Zaledwie półtora miesiąca minęło od meczu Lecha z Legią przy Bułgarskiej. Od transparentu “mamy kurwa dosyć”, okrzyków kibiców domagających się dymisji władz klubu, od pokazania środkowego palca prezesom Kolejorza. Dziś lechici zaczynają walkę o Ligę Europy – z nowym trenerem, z teoretycznie słabszą kadrą niż rok temu i z nadziejami na odbudowę zaufania u kibiców. U kibiców, których dziś za stadionie zabraknie z uwagi na karę nałożoną na klub przez wojewodę wielkopolskiego.
Klęska poniesiona w poprzednim sezonie przelała czarę goryczy – klub z najlepszą frekwencją w kraju znów musiał zadowolić się tylko miejsce na podium. A przecież po rundzie zasadniczej zajmował pierwsze miejsce i w Poznaniu powoli rozmyślano – lepiej cieszyć się z tytułu na placu Mickiewicza czy jednak na Starym Rynku?
Półtora miesiąca temu wielu kibiców powiedział “mam to w dupie, karnetu nie kupię”. Zaufanie do Karola Klimczaka i Piotra Rutkowskiego – i tak wątłe w ostatnich latach – zostało nie tylko nadszarpnięte, co po prostu zerwane. – I żal mi tylko Ivana, że wchodzi w to bagno – część fanów powtarza jak mantrę. Bo dzisiaj to właśnie Ivan Djurdjević jest jedyną lokatą, w której kibice pokładają swoje nadzieje.
Po “mamy kurwa dosyć” w klubie miało dojść do wietrzenia szatni i gabinetów. I w pewnym sensie do niego doszło, ale jeśli porównać Lecha do mieszkania, to póki co wylatują z niego kolejne meble, a zamówionego transportu z Ikei wciąż nie ma. Do tej pory okno transferowe w wykonaniu poznaniaków wygląda tak:
Odeszli: Emir Dilaver, Radosław Majewski, Mario Situm, Jakub Serafin, Elvir Koljić, Ołeksij Chobłenko
Przyszli: Pedro Tiba, Tomasz Cywka, Karol Szymański
Lech stracił zatem bodaj najlepszego stopera ligi (sfochowanego i obrażonego), oddał swojego podstawowego rozgrywającego (bo za dużo gadał), nie wykupił dwóch rezerwowych napastników (chyba słusznie) i wysłał do domu jednego z podstawowych skrzydłowych. Pozyskał za to potencjalnego lidera środka pola, trzeciego bramkarza i uniwersalną zapchajdziurę.
Czy to wygląda na okienko pt. “walczymy z rozmachem o odzyskanie zaufania wśród kibiców”? Nie wydaje nam się.
Stąd cała nadzieja w Ivanie Djurdjeviciu, że jego mentalność i metody treningowe przełożą się na zbudowanie w Poznaniu czegoś na kształt kieleckiej Bandy Świrów, która dodatkowo będzie umiała grać w piłkę. W Lechu nikt nie bierze pod uwagę, że to sezon przejściowy – na który można machnąć ręką i opowiadać ludziom bajki o konstruowaniu drużyny na przyszłość. Kibice Kolejorza słyszą przecież co roku o budowie fundamentów pod dobrobyt klubu za dwa, trzy, pięć, osiem lat. Gdyby ktoś teraz im powiedział “hej, w tym sezonie powalczymy o górną ósemkę, ale bądźcie cierpliwi, bo za rok będzie naprawdę dobrze!”, to ten ktoś jeszcze tego samego dnia wieczorem przymusowo kąpałby się z kaczkami w Warcie.
Lech w trakcie przygotowań do sezonu intensywnie pracował nad zmianą systemu gry. Nowy Kolejorz ma grać ustawieniem na trójkę obrońców. Przypuszczalny skład na spotkanie z Ormianami wygląda tak:
Wciąż niegotowy do gry jest bowiem Robert Gumny, który przeszedł przed sezonem zabieg kolana, Pedro Tiba nadrabia zaległości treningowe, a Kamil Jóźwiak i Tymoteusz Klupś doznali kontuzji w ostatnim sparingu przed startem sezonu. Jak widać – szanse dostanie wielu zawodników, którzy w poprzednim sezonie z różnych względów grali mało. Tomasik u Nenada Bjelicy nie mógł wygryźć będącego w słabej formie Kostewycza. De Marco grał tylko w rezerwach (gdzie zaimponował Djurdjeviciowi). Rogne po transferze leczył kontuzje, a gdy już się wyleczył, to nie mógł wygryźć ze składu Dilavera czy Janickiego.
Słówko o rywalach poznaniaków, czyli o Gandzasarze Kapan. Zwycięzca Pucharu Armenii, trzecia drużyna tamtejszej ekstraklasy, która do tej pory pięciokrotnie grała w europejskich pucharach. Tylko raz udało jej się przejść swoją pierwszą rundę eliminacji, gdy w 2012 ograła ekipę z Wysp Owczych. A poza tym – w łeb od NAC Breda, w łeb od Servette Genewa, w łeb od Aktobe i w łeb od Mladostanu Podgorica. No i to na tyle – nie będziemy wam analizować ogórków z Armenii, których trzeba po prostu rozwałk…
… dobra, nie było tematu.
– Gramy o odzyskanie wizerunku – mówi trener Djurdjević. Sprawa odzyskania zaufania nie rozstrzygnie się oczywiście w czwartek. Wygrana z Gandzasarem Kapan powinna być przecież formalnością. Ale zademonstrowanie w tym meczu walki i pełnego zaangażowania sprawi, że w głowach kibiców coś drgnie. Ruszy pierwszy kamień, który – być może – wywoła lawinę. To nie jest pierwszy lepszy mecz pucharowy dla Kolejorza – to spotkanie o podłożenie ognia pod zamarznięte serca fanów. Dziś może nie uda się ich jeszcze rozgrzać, ale konsekwentne rzucanie iskier na chrust ułożony pod tym lodowatym kibicowskim sercem wreszcie zaskoczy. Tylko te iskry trzeba zacząć rzucać. Najlepiej już od pierwszych meczów tego nowego Lecha.