Nowy sezon to nowe nadzieje w Piaście Gliwice, ale tylko pod względem sportowym. Czas w żaden sposób nie uleczył ran i nie przyniósł poprawy w relacjach na linii fanatycy-klub. Konflikt wręcz się pogłębił. Coraz więcej wskazuje na to, że “młyn” w dotychczasowej formie prędko na stadion przy Okrzei nie powróci – o ile w ogóle jest to możliwe. Co nie znaczy, że dla Piasta będzie to wielki problem.
Przypomnijmy: po przykrych wydarzeniach w meczu z Górnikiem Zabrze (rozwalenie bramy, przerwanie meczu w 80. minucie przy prowadzeniu 1:0 i ostatecznie walkower na korzyść rywala), władze klubu zawiesiły wszelką współpracę ze stowarzyszeniem Piastoholicy. Druga strona odpowiedziała… tym samym. Stowarzyszenie w żaden sposób nie chciało pomóc w identyfikacji sprawców zamieszek i nie poczuwało się do winy za tamte sceny. O tym, że można do sprawy podejść zupełnie inaczej, niedługo potem przekonaliśmy się w Tychach. Kibice GKS-u w meczu z Ruchem Chorzów narobili burdelu na własnym stadionie, ale wzięli to na swoje barki. Częściowo pokryli straty i pomagali w naprawianiu szkód. Wyszli z tego z twarzą.
Tutaj było zupełnie inaczej. Władze Gliwic po meczu z Górnikiem straciły cierpliwość do kibicowskich ekscesów i wywarły presję na klubie finansowym przez miasto, by zrobił porządek z zadymiarzami. Celem stało się wyrzucenie poza nawias najbardziej krewkich bywalców miejskiego stadionu.
Około 50 osób otrzymało klubowy zakaz stadionowy, większość w maksymalnym wymiarze dwóch lat. Z kolei wszyscy zasiadający na młynie nie mogli wejść na dwa ostatnie mecze fazy zasadniczej: z Zagłębiem Lubin i Termaliką. Piastoholicy krzyczeli wtedy o odpowiedzialności zbiorowej. Przypomnijmy fragment naszego tekstu z 13 kwietnia:
(…) Krótko mówiąc: Piastoholicy w swoim oświadczeniu pomylili zakaz stadionowy z nałożonym na część z nich zakazem klubowym, do którego wprowadzenia nie potrzeba sądu. Ci, którzy niszczyli stadion, z sądem i tak się spotkają, a wtedy mogą dostać nie tylko zakaz wchodzenia na mecze piłkarskie, ale nawet na jakiekolwiek imprezy masowe. Plus oczywiście ich portfel trochę schudnie.
Często w takich tematach przewija się wątek odpowiedzialności zbiorowej, więc i teraz musiał się pojawić. Ktoś powie, że za wybryki kilkudziesięciu chuliganów nie powinna odpowiadać cała grupa. To stale powtarzane hasło przy takich okazjach i w zasadzie jest w nim trochę racji, ale… nie dajmy się zwariować. – Jedyną formą odpowiedzialności zbiorowej z naszej strony było rozszerzenie zakazu dla wszystkich osób z młyna na mecz z Termaliką. Osoby, które na mecz z Górnikiem miały bilet lub karnet w tamtych sektorach, a z różnych względów zostały w domu, normalnie mogły przyjść na kolejne spotkania. A teraz ci, którzy na przykład mają karnety na młyn i nie dostali zakazów klubowych, mogą bezpłatnie przenieść swoje karnety na inne miejsca – tłumaczy rzecznik.
Dodajmy: i to na miejsca droższe, czyli de facto ci, którzy na młynie zachowali wtedy fason, w nieco dłuższej perspektywie wręcz zyskali na całym zamieszaniu. A dlaczego klub sam rozszerzył zakaz na mecz z Termaliką? Nieoficjalnie wiadomo, że chodziło o danie sobie dodatkowego czasu na identyfikację wszystkich sprawców, była to dość żmudna robota.
Piast musiał się liczyć ze spadkiem frekwencji, ale starano się temu zaradzić. Obniżano ceny biletów, dzieci i młodzież wpuszczano za złotówkę, starano się o różne atrakcje. Na Zagłębie, mimo tragicznej pogody, przyszło 5397 osób, co było wynikiem ponad średnią z całego sezonu. W 30. kolejce na Termalikę przyszło 4211 kibiców, więc też można było mówić, że wyszło nieźle. W grupie spadkowej nastąpiło pogorszenie w tym względzie. Na Pogoń Szczecin i Lechię Gdańsk publiczności było poniżej 3,5 tys., ale na ostatni mecz – ponownie z Termaliką – nastąpiła mobilizacja. Stawiło się 6249 widzów, co okazało się najlepszym wynikiem Piasta w całych rozgrywkach. Nikt, poza grupką fanów gości, się nie zawiódł. Piastunki wygrały 4:0 po efektownych golach i zapewniły sobie utrzymanie.
W ostatniej kolejce kilkuset “wyklętych” dopingowało drużynę przed stadionem. Na powrót tej grupy na trybuny nie ma szans. 3 lipca Piastoholicy wydali nowe oświadczenie (pisownia oryginalna):
Ręce nam opadły. “Współpraca z policją” zarzutem samym w sobie. Nawet przez pryzmat tylko tego fragmentu nie da się poważnie traktować tej ekipy.
– U was na antenie radia tuż po derbach mówiłem, że dla klubu to najlepsza okazja, żeby raz na zawsze rozprawić się z kibicami, którzy przynoszą więcej problemów niż pożytku. Taką politykę podjęto też w klubie, pewnie za namową władz miasta, które słusznie uważają, że skoro rok w rok dają po kilkanaście milionów złotych na klub, to ma on być miejscem przyjaznym dla mieszkańców i wizytówką miasta. W ostatnim czasie kojarzony był z burdami, przerwanym meczem i niszczeniem własnego stadionu – komentuje Krzysztof Brommer, redaktor dziennika “SPORT”, regularnie piszący o gliwickim klubie.
Sytuacja jest napięta do tego stopnia, że Piast postanowił odwołać prezentację drużyny, zaplanowaną na 12 lipca. W klubie przyznają wprost, że ryzyko incydentów podczas imprezy byłoby zbyt duże.
Dokąd to zmierza? – Znając polskie i kibicowskie realia, donikąd. Grupa kibiców będzie robiła rożne akcje, podobne do tej w ostatnim meczu z Termaliką, gdy zebrali się pod stadionem. Namawianie innych kibiców do bojkotu jest absurdem, bo piłkarze są tu kompletnie niewinni. Nie chcę wchodzić w szczegóły czy klub rozdał zakazy stadionowe na lewo i prawo, ale fanatycy najpierw powinni spojrzeć w lustro. Tuż po derbach zamiast przeprosić i wyjść z inicjatywą odbudowania relacji, zaczęli oskarżać wszystkich wokoło – uważa Brommer.
– Czy klub ucierpi? Ostatni mecz z Niecieczą jest promykiem nadziei, że wcale tak to się nie musi skończyć. Na tamtym meczu zjawiła się spora liczba kibiców i atmosfera była naprawdę fajna. Doping także się pojawił, choć przecież nie było nikogo, kto by go prowadził. W tej chwili Piastowi pomóc mogą jeszcze dobre wyniki, bo fajny start w lidze przyciągnie zwykłych kibiców… – podsumowuje Brommer.
W drużynie doszło do zmian, ale niekoniecznie na gorsze. Odeszli Martin Bukata, Sasza Żivec, Mateusz Szczepaniak czy Karol Angielski, za to przyszli od dawna obserwowany Hiszpan Jorge Felix, Patryk Sokołowski z Wigier Suwałki i Piotr Parzyszek, z którym wiąże się duże nadzieje. Do tego z Legii pozyskano na stałe Jakuba Czerwińskiego i przedłużono wypożyczenie Tomasza Jodłowca.
W klubie są przekonani, że jakość sportową podniesiono. Dyrektor sportowy Bogdan Wilk mówi z przekonaniem na oficjalnej stronie: – W przypadku czterech dokonanych przez nas transferów jesteśmy przekonani, że to właśnie ci wartościowi zawodnicy. Oczywiście, jest prawdopodobieństwo, że się pomylimy, ale jest ono małe.
W polskich realiach pójście na wojnę z fanatykami to przeważnie porywanie się z motyką na słońce, ruch z góry skazany na niepowodzenie. W tym przypadku może być jednak inaczej. Dlaczego? Z kilku powodów.
Po pierwsze – jak już zdążyliście przeczytać wcześniej, tak naprawdę na cenzurowanym znajduje się raptem kilkaset osób, “młyn” Piasta jest mały. Ich nieobecność nie jest jakąś niepowetowaną stratą ani w kwestii wpływów z biletów, ani nawet w kwestii dopingu i atmosfery na stadionie. Pod tym względem w Gliwicach nigdy szału nie było, bądźmy szczerzy.
Po drugie – Piast jako klub miejski może sobie pozwolić na większą stanowczość, bo dopływ pieniędzy będzie zawsze. Taki układ to potencjalnie wiele patologii, ale akurat w tej sytuacji staje się atutem. Klubom działającym na wyłącznie komercyjnych zasadach trudniej byłoby wykonać takie kroki i trwać przy swoim stanowisku.
Po trzecie – klub ma błogosławieństwo miasta w tej walce, a nawet, jak już wspominaliśmy, został do niej zobligowany.
Po czwarte – większość pozostałych kibiców stoi raczej po stronie klubu i miasta. Piastoholicy nie mogą liczyć na szerokie poparcie. Na ich działania najczęściej patrzy się z niechęcią, co widać nawet w komentarzach na stronach nieoficjalnych czy w mediach społecznościowych. Ludzi najbardziej razi próba mieszania do swojej wojenki wszystkich pozostałych i to pod sztandarem miłości do klubu.
Krótko mówiąc, wydaje się, że jeśli ten konflikt nie zostanie zażegnany, Piast sobie poradzi. W przeciwieństwie do większości innych klubów postawionych w takiej sytuacji, do stracenia ma niewiele. Frekwencja na trybunach prawdopodobnie nadal będzie wynosiła 3-4 tys. widzów. Doping będzie, ale inny – bardziej rwany i spontaniczny, trochę w stylu angielskim. Pojawi się jeszcze więcej rodzin z dziećmi (klub chce iść w tym kierunku). Życie będzie toczyło się dalej. A jeśli wyniki zaczną się zgadzać, dodatkowi chętni na czysto sportowe wrażenia zawsze się znajdą.
Przemysław Michalak
Fot. FotoPyk