Reklama

Biały dym nad siedzibą hiszpańskiej federacji – Lucho selekcjonerem!

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

09 lipca 2018, 15:00 • 3 min czytania 2 komentarze

No no, szybko poszło. Dopiero co wczoraj RFEF, hiszpańska federacja piłkarska, poinformowała oficjalnie o rezygnacji z usług Fernando Hierro, a już dzisiaj poznaliśmy następnego selekcjonera drużyny La Roja. Znacie go bardzo dobrze, nie wszyscy lubicie – przed państwem Luis Enrique.

Biały dym nad siedzibą hiszpańskiej federacji – Lucho selekcjonerem!

Ale czy możemy być pewni, iż Lucho poradzi sobie bez większych problemów? Ta drużyna stoi właśnie u progu wielkich przemian, zmiany pokoleniowej, przyszłość jej liderów stoi pod znakiem zapytania. Jedni powiedzą – to przecież atut! Dzięki temu szkoleniowiec będzie mógł z większą łatwością zaadaptować do drużyny kilka nowych, świeżych pomysłów, bo nie będzie korzystał jedynie ze zblazowanych już nieco weteranów. Sceptycy zauważą natomiast, że to właśnie będzie w tym wszystkim najtrudniejsze, czyli odnalezienie świeżości, poukładanie wielu klocków od nowa.

Tylko jednego jesteśmy pewni – reprezentacja Hiszpanii nadal będzie poruszała się w ramach tej samej filozofii, która praktycznie od dekady zapewniała jej zarówno wzloty, jak i upadki. Luis Rubiales, prezes RFEF, oraz jego świta musieli zauważyć, że zespołowi narodowemu potrzebny jest tutaj ktoś z podobnym podejściem do Lopeteguiego. To znaczy gość szanujący stare pryncypia, któremu jednak daleko do uwielbienia sztuki dla sztuki, jaka pogrzebała rosyjskie marzenia La Rojy na kończącym się właśnie mundialu.

Trudno nie odnieść się w tym kontekście do tego, jak za jego kadencji grała Barcelona. W swoim najlepszym czasie była to drużyna, z której ust często ciekła piana wściekłego pressingu, agresywna w pozytywnym tego słowa znaczeniu, non stop naciskająca na przeciwnika. No i – co wydaje się równie ważne – bezpośrednia, kiedy trzeba. Będąca w stanie rozklepać defensywę rywala wymianą piłki pod polem karnym za pomocą 24 podań, ale też potrafiąca zbudować akcję z trzech błyskawicznych, wertykalnych podań.

W końcu też federacja zatrudniła gościa niezwykle charyzmatycznego. Lucho jest bowiem tym typem człowieka, który powie ci „spierdalaj”, a ty zaczniesz się cieszyć się z okazji nadchodzącej wycieczki. Względem piłkarzy to świetna wiadomość, wszak Enrique na pewno nie będzie ich głaskał po główkach, tylko zagoni do roboty. Mniej optymizmu co do charakteru Asturyjczyka można mieć w kontekście jego komunikacji ze światem, wszak mówimy też o gościu, którego określenie cholerykiem raczej nie jest przesadą. Trudno nawet zliczyć te wszystkie słowne utarczki, wojenki, szpileczki i inne gwoździe, które na kolejnych konferencjach ochoczo wbijał przedstawicielom mediów. Jakoś wątpimy, by przez ostatni rok wyciszył się do poziomu buddyjskiego mnicha, aczkolwiek jednocześnie nie ukrywamy – pod tym względem facet mógłby się nieco zmienić. – Zdajemy sobie sprawę z tego jakie relacje łączyły Lucho oraz prasę, ale wierzymy w niego i w to, że obie strony się dogadają – zauważał sam Luis Rubiales.

Reklama

Przy okazji zatrudniania Luisa Enrique szef RFEF poszedł po rozum do głowy poszedł także w innej kwestii. Jedna z najważniejszych wiadomości w tym kontekście?

Lucho-klauzula

Już w 2015 roku bohater tego tekstu podkreślał: – Prowadzenie reprezentacji? Pewnie, że chciałbym. I to bardzo!

O co jak o co, lecz o zaangażowanie Lucho raczej nikt nie powinien się martwić. Kredyt zaufania też dostaje spory. I nie chodzi tu już nawet o dwuletni kontrakt, bo w tym nic imponującego nie ma. Nawiązujemy do innej wypowiedzi prezesa federacji: – Od początku to był nasz jedyny kandydat. Nie rozmawialiśmy z nikim innym.

Co tu więcej pisać, niecierpliwie czekamy zatem na pierwsze owoce tej współpracy, wszak na papierze ten projekt wygląda intrygująco i ciekawie pod wieloma względami.

Fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

2 komentarze

Loading...