Powrócić do ekstraklasy po dziesięciu latach smętnej tułaczki i przerżnąć u siebie z Piastem Gliwice… Bez wątpienia nie taki scenariusz poukładali sobie w głowach piłkarze Zagłębia Sosnowiec na otwarcie sezonu. Ale nie ma czasu, żeby rozpamiętywać tę wpadkę. Odwiedziny u imienników z Lubina nie zapowiadają się niestety na idealną sposobność, aby podopieczni Dariusza Dudka podreperowali morale i dorobek punktowy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak na początku ligowych zmagań zaprezentowali się dzisiejsi gospodarze.
Oczywiście Zagłębie Lubin nie zagrało w Warszawie jakiejś oszałamiającej piłki. Jednak – mimo wszystko – pokonali na wyjeździe mistrzów Polski. To coś znaczy. Jasne, że poza amatorami z Cork robi to na początku bieżącego sezonu każdy, kto akurat ma ochotę wpaść na Łazienkowską i pograć tam trochę w piłkę. Niemniej – Mariusz Lewandowski może tym zwycięstwem umiejętnie zarządzać i na początku rozgrywek solidnie napompować atmosferę w swojej drużynie. Tego mu było trzeba.
Tym bardziej, że akurat w ligowym otwarciu Legia zagrała, nazwijmy to, najmniej słaby mecz ze wszystkich pozostałych. Tymczasem Zagłębiu i tak udało się strzelić TRZY gole w JEDNYM spotkaniu. Pamiętając styl gry, jaki lubinianie prezentowali w ubiegłym sezonie, można się było spodziewać, że na taki obfity dorobek bramkowy będą pracowali co najmniej przez pięć kolejek. Wystarczyło 90 minut. Progres jest oczywisty.
Kilku zawodników „Miedziowych” takiego efektownego początku naprawdę łapczywie pragnęło.
Przede wszystkim Patryk Tuszyński. Napastnik od wielu miesięcy poszukuje formy i wygląda na to, iż wreszcie ją znalazł. Już pod koniec minionych rozgrywek dawał pewne sygnały, że powraca jego bramkostrzelność. Teraz tylko te pozytywne zwiastuny potwierdził. Dublet to zawsze jest dublet. Nawet jeśli pierwszy gol to było wepchnięcie piłki do pustej bramki po nieporadnej interwencji Remy’ego, zaś drugie trafienie – dość pokraczny strzał brzuchem, również do pustaka.
GOSPODARZE WYGRAJĄ Z ZAGŁĘBIEM SOSNOWIEC? KURS 1.65 W TOTOLOTKU!
Były napastnik Jagiellonii Białystok zagrał jak typowy lis pola karnego, choć jego atutów nie można sprowadzić tylko do dostawiania szufli, bo sporo pracuje również przed szenastką. A właśnie gościa o takim profilu w układance Mariusza Lewandowskiego rozpaczliwie brakowało. Odejście Jakuba Świerczoka pozostawiło olbrzymią, zionącą dziurę na szpicy. W ubiegłym sezonie nie znalazł się śmiałek, który wziąłby na siebie ciężar zdobywania goli, zrzucony z barków przez napastnika Łudogorca. Wygląda na to, że Tuszyński postanowił wreszcie sprostać temu wyzwaniu.
Mają w Lubinie ofensywnie usposobionych bocznych obrońców, mają mnóstwo opcji na skrzydłach, mają kreatywnego Starzyńskiego. Jest komu dogrywać. Jeżeli będzie również komu strzelać, to przyjezdni z Sosnowca naprawdę mają się czego obawiać.
Ich defensywa nie zachwyciła zresztą już w poprzednim meczu. Pozwolili Piastowi Gliwice oddać osiemnaście strzałów. Na własnym stadionie! Katastrofa, nawet biorąc poprawkę na fakt, iż tylko dwa z nich pofrunęły w światło bramki. Ale przecież nie dlatego, że Polczak, Jędrych i spółka tak znakomicie odcinali napastników od światła bramki, a ci salwowali się rozpaczliwymi kopnięciami z niewygodnych pozycji.
Wręcz przeciwnie – Michal Papadopulos miał co najmniej dwie stuprocentowe szanse, ale futbolówka odbijała się od jego kwadratowej łepetyny we wszystkich kierunkach, tylko nie do bramki.
To zresztą i tak bez znaczenia, bo ostatecznie oba celne uderzenia zawodników Piasta zatrzepotały w sieci.
Obrońcy beniaminka ostro narozrabiali przy obu trafieniach gliwiczan. Czy w zasadzie – jeden obrońca. Wspomniany Piotr Polczak najpierw zmontował karnego dla przeciwników, później pozwolił Tomaszowi Jodłowcowi na oddanie strzału, który zamienił się w gola na wagę zwycięstwa przyjezdnych. Co tu dużo gadać – spieprzył Zagłębiu mecz, który przy odrobinie szczęścia można było nawet wygrać.
Aczkolwiek defensywa “Miedziowych” też była dziurawa jak sito. Szaleńcza ofensywa Legii raz po raz skutkowała kapitalnymi szansami bramkowymi. Piłki rzucane za plecy obrońców notorycznie zaskakiwały Dąbrowskiego i Guldana, zaś oskrzydlające akcje wahadłowych często znajdowały swój finał w szesnastce Hładuna.
Jeżeli goście z Sosnowca mają dzisiaj zamiar poszukać w Lubinie trzech punktów, to kto wie, czy nie powinni trochę zaryzykować. Jasne, że trudno oczekiwać, aby beniaminek otworzył się podczas wyjazdowego meczu z mocny przeciwnikiem. Niemniej, defensywa gospodarzy aż się prosi, żeby ją raz po raz wystawiać na próbę. Trzeba tylko mieć na szpicy kogoś skuteczniejszego niż Kasper Hamalainen, a gole będą wpadać. Nieźle dysponowany Vamara Sanogo może o to zadbać, o ile koledzy wypracują mi kilka dogodnych sytuacji.
GOŚCIE WYWIOZĄ TRZY PUNKTY Z LUBINA? KURS 6.10 W TOTOLOTKU!
Staną dzisiaj naprzeciw siebie dwa Zagłębia. Oba z kłopotami w defensywie, oba z pewnym potencjałem z przodu. Ale nie ma się co czarować – u gospodarzy ten potencjał jest wielokrotnie większy. Sosnowiczanie przeciwko Piastowi nie pokazali niczego, co by dawało im dzisiaj powody do optymizmu. Wciąż nie udowodnili, że pasują do ekstraklasowego towarzystwa, które przecież nie stawia wielkich wymagań przed nowymi członkami.
Nie zdziwimy się, jeżeli w tym meczu bramki zdobędą obie strony, bo stężenie defensorów ze skłonnościami do obcinek zdecydowanie przekracza ustawową normę. Natomiast jeżeli gospodarze stracą z beniaminkiem punkty, zamiast go ostatecznie rozstrzelać i nauczyć pokory… Cóż, to będzie zaskakujące. I rozczarowujące. Pora wreszcie, żeby Zagłębie Lubin zaczęło na boisku potwierdzać wielkie, gabinetowe aspiracje. Ekstraklasowe żółtodzioby z Sosnowca to idealny rywal, żeby się na początku rozgrywek rozpędzić.
Totolotek oferuje bonus promocyjny na start za rejestrację dla nowych graczy!
400mm.pl