Mimo że Wojciech Golla nie pojawił się dziś na boisku, a Śląsk wygrał z Cracovią, wrocławscy kibice jeszcze bardziej cieszą się, że trafił do ich klubu. Dlaczego? Bo jak już będzie mógł grać, Igors Tarasovs wyląduje na ławce, co raczej wszystkim wyjdzie na zdrowie.
Golla w sobotnie popołudnie jeszcze sobie nie pohasał. Znalazł się w meczowej kadrze, ale nie był optymalnie przygotowany do gry. Sprowadzony z NEC Nijmegen obrońca dochodzi do siebie po kontuzji, której doznał w sparingu z Opawą. To już raczej kwestia dni.
– Uff, całe szczęście! – zakrzyknęli fani WKS-u.
Okazuje się bowiem, że tak jak w życiu pewne są śmierć i podatki, tak już w 1. kolejce dostaliśmy potwierdzenie, że w Ekstraklasie też są rzeczy niezmienne. Peszko tradycyjnie zachowuje się jak największy dzban, a Tarasovs cały czas kopie się po czole. W zeszłym sezonie zdarzało mu się to często, zwłaszcza wiosną. Minęły dwa miesiące i Łotysz nadal jedzie swoją klasyką. Skoro Adam Nawałka w ciągu trzech tygodni nie był w stanie sprawić, by będący bez formy kadrowicze się ogarnęli, trudno się dziwić, że Tadeusz Pawłowski przez dwa miesiące nic nie mógł zrobić z Tarasovsem – chyba że mowa o liście transferowej.
To głównie wina łotewskiego kopacza, że Cracovia strzeliła na 1:1. Najpierw zawahał się i odpuścił atak na Marcina Budzińskiego. Dzięki temu przynajmniej pozostał blisko Gerarda Olivy, ale było to bez znaczenia. Debiutujący w polskiej lidze Hiszpan przepchnął go jak dziecko, któremu nie wolno iść dalej i świetnym uderzeniem wyrównał. Tarasovs zawalił dwa razy w jednej akcji.
Égalisation du Cracovia! Gerard Oliva à la conclusion, symbole de la soudaine verticalité Probierzienne (1-1) #SLACRA pic.twitter.com/ZNDLK8ZCdT
— Pilka & Nozna (@OwskiMateusz) 21 lipca 2018
Jeszcze przed przerwą w banalnej – zdawało się – sytuacji wpierdzielił się przed Jakuba Słowika, wybijając piłkę na rzut rożny. Bramkarz Śląska spokojnie by ją złapał, do tego krzyczał „moja!”. Nic dziwnego, że Słowik nie mógł się powstrzymać i nawrzeszczał na swojego kolegę.
W drugiej połowie Cracovia biła głową w mur, praktycznie nic nie mogła zrobić w ofensywie. Tarasovs nie za bardzo miał okazję, żeby jeszcze coś zepsuć, choć od razu przypomina się moment jakoś z 80. minuty. Javi Hernandez w polu karnym przy górnej piłce okazał się dużo sprytniejszy od Łotysza, ale ratunkowym wślizgiem uratował go Mateusz Cholewiak. Tym razem się (nie)udało.
WKS po zmianie stron zdobył kolejne dwie bramki i zasłużenie wygrał, jednak zasługa elektryka ze Wschodu jest w tym żadna. Raczej wygrano mimo jego obecności na boisku.
Jasne, możliwe, że Tarasovs jeszcze kiedyś rozegra dobry mecz. Może nawet trafi do jedenastki kolejki. Na dłuższą metę to jednak zawodnik, z którym nie da się zrobić czegoś wielkiego, poza wielkim babolem. Im szybciej to w Śląsku zrozumieją, tym lepiej dla nich.
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl