Reklama

Czy to bazar, czy to kolarska elita, Darek wszędzie wjeżdża z buta

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

20 lipca 2018, 16:00 • 11 min czytania 7 komentarzy

Zaczynał z Cezarym Zamaną, ścigał się z Lechem Piaseckim, a gnać za nim musiał nawet Zenon Jaskuła. Miał szansę zostać zawodowym kolarzem, ale do biznesu ciągnęło go tak bardzo, że kiedyś wycofał się z wyścigu we Francji tylko dlatego, żeby sprzedać tam komplet garnków. Ale opłaciło się, bo dziś jest królem butów i jednym z najbogatszych Polaków. A od teraz również sponsorem teamu kolarskiego ścigającego się w elicie i szefem samego Grega Van Avermaeta. Dariusz Miłek w czasie kariery kolarskiej może i był przeciętnym góralem, ale biznesowe górki pokonuje jak kozica.  

Czy to bazar, czy to kolarska elita, Darek wszędzie wjeżdża z buta

Rynek obuwniczy porównał kiedyś do Tour de France. Bo z butami jest jak z kolarstwem właśnie: podczas dobrej koniunktury możesz pędzić 50 km/h, ale kiedy dopadnie cię recesja, polecisz już tylko trzy dyszki. I przetrwać mogą tylko najmocniejsi. Od teraz różnica będzie jednak taka, że przeciwnikiem właściciela obuwniczego imperium CCC nie będzie Deichmann, tylko Team Sky, Bora-Hansgrohe czy Astana.

Przypomnijmy, Dariusz Miłek, czyli piąty najbogatszy Polak według „Forbesa”, przejął w tym tygodniu amerykańską grupę zawodową BMC Racing. Drużyna od przyszłego roku będzie startowała w cyklu UCI World Tour pod szyldem polskiej marki CCC. Liderem ekipy pozostanie mistrz olimpijski Greg Van Avermaet, drużyna ma liczyć docelowo 23-25 zawodników, a szansę mają też dostać Polacy. Ile go to będzie kosztowało? Sam Miłek lubi powtarzać ludziom, żeby nie wierzyli w to co piszą o jego pieniądzach, ale jeśli uznać za prawdziwe informacje dziennikarzy „L’Equipe”, może chodzić o wkład rzędu nawet 25 mln euro.

Gdyby 25 lat temu ktoś podszedł do jego łóżka polowego na targu w Lubinie i powiedział, że będzie tak ostro grał, pewnie kazałby mu puknąć się w głowę.

22.01.2014 POLKOWICE KOSZYKOWKA KOBIET EUROLIGA SEZON 2013/2014 BASKETBALL WOMEN EUROLEAGUE SEASON 2013/2014 CCC POLKOWICE - PERFUMERIAS AVENIDA SALAMANCA N/Z DARIUSZ MILEK FOT PAWEL ANDRACHIEWICZ / PRESSFOCUS/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Reklama

Zamana: dobry na płaskim, słabszy w górach

Dariusz Miłek to chłopak ze Szczecina, ale kiedy w połowie lat 70. jego ojciec szukał lepszej pracy, los rzucił go do Lubina. Kto wie, być może nie zacząłby trenować kolarstwa, gdyby nie przypadek – pod jego blokiem zbierali się na treningi zawodnicy Górnika Polkowice. Po prostu w tamtej okolicy mieszkał ich klubowy trener Henryk Woźniak, w przeszłości reprezentant kraju, medalista mistrzostw Polski i zwycięzca kilku etapów Tour de Pologne.

Początkowo tylko się im przyglądał, ale pewnego dnia zebrał się na odwagę i zapytał, czy też może się zabrać. No i się zabrał, pospolitym składakiem „Jubilatem”. Na pierwszym treningu oczywiście nie nadążał, szybko zaliczył bliskie spotkanie trzeciego stopnia z asfaltem, ale nie odpuścił. Po kilku zajęciach – kiedy trener zauważył, że chłopak ma smykałkę – dostał klubowy rower. Tak „Jubilata” zastąpił szosowy „Jaguar”. To był rok 1981.

W barwach Górnika Polkowice szybko dorobił się opinii jednego z najbardziej utalentowanych młodzieżowców w kraju. Potwierdza to o rok starszy od niego Cezary Zamana. Zwycięzca Tour de Pologne z 2003 r. doskonale pamięta Miłka z czasów juniorskich.

Jego Górnik Polkowice to była jak na tamte czasy drużyna prawie zawodowa. Zawsze byli bardzo dobrze przygotowani zarówno fizycznie, sprzętowo, jak i wizerunkowo. Wiosenne wyścigi zwykle były dla mnie trudne, oni tuż po okresie przygotowawczym zawsze byli mocni. Ale później, czym słońce wyżej, ich forma gdzieś uciekała i role zaczynały się odwracać – mówi w rozmowie z Weszło były kolarz, charakteryzując też styl jazdy młodego Miłka: – Miał duże umiejętności, szczególnie dobrze jeździł na czas. Gorzej w górach, na nieco cięższym terenie. Zawsze sprawiał też wrażenie bardzo skoncentrowanego, poukładanego. Był dobrym obserwatorem tego, co dzieje się w peletonie. Nasza relacja była jednak typowo sportowa. On pochodził z południowo-zachodniej części Polski, ja z krainy białych niedźwiedzi, czyli północno-wschodniej. Ścieraliśmy się więc w zasadzie tylko na ogólnopolskich wyścigach.

Dokopanie się do wyników polskich juniorów z czasów komuny nie jest prostą sprawą, ale według niektórych źródeł w 1985 r. Dariusz Miłek wygrał dwadzieścia siedem wyścigów rangi ogólnopolskiej. Zadania nie miał łatwego, bo rocznik 1968 był wtedy silny. Wystarczy wspomnieć, że przyszły miliarder walczył wtedy m.in. z Joachimem Halupczokiem, późniejszym wicemistrzem olimpijskim z Seulu w jeździe drużynowej na czas i amatorskim mistrzem świata z francuskiego Chambery z 1989 r.

Reklama

Jak przypomina w swoich tekstach Piotr Kurek, wieloletni dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”, podczas szosowych mistrzostw Polski w 1989 r. Miłek uciekał przez ponad 170 km, a gonili go m.in. wspomniany już Halupczok, Zenon Jaskuła i Andrzej Sypytkowski. Medalu wtedy jeszcze nie zdobył, ale namieszał nieźle. Srebra MP w wyścigu ze startu wspólnego doczekał się w 1992 r. To była zresztą jedna z jego ostatnich imprez w poważnym kolarstwie, które uprawiał jedenaście lat. Według dostępnych szacunków, sumując czasy juniorskie i seniorskie, wygrał około stu wyścigów. Pewnie byłoby ich więcej, gdyby nie kontuzje. Bo Dariusz Miłek historię lekarską miał całkiem bogatą: można znaleźć wzmianki o złamanej podstawie czaszki i obojczyka (kilka razy).

Gdyby się uparł, być może jeździłby dłużej, ale w pewnym momencie kolarstwo z głowy zaczął mu po prostu wypierać biznes.

Bo bazar był już za ciasny

Jako junior trafił do kadry narodowej, a to oznaczało nie tylko orzełka na piersi. Kiedy wielu jego znajomych mogło pomarzyć o zagranicznych eskapadach, on miał na nie szansę dzięki kolarstwu.

Jeździłem z nim jako członek kadry, natomiast niektóre kluby były jeszcze same zapraszane za granicę. Górnik Polkowice miał akurat blisko do NRD i na Czechosłowację i to były takie czasy, że przy okazji startów można było jeszcze całkiem dobrze zarobić. Ale ja nigdy takiej smykałki jak on nie miałem – dodaje Cezary Zamana.

Większość zawodników brała coś z kraju na handel, ale towar najlepiej upłynniał Miłek. Pomagał w tym nawet innym. Początkowo nie znał języka, ale i to nie stanowiło dla niego problemu, bo miał tak gadane machane, że potrafił porozumieć się na migi. Szło wszystko: odzież, kosmetyki, sprzęt RTV, jakieś kryształy. Kolarstwo rzucił, kiedy przekonał się, że ma talent do robienia interesów. Po latach lubił opowiadać, że w momencie transformacji ustrojowej handel był tak prosty, że wystarczyło po południu podjechać samochodem pod zakład pracy, otworzyć bagażnik i szło wszystko. Nigdy nie można było mu też odmówić kreatywności. Kiedy sprzedawał magnetowidy, jeden zostawił sobie w domu. Organizował nocne seanse i kumple za pieniądze mogli obejrzeć „Rambo” czy „Akademię policyjną”. Oni oglądali i płacili, on szedł spać.

Tak jak większość „businessmanów” tamtych czasów, zaczynał mało spektakularnie – od łóżka polowego na bazarze w Lubinie. Radził sobie bardzo dobrze, ale początkowo sprzedawał klasyczne mydło i powidło. Aż niespodziewanie pojawiła się obuwnicza okazja. Tak Dariusz Miłek wspominał to w 2015 r. w rozmowie z „Forbesem”:

Stanął obok mnie handlarz z butami i zaczął się przechwalać, ile to on nie zarabia, jakie ma układy w fabryce. W Lubinie górnicy dobrze zarabiali, więc przyjeżdżali tu cwaniacy spoza regionu, żeby na nich zarabiać. Podliczyłem go szybko i wyszło mi, że zarobił z 10 tys. Zawsze obserwuję ludzi, zastanawiam się, co oni mają w sobie, że odnoszą sukces. Ten wyglądał mi raczej na niezbyt rozgarniętego. Następnego dnia byłem w tej fabryce. Doskonale pamiętam – to było 17 stycznia, dzień rozpoczęcia akcji Pustynna Burza. Ponieważ był środek sezonu i interesował mnie drugi, trzeci gatunek, dostałem ponad 50-proc. upust i wziąłem 100 par. Facet nie kłamał. Sprzedałem je w ciągu następnego dnia z dwu-, trzykrotną przebitką. Ponieważ buty można było brać na kredyt kupiecki, po roku miałem na bazarze 17 punktów. Wtedy handel był rozdrobniony, zacząłem zaopatrywać sklepy i bazary. Stałem się hurtownikiem.

Potem udało mu się otworzyć własne filie hurtowe porozrzucane po całym kraju. Żeby zdobyć tani asortyment, jeździł po syndykach, a w pewnym momencie nawet po Europie kupując buty z bankrutujących fabryk. Tak w pierwszej połowie szalonych lat 90. powstała firma „Miłek”, która to od 1996 r. rozwijała pierwsze sklepy franczyzowe działające pod szyldem „Żółta Stopa”. To był strzał w dziesiątkę, bo dzięki temu w 1999 r. biznesmen zarejestrował firmę CCC (na bazie wymyślonego przez siebie hasła „Cena Czyni Cuda”). Pomysł na biznes był taki, żeby po atrakcyjnej cenie sprzedawać obuwie dla masowego odbiorcy. Zapotrzebowanie było, sieć franczyzowa rosła, wkrótce otwarto też fabrykę w Polkowicach.

Obecnie CCC sprzedaje swoje obuwie jeszcze w szesnastu krajach Europy, m.in. w Niemczech, Rosji, Grecji, Chorwacji, Austrii, Rumunii czy Słowenii. Prezes ma zwyczaj, że osobiście rzuca okiem na ewentualne przyszłe lokalizacje, które zaproponują mu jego menadżerowie. Czasami jednak wybiera je zupełnie sam. Tak było chociażby w przypadku Węgier, co często lubi opowiadać. Był tam akurat na krótkich wakacjach i z ciekawości zaszedł do lokalnego sklepu obuwniczego. Popatrzył na cenę, jakość butów, później sprawdził koszty wynajmu powierzchni handlowej i przyklepał ekspansję.

Został najmłodszym polskim miliarderem, a obecnie jego majątek wyceniany jest na ponad 5 mld zł. Chociaż oczywiście jest to „utarg” nie tylko z butów, bo 50-letni dziś Miłek inwestuje też m.in. w galerie handlowe.

Prywatnym samolotem po Maję

Cały czas myślał jednak o kolarstwie. W 2000 r. dołączył do firm Mat i Ceresit, co dało początek zawodowej grupie Mat Ceresit CCC, na której jej czele stał medalista olimpijski z Seulu Andrzej Sypytkowski. I już w pierwszym sezonie przyszedł sukces – Tour de Pologne wygrał Piotr Przydział, a zespół był najlepszy w klasyfikacji drużynowej.

Wiadomo, że przy takich obowiązkach biznesowych nie miał za dużo czasu, ale pamiętam, że jeździł z nami na Wyścig Pokoju czy Tour de Pologne. Może nie zawsze było go dużo widać, ale był blisko – wspomina Cezary Zamana, który na początku wieku był członkiem tamtej ekipy.

Poznałem się z nim jako organizator Tour de Pologne, kiedy już miał swoją drużynę. Dziś jesteśmy zaprzyjaźnieni, dzwonimy do siebie, bo Darek ma pasję do kolarstwa. Sam zresztą wciąż trenuje. Czasami jeździmy razem, kiedy akurat wpadnie do mnie na Kaszuby. I dalej ma formę. Po górkach idzie mu nieco ciężej, ale po płaskim w dalszym ciągu radzi sobie bardzo dobrze – mówi nam Czesław Lang.

Zespół CCC (przez lata nazwa zmieniała się kilka razy) szybko został czołową drużyną w kraju, zaczął się też pokazywać za granicą. W 2003 r. team po raz pierwszy wystartował w wielkim tourze, konkretnie w Giro d’Italia. Skończyło się na wysokim 12. miejscu Dariusza Baranowskiego w klasyfikacji generalnej. Później kolarze CCC startowali we Włoszech jeszcze dwukrotnie, ale tylko dzięki dzikiej karcie od organizatorów.

26.06.10 KIELCE MISTRZOSTWA POLSKI KOLARSTWO WYSCIG KOBIET NZ DARIUSZ MILEK FOT MACIEJ SMIAROWSKI NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Był moment, że klub ugrzązł w wyścigach niższej rangi, a przez chwilę trzeba było nawet zawiesić jego działalność, ale udało się wrócić na właściwe tory. W sezonie 2013 ekipa CCC Polsat Polkowice została już zarejestrowana w gronie Professional Continental Team, będącej w praktyce drugą ligą kolarstwa. Sportowo i finansowo największe toury wciąż jednak były tylko marzeniem. Obecnie drużyna jeździ pod szyldem CCC Sprandi Polkowice, a jej pomarańczowe koszulki stały się nieodłącznym elementem kolarstwa nad Wisłą.

Dariusz Miłek wykładał jednak pieniądze także na kolarstwo górskie. W CCC Polkowice jeździła m.in. Maja Włoszczowska. Dwukrotna wicemistrzyni olimpijska do dziś wypowiada się o swoim byłym szefie w samych superlatywach, ale ma swoje powody. Przykład? Kolarka przed igrzyskami w Londynie wybrała się szlifować formę do włoskiego Livigno. To właśnie tam podczas zgrupowania doznała bardzo poważnej kontuzji stawu skokowego. Jej stopa, która wykręciła się o 90 stopni, była tak roztrzaskana, że kolarce już na miejscu podawano morfinę. Olimpijski start był przekreślony.

Trzeba było wymyślić transport. Samochodem „nie przeżyję”. Najbliższy rejsowy lot za dwa dni. Czekać nie można. I nagle jest. Prywatny samolot prezesa mojego klubu Dariusza Miłka. Gest wspaniały, biorąc pod uwagę fakt, o którym wtedy opinia publiczna nie wiedziała: parę tygodni wcześniej dogadałam się w sprawie mojego odejścia z CCC, bo otrzymałam ofertę z topowego na świecie zespołu Giant. Prezes wtedy nie nakrzyczał na mnie, ale spokojnie uznał, że tam mam szansę na dalszy rozwój, że mam prawo do takiego wyboru. I teraz, choć nie musi, bez wahania przysyła prywatny samolot – opowiadała Włoszczowska w napisanej wraz z Julianem Obrockim książce „Szkoła życia”.

Ale Dariusz Miłek potrafił też sportowców porzucać. W 2015 r. w końcu zrezygnował ze wsparcia kolarstwa górskiego oraz koszykówki żeńskiej w Polkowicach (chociaż tutaj tylko na rok) na rzecz grupy kolarstwa szosowego. Dzięki temu mógł przeznaczać na team 0,5 proc. przychodów grupy CCC, a wówczas było to 13 mln zł. Właściciel postawił sobie bowiem za cel, aby „za 2-3 lata być w gronie największych drużyn kolarskich świata” i jeździć w najbardziej prestiżowych wyścigach.

Miał też romans z piłką nożną, chociaż nigdy nie pałał do niej przesadną miłością. W 2012 r. kontrolowana przez niego spółka Libra Project została sponsorem pierwszoligowego Stomilu Olsztyn. Umowę podpisano na pięć lat, a wsparcie klubu było jednym z elementów porozumienia, dzięki któremu firma miliardera mogła wybudować w mieście Galerię Warmińską. Po trzech latach sponsor niespodziewanie się jednak wycofał (galeria już stała), tłumacząc to „niejasnymi i niepokojącymi spółkę działaniami finansowo-księgowymi klubu”.

Ostre cięcie było też potrzebne w przypadku finansowania Polskiego Związku Kolarskiego, chociaż ze znacznie poważniejszych przyczyn. Firma CCC będąca od lat jego najważniejszym partnerem, wycofała się ze współpracy na skutek ubiegłorocznego skandalu obyczajowego, gdzie przy okazji wyszły też na jaw gigantyczne problemy finansowe związku. Chociaż sprawa była znacznie bardziej złożona, bo nie jest żadną tajemnicą, że Miłek – delikatnie mówiąc – nigdy nie był fanem prezesa Dariusza Banaszka.

Transakcja wiązana

Teraz przed Dariuszem Miłkiem sportowe wyzwanie, jakiego jeszcze nie miał. Stając się dobrodziejem BMC Racing skacze, a raczej wjeżdża rowerem na głęboką wodę. Sponsoring teamu z kolarskiej ligi mistrzów jest z jednej strony szansą, aby jego flagowa marka obuwnicza stała się rozpoznawalna na całym świecie, z drugiej zaś to realizacja jego marzeń niespełnionego kolarza.

Czesław Lang: – On cały czas dobijał się do World Touru i teraz nadarzyła się okazja. To bardzo dobra inwestycja zarówno pod względem sportowym, jak i biznesowym. Droga, którą obrał, jest na pewno łatwiejsza niż wprowadzenie tam swojego zespołu, ponieważ wchodzi w gotowe struktury, od razu ma klasowych zawodników (drużyna pozostanie na razie z licencją amerykańską – red.). Przy okazji pojawiła się też szansa, że nasi najlepsi kolarze trafią do teamu z cyklu WT, a zawsze łatwiej Polakowi rozmawiać z Polakiem.

Póki co nie wiadomo jak nazywać się będzie nowy team, kto dokładnie będzie w nim jeździł i co po rewolucji stanie się z CCC Sprandi Polkowice, ale wiadomo jedno: zbliża się ciekawy czas dla polskiego kolarstwa. Za sznurki, a raczej za sznurówki w zespole kolarskiej elity pociągać będzie Polak.

RAFAŁ BIEŃKOWSKI

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...