Mundial, mundial i po mundialu… Na szczęście powróciły godne substytuty, czyli Ekstraklasa i I liga. Szczerze mówiąc od kilku dni zacieraliśmy ręce na dzisiejszy dzień, ale pierwszy mecz na zapleczu Ekstraklasy bardzo szybko przypomniał nam, że grzaliśmy się na – dyplomatycznie mówiąc – specyficzny produkt. Co prawda do piłkarzy Stali większych pretensji mieć nie można, bo zaprezentowali się całkiem przyzwoicie. Jednak beniaminek z Krakowa wystraszył się na tyle, że trochę zepsuł nam widowisko.
Podobno początki bywają trudne, ale mając w pamięci rundę jesienną poprzedniego sezonu w wykonaniu beniaminków, liczyliśmy na lepszą grę Garbarni. Tym bardziej że klub z Krakowa grał ze Stalą, która latem straciła Zbigniewa Smółkę, a także kilku kluczowych piłkarzy, bo odszedł Michał Janota, a także z wypożyczeń do macierzystych klubów powrócili Jakub Arak (Lechia Gdańsk) i Radosław Majecki (Legia Warszawa). Teoretycznie więc powinno być łatwiej ugryźć mielczan, ale nic z tych rzeczy. Trudno zresztą zagrozić komukolwiek, jeśli nie tworzy się sytuacji pod bramką przeciwnika. I nie mówimy tutaj o setkach, ale jakichkolwiek okazjach na gola.
„Brązowi” przypominali dziś nie młode lwy, a wystraszone małe kotki. Nie dość, że w ofensywnie praktycznie nie istnieli, to w defensywie grali straszną bryndzę. Piłkarze Skowronka bardzo szybko zrozumieli, że rywal zachowuje się jak dziecko we mgle, dlatego zaatakowali od pierwszych minut. Choć trzeba zaznaczyć, że goście niespecjalnie forsowali tempo. Grali jednak na tyle sprytnie, że beniaminek niewiele mógł. Stal wyczekiwała rywala, ale tylko do momentu, w którym ci podchodzili do środkowej linii boiska. Wtedy goście bardzo szybko doskakiwali do przeciwników i zwykle piłkę odzyskiwali. Przekładało się to na całkiem dużo okazji, a także na rzuty rożne. Z tych drugich bliscy strzelenia gola byli Dobrotka i Wroński. Słowak w doskonałej okazji uderzył obok bramki, a 24-latek został zablokowany.
Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. Kolejny rzut rożny – tym razem jednak krótko rozegrany – i mielczanie wyszli na prowadzenie. Precyzyjnie dośrodkował Nowak, a ustawiony na szóstym metrze Dobrotka dołożył nogę… Chwilę później mogło być już dwubramkowe prowadzenie, ponieważ Banaszewski doskonale wypuścił Tomasiewicza, ale ten zmarnował sytuację sam na sam. Generalnie 23-letni Banaszewski grał dziś na niespotykanym luzie, jak na warunki pierwszoligowe. Potrafił rozegrać, wyjść na czystą pozycję, a uraczył nas nawet zagraniem piętką. W nagrodę wpisał się na listę strzelców, gdy Prokić wyczekał Kalembe, a później wyłożył mu piłkę jak na tacy, by ten skierował ją do pustej bramki.
Cóż, Stal na inaugurację zgarnia komplet punktów, ale trzeba uczciwie sobie powiedzieć, że rywal nawet nie zamierzał się w tym meczu postawić. Dopiero po wejściu na murawę Szymona Kiebzaka gospodarze przypomnieli sobie, że mogą atakować. 21-latek przeprowadził nawet niezłą akcję, po której sędzia odgwizdał rzut karny. Do „jedenastki” podszedł kapitan krakowskiego klubu, Krzysztof Kalemba, ale Kiełpin wyczuł go i strzał obronił. Dobijać próbował jeszcze Wójcik, ale ponownie ulubieniec Kamila Grabary okazał się lepszy.
Wnioski? Oczywiście to była dopiero pierwsza kolejka, ale jeśli piłkarze z Krakowa na każdy mecz będą wychodzić z pełnymi gaciami ze strachu, to nie wróżymy im długiego pobytu w I lidze. Z drugiej strony jest Stal, która uczyniła pierwszy kroczek w stronę upragnionej Ekstraklasy.
Garbarnia – Stal Mielec 0:2 (0:1)
0:1 Dobrotka 13′
0:2 Banaszewski 57′
Fot. NewsPix