Reklama

Wojna z koksiarzami – nowe porządki. Od teraz gramy w otwarte karty

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

22 lipca 2018, 18:46 • 8 min czytania 6 komentarzy

Walka z dopingiem wkracza na nowy poziom. Koniec z zakulisowymi plotkami i kontrolowanymi przeciekami do mediów – od kilku dni wszystko jest jawne i dostępne na dwa kliknięcia. Właśnie poznaliśmy raport podsumowujący rok działalności Athletics Integrity Unit (AIU) – komórki powołanej do walki o czystość w lekkiej atletyce. Liczby dają do myślenia – na nieregulaminowych praktykach przyłapano do tej pory aż 85 medalistów igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata.

W sumie postępowania są prowadzone w sprawie 120 osób – cztery z nich to… sędziowie. Athletics Integrity Unit – jak sama nazwa wskazuje – to organizacja dbająca o uczciwość przebiegu sportowej rywalizacji. Komórka została powołana w 2017 roku przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), ale funkcjonuje niezależnie od niego. Ma własny zarząd, prezesa i misję, która polega nie tylko na walce z dopingiem, ale też z korupcją, hazardem oraz oszustwami dotyczącymi wieku i całą resztą.

Wojna z koksiarzami – nowe porządki. Od teraz gramy w otwarte karty

W Athletics Integrity Unit chodzi przede wszystkim o dobro lekkoatletów. Chcę, by ten program wspierał zawodników i zawodniczki w dokonywaniu właściwych wyborów. Tak, ta organizacja ma możliwość zawieszania i karania, ale przede wszystkim jest miejscem, w którym można pozyskać wiedzę na temat obowiązujących zasad. Naszym zadaniem jest dostarczenie jej wszystkim zainteresowanym” – mówił w 2017 roku Sebastian Coe, szef IAAF.

Powołanie takiej komórki było jednym z jego głównych wyborczych postulatów. Przewodniczącym został David Howman – człowiek, który przez 13 lat przewodził Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), więc raczej zna się na rzeczy. Po roku pracy w cieniu dostaliśmy raport podsumowujący dotychczasowe działania AIU. To jednak dopiero początek – od teraz informacje o sprawie na każdym etapie postępowania mają być dostępne on-line.

W sumie wyróżniono pięć takich etapów. Najpierw jest tymczasowe zawieszenie, które następuje automatycznie po wykryciu nieprawidłowości. Każdy sportowiec lub działacz może przedstawić swoje racje i musi poczekać na decyzję w pierwszej instancji, którą podejmuje niezależny trybunał dyscyplinarny. Od każdego tego typu werdyktu można odwołać się do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie – dotyczy to zarówno sportowców, jak i samego IAAF. Postanowienia tego Trybunału ostatecznie zamykają sprawę.

Podejrzana Kenia

Reklama

Kilka nazwisk ujawnionych przez AIU musi robić wrażenie. Głośna w ostatnich miesiącach była zwłaszcza sprawa Asbela Kipropa, złotego medalisty igrzysk olimpijskich z 2008 roku oraz trzykrotnego mistrza świata w biegu na 1500 metrów. Informacje na temat dopingowej wpadki Kenijczyka pojawiły się już w maju, jednak sam zainteresowany długo wszystkiemu zaprzeczał. Według AIU 27 listopada 2017 roku w organizmie zawodnika wykryto erytropoetynę – dobrze znane i niestety nadal popularne EPO.

Kiprop przekonywał jednak, że pozytywny wynik testu to efekt… spisku. Stwierdził również, że o planowanych badaniach miał zostać ostrzeżony z wyprzedzeniem, co byłoby oczywiście niezgodne z regulaminem. Mało tego – miał także usłyszeć, że jeśli zapłaci odpowiednią sumę testerom, to problem zostanie zamieciony pod dywan. Tłumaczenie Kenijczyka sprowadzało się do tego, że jego próbka została celowo zanieczyszczona, bo odmówił zapłaty.

Najciekawsze jest to, że część jego rewelacji znalazła potwierdzenie w ustaleniach AIU. Faktycznie – dzień wcześniej dostał cynk, że zostanie przebadany, ale według organizacji to nie ma znaczenia, bo i tak to badanie zawalił. „Możemy potwierdzić, że asystent kontroli antydopingowej zaangażowany w testowanie Kipropa przekazał mu informację o planowanym teście z wyprzedzeniem. To szalenie rozczarowujące” – przekazano w oficjalnym komunikacie.

Werdykt w tej sprawie wyda niezależny trybunał – na razie Kenijczyk jest na pierwszym etapie postępowania. Choć długo przekonywał, że jest niewinny i oskarżał wszystkich dookoła, to koniec końców… ze wszystkiego się wycofał. Jego ostatnie tłumaczenie brzmi po prostu absurdalnie.

Poddałem się w walce o udowodnienie mojej niewinności. Nie dlatego, że brałem doping, ale ponieważ postanowiłem poświęcić się, bo popieram wszystkie antydopingowe działania” – napisał w mediach społecznościowych. Czyli w dużym skrócie – „oczywiście nic nie brałem, ale skoro mówią, że jestem winny, to przez grzeczność nie będę się kłócił”.

Wyrok w tej sprawie powinien być mimo wszystko formalnością, bo informacje o nieprawidłowościach wśród kenijskich biegaczy pojawiały się już wcześniej. Fakty są takie, że między 2011 a 2016 rokiem na dopingu przyłapano tam aż 40 sportowców. W 2013 roku długodystansowy biegacz Matthew Kisorio z rozbrajającą szczerością przyznał przed kamerami ARD, że sięgał po doping, bo w Kenii robią to wszyscy i nikt nie został jeszcze złapany.

Reklama

AIU-process-numbers-July2018

Oprócz Kipropa głośny jest ostatnio przypadek Ruth Jebet. W 2016 roku podczas igrzysk w Rio nastolatka w sensacyjnym stylu sięgnęła po złoto w biegu na 3000 metrów z przeszkodami. Choć biegaczka pochodzi z Kenii, to medale zdobywa pod flagą Bahrajnu. Za tę zmianę jest mocno krytykowana w ojczyźnie, ale finansowo wyszła na tym dobrze – za złoto igrzysk dostała 500 tysięcy dolarów. Dla porównania – reprezentanci Kenii dostali w przeliczeniu… 50 razy mniej!

Jebet wybrała inną taktykę – w przeciwieństwie do Kipropa zapadła się pod ziemię i nie komentuje całej sprawy. Wiadomo tylko, że również wpadła na EPO. Została tymczasowo zawieszona i teraz czeka na werdykt w pierwszej instancji. Duża część listy AIU zawiera także dobrze znane rosyjskie nazwiska – to oczywiście pokłosie słynnego raportu Richarda McLarena, który powstał dla WADA.

Wśród oczekujących na werdykt jest na przykład Iwan Uchow – mistrz olimpijski z Londynu w skoku wzwyż i człowiek, który w ostatnich latach był najbliżej pobicia długoletniego rekordu świata należącego do Javiera Sotomayora. Oprócz niego czeka też dobra znajoma Anity Włodarczyk – Tatiana Łysenko (na głównym zdjęciu), którą na dopingu przyłapano między innymi podczas igrzysk w Londynie. Złoto z tamtej imprezy oczywiście jej odebrano. W sumie na liście 120 sportowców zamieszanych w nieregulaminowe praktyki jest aż 57 rosyjskich nazwisk.

Nie tylko doping…

AIU bada także jedną z najbardziej nietypowych spraw ostatnich miesięcy. W grudniu 2017 roku brytyjski „Telegraph” opisał historię dziennikarskiej prowokacji. Działający pod przykryciem reporter udał się na Florydę i zdobył zaufanie Roberta Wagnera – agenta reprezentującego między innymi Justina Gatlina. Chciał od niego uzyskać środki dopingujące dla… aktora przygotowującego się do filmu. Wagner zgodził się udostępnić zakazane substancje za 250 tysięcy dolarów. Między słowami bez owijania w bawełnę opowiadał też o dopingowych realiach w świecie biegów. W skrócie – nic się nie zmieniło, biorą wszyscy. Całą wypowiedź nagrano ukrytą kamerą.

Po opublikowaniu tych rewelacji Gatlin – człowiek z długą przecież dopingową historią – odciął się od współpracownika. Sam Wagner próbował iść pod prąd. Przekonywał, że tak naprawdę od początku wiedział, że ma do czynienia z dziennikarską prowokacją i mówił dokładnie to, co chciano od niego usłyszeć. Tylko po co właściwie miałby to robić? Tego niestety nie wyjaśnił. Śledztwo trwa, jednak były agent między innymi Bena Johnsona został tymczasowo zawieszony i wszystko wskazuje na to, że swoją pokrętną logikę będzie mógł niedługo szczegółowo przedstawić odpowiednim organom. Powodzenia!

Rozwojowa jest także sprawa Frankiego Fredericksa. Ten świetny niegdyś sprinter w 2017 roku został zawieszony przez IAAF za naruszenie etyki. W 2009 roku jako członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) miał otrzymać przelewem 300 tysięcy dolarów od syna Lamine Diacka, byłego prezydenta IAAF. Pieniądze dostał… dokładnie tego samego dnia, którego ogłoszono, że igrzyska olimpijskie zostaną zorganizowane w Rio de Janeiro. Fredericks oczywiście przekonuje, że przelew nie miał z tym nic wspólnego, a kasa należała mu się za wykonywanie innych obowiązków.


Wszystkich 120 złapanych wraz ze szczegółowymi opisami zarzutów można znaleźć na stronie AIU. Nas chyba najbardziej cieszy to, że na tej wciąż wydłużającej się liście nie ma polskich nazwisk. Organizacja oprócz karania duży nacisk kładzie również na edukowanie. „Jako sportowcy jesteście bezpośrednio odpowiedzialni za to, co znajduje się w waszych organizmach. Nasza rada jest prosta – jeśli macie wobec czegoś wątpliwości, to tego nie bierzcie” – głosi jedno z haseł.

Cały system został wytłumaczony krok po kroku. Zawodnicy mogą być sprawdzani w trakcie zawodów, ale także przed nimi i po nich. Specjalnie w tym celu stworzono „rejestrowaną pulę testów” (RTP), w której nie brakuje znanych nazwisk. Możemy nawet sprawdzić, że w ostatnich miesiącach pobierano próbki od osiemnastu polskich lekkoatletów – między innymi Adama Kszczota, Anity Włodarczyk i Wojciecha Nowickiego.

Jak to działa? To program antydopingowy, do którego uczestników wybiera IAAF. Kryteria doboru zawodników nie są do końca jasne – może tam trafić w zasadzie każdy i nie może się na to nie zgodzić. Lekkoatleci co kwartał muszą aktualizować dane dotyczące miejsca, w którym można ich znaleźć. Główna zasada – po otrzymaniu telefonu od testera w trakcie godziny muszą być gotowi do zbadania. Pula sportowców jest co jakiś czas aktualizowana – zawodnicy mogą z niej wypaść, by potem znów się w niej pojawić. Cały czas mają dostęp do wszystkich danych, które są archiwizowane w programie ADAMS. Nikt nie zostaje jednak postawiony pod ścianą – sportowcy mają swoje prawa, które również mogą poznać na stronie AIU.

Co zrobić jeśli mój test dał wynik pozytywny? Odpowiedź na to pytanie i wytłumaczenie całej procedury także można znaleźć dwoma kliknięciami – podobnie jak stale rosnącą listę zakazanych substancji oraz listę tak zwanych terapeutycznych wyjątków. Ze 120 zarejestrowanych przypadków aż 40 dotyczy testów, które zostały sprawdzone ponownie po latach. Taki los może spotkać każdego z elitarnych sportowców – próbki najlepszych zawodników mogą być testowane z użyciem coraz to nowszych metod nawet osiem lat po samych zawodach.

AIU tak naprawdę dopiero się rozkręca – od teraz losy dopingowiczów będzie można śledzić w czasie rzeczywistym. Jeśli ktoś zostanie przyłapany, to dowiemy się o tym od razu – nie z mediów jak do tej pory, tylko z oficjalnej strony organizacji. Jawne będą także informacje dotyczące przesłuchań i dalszego procedowania w konkretnych przypadkach.

Uczciwość i transparentność idą ramię w ramię. Wierzymy, że podjęte przez nas praktyki wytyczą nowy wzór działania i przyczynią się do zwiększenia zaufania społecznego do czystości samych sportowców” – przekonuje David Howman, przewodniczący AIU. Wojna z dopingiem nie skończy się nigdy, ale dobrze wiedzieć, że „czyści” sportowcy mają w niej coraz większe szanse.

KACPER BARTOSIAK

foto: newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...