Nie przebił się w swoim pierwszym podejściu do ekstraklasy. Błysnął w pierwszej lidze, gdzie zanotował naprawdę bardzo dobre liczby i dał się poznać jako skrzydłowy z dużym ciągiem na bramkę, nieunikający rozwiązań trudniejszych niż sprint do końcowej linii i wrzutka na aferę. Tym zasłużył sobie na angaż w Górniku Zabrze. Historia Damiana Kądziora, którego taka ścieżka doprowadziła do reprezentacji Polski i transferu do Dinama Zagrzeb, to do pewnego momentu wypisz-wymaluj droga, którą idzie obecnie Adam Ryczkowski. Nowy skrzydłowy zabrzan mający sprawić, że przynajmniej na jednym ze skrzydeł po odejściu Rafała Kurzawy i wspomnianego Kądziora strata nie będzie aż tak mocno odczuwalna.
Boki pomocy to była w poprzednim sezonie zdecydowanie najsilniejsza broń Górnika. Gdy tylko dopisywało zdrowie, przy jednej linii oglądaliśmy dynamicznego, lubiącego zejść do środka ze strzałem, ale i potrafiącego świetnie dośrodkować Kądziora, przy drugiej – najlepiej ułożoną lewą nogę w lidze, czołowego asystenta rozgrywek. Strata jednego z tej dwójki – Kurzawy – była pewna, gdy ten nie zdecydował się przedłużyć kontraktu. Gdy zaś wypłynęła bardzo niska klauzula Kądziora, jasnym stało się, że i on przy Roosevelta długo nie zabawi.
Stąd Ryczkowski. Zawodnik, który przechodzi utartą przez Mateusza Wieteskę drogą – z Legii do Górnika. Różnica jest taka, że o ile przejście Wieteski musiało być negocjowane z mistrzami Polski – stąd możliwość odkupu, z której Legia niedawno skorzystała – to za Ryczkowskiego zabrzanie zapłacili tylko ekwiwalent za wyszkolenie.
Jaki jest plan Górnika na czołowego skrzydłowego minionego sezonu I ligi (4. InStat Index wśród lewych, 7. wśród wszystkich bocznych pomocników)?
– Plan na zawodnika jest taki, żeby poszedł drogą właśnie Damiana Kądziora. Oczywiście pomysł to jedno, a realizacja drugie, ale patrząc na pierwszoligowe statystyki – bramki, asysty, pozycja, na jakiej wystawiał go trener – rzuca się od razu w oczy zbieżność między „Kądzim” a Adamem. Jesteśmy przekonani, że Adam z treningami, meczami wkomponuje się w zespół. On sam nie ukrywa, że Górnik jest dla niego ogromną szansą, to jest klucz. Zawodnik podpisując tutaj umowę musi zdawać sobie sprawę, po co przychodzi – mówił o Ryczkowskim na antenie Weszło FM Marcin Brosz.
– Jego mocną stroną jest szybkość, bezpardonowość, bezkompromisowość, boiskowa bezczelność – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – którą on kierował się, od kiedy go znam. Mimo tego, że był jednym z młodszych w mojej drużynie, on był z rocznika 1997, a najstarszy zawodnik był z 93., on sobie nie dał wejść na głowę, miał swoje zdanie, czasami się nie odzywał, ale widać było, że nie zgadza się z ogółem. Szedł w swoim kierunku, wiedział, czego chce. Pamiętam, jak często przychodził i rozmawiał o treningu, o szkole, o innych sprawach. Biła od niego pozytywna energia, pewność siebie. Na początku miał zresztą świetne wejście do pierwszego zespołu – strzelił w superpucharze, zdobył bramkę w ekstraklasie. Piłka go szukała – opisuje Ryczkowskiego Jacek Magiera, który trenował zawodnika w drugiej drużynie Legii Warszawa, kiedy ten został przez Henninga Berga włączony do pierwszego zespołu.
– Na pewno nie pomagało mu jednak to, że był rzucany po pozycjach – raz grał na skrzydle, raz w ataku. Uważałem też, że za mało gra w takim sensie, że nie łapał się na mecze pierwszego zespołu, bo siedział na ławce, a jednocześnie nie łapał przez to minut w drugiej drużynie czy juniorach. Później tego ogrania, boiskowej pewności, zabrakło. Potem przyszła jeszcze długa kontuzja, kosztowało go sporo pracy, żeby wrócić na poziom, na którym dziś jest – dodaje Magiera.
Obecny selekcjoner reprezentacji do lat 20 nie dostrzega jednak podobieństwa między Ryczkowskim a Kądziorem i nie zgadza się z tym, że wymiana jednego na drugiego to zamiana jeden do jednego.
– Nie uważam, żeby to było zastępstwo 1 do 1, dla mnie Adam to nie jest kalka Damiana Kądziora. Obaj mają talent, potencjał, natomiast Adam na pewno pójdzie w Górniku swoją drogą.
Podobne zdanie ma też sam Damian Kądzior, który z Ryczkowskim grał przez pół roku w Suwałkach.
– Adam to jest Adam, ja jestem Damian, wydaje mi się, że jesteśmy różnymi profilami zawodników. Myślę, że bardziej podobny do mnie był Damian Gąska niż “Ryczi”. Jeśli chodzi o zachowania na boisku, to ma ciąg na bramkę, co dało się zauważyć już w Wigrach. Potrafi grać jeden na jeden, jest przebojowy, w Chojnicach wreszcie zaczął dokładać liczby. Bo w Wigrach nie dostawał też tyle szans, na ile było go stać. Była duża rywalizacja, graliśmy jednym młodzieżowcem, rywalizował z Damianem Gąską i Miłoszem Kozakiem i jemu przeważnie tego miejsca na skrzydłach brakowało – mówi Kądzior. – Ale bardzo dużo robił poza boiskiem, by być zdrowym. Miał problemy z przywodzicielami i mocno pracował, gdy wykonywał jakieś dodatkowe ćwiczenia. Widać było, że jest niesamowicie świadomy piłkarsko, ukierunkowany na sukces.
Znacznie więcej szans niż w Wigrach, Ryczkowski dostał w Chojniczance, gdzie wyrósł na jedną z czołowych postaci zespołu. Chłopaki z Ekstrastats w swoim skarbie kibica na rundę wiosenną, a więc po zaledwie pół roku skrzydłowego w Chojnicach, to właśnie jego wskazali jako gwiazdę zespołu.
Źródło: Przewodnik Kibica wiosna 2017/18
Jak gwiazda Chojniczanki wypada w porównaniu z byłymi już gwiazdami Górnika w ich ostatnich sezonach na zapleczu ekstraklasy? W większości statystyk jednak swoim znakomitym poprzednikom ustępuje, ale jednego nie można mu odmówić – jeszcze chętniej niż Kurzawa i Kądzior wchodzi w pojedynki jeden na jeden, nie ustępując szczególnie w procencie wygranych.
– Adam ma naprawdę dużo przed sobą. Ma jeszcze sporo kwestii do poprawy, trochę zahamowały go łapane po drodze kontuzje. Ale nie ma się co nad tym zastanawiać – ma 21 lat, to już nie jest piłkarz, o którym można powiedzieć: młody, perspektywiczny, tylko który ma być na boisku i grać. Albo się załapie i będzie czołowym polskim zawodnikiem, albo nie, wszystko zależy od niego. Czas na kolejny krok, by zaistnieć na poważnie w piłce seniorskiej – kończy Magiera.
Na skrzydłach Górnika sytuacja jest trochę jak po uderzeniu dwóch meteorytów. Krater i wielka dziura do wypełnienia. Jeśli więc chodzi o granie, z tym raczej nie powinno być problemu. Są duże buty, w które trzeba wejść, owszem. Ale jeśli okaże się za jakiś czas, że rozmiar pasuje – przykład Kądziora (a za moment pewnie i Kurzawy) pokazuje, że można w nich dojść do naprawdę fajnego, zagranicznego klubu.
SZYMON PODSTUFKA
fot. 400mm.pl/FotoPyK