nie wykonuje rzutów karnych (ani jednej takiej bramki w karierze), a mimo to jest prawdziwym postrachem dla bramkarzy rywali. 44 ligowe gole w karierze to przecież dorobek, który nie odstaje od dorobków niektórych środkowych napastników, których od lat obserwujemy na naszych boiskach.
Weźmy chociażby takiego Michala Papadopulosa. Czech jest nawet starszy od Celebana (o 2 miesiące), swego czasu był nadzieją futbolu u naszych południowych sąsiadów, bo jako 18-latek trafił do wielkiego Arsenalu. Przed przyjazdem do Polski próbował swoich sił jeszcze w Niemczech, Holandii i Rosji. Łącznie na najwyższym poziomie rozgrywkowym zaliczył 284 spotkania, w których strzelił 61 bramek. Tylko o 17 więcej od Celebana. Środkowy napastnik…
Jakie atuty ma Papadopulos, przy którego przykładzie zostaniemy chwilę dłużej? Jest silny, dobrze gra bark w bark z przeciwnikiem, dobrze gra głową… W gruncie rzeczy dokładnie to samo można by napisać o Celebanie, gdyby na moment zapomnieć o całym wachlarzu umiejętności defensywnych. Skoro obecny środkowy obrońca Śląska potrafił sieknąć 44 gole podchodząc pod bramkę rywala głównie przy stałych fragmentach gry, a napastnik Piasta, non-stop plącząc się w szesnastce przeciwnika, był pod tym względem nieznacznie lepszy, to świadczy to o klasie jednego lub ułomności drugiego. A w tym konkretnym przypadku o jednym i drugim.
Kto wie, być może Celeban minął się z powołaniem. Być może ze swoim timingiem idealnie sprawdziłby się jako typowy lis pola karnego, który wykańcza akcje partnerów. Gdyby ten pilkarz – zamiast sporadycznych wizyt pod bramką rywala – grał cały czas blisko niej, z pewnością miałby zdecydowanie więcej trafień. Z pewnością więcej niż Papadopulos, a być może też więcej, niż wielu, wielu innych. Skoro jako środkowy obrońca jest bliski wejścia do polsko-rumuńskiego “klubu 50”, to czemu jako napastnik miałby nie wjechać z buta do ponoć elitarnego, polskiego klubu “100”? To oczywiście czyste spekulacje, ale tak mała różnica bramkowa pomiędzy Celebanem i niektórymi “napadziorami” naprawdę działa na wyobraźnie.
Inna sprawa, że akurat wspomniany Papadopulos, pomimo kiepskiej skuteczności, bardzo regularnie występuje na najwyższym poziomie. O wiele łatwiej znaleźć bowiem rówieśników Celebana z ataku, którzy mają znacznie mniej goli, ale też dostali mniej okazji na pokazanie się (np. Rafał Siemaszko). Inni natomiast specjalnie nie odsadziliby kapitana Śląska nawet gdyby wliczyć im bilans pierwszoligowy. Takim piłkarzem jest chociażby Mateusz Piątkowski, który w 241 meczach w polskiej i cypryjskiej ekstraklasie oraz w naszej I lidze sieknął tylko 67 goli…
Oj, zawstydza Celeban swoim bilansem wiele ligowych strzelb. Przede wszystkim jednak wykonuje kapitalną robotę w Śląsku. Bez jego trafień nie byłoby udanego startu wrocławian w tym sezonie, tak jak i mistrzostwa Polski w 2012 roku, w drodze po które sześć razy trafił do sieci. Tacy obrońcy są zawsze w cenie, bo zapewniają drużynom punkty, a przy okazji nie pozwalają odlecieć niektórym gwiazdom ataku. Dlatego też zarówno Celeban, jak i potencjalni jego następcy w osobach bramkostrzelnych Helika czy Wieteski, pełnią w tej smutnej lidze bardzo istotną, podwójną rolę.
Fot. FotoPyK