Zgliszcza to dość dobre słowo, by określić to, co zostało z drużyny, budowanej przez parę ładnych lat. Tak jak proces dobierania poszczególnych klocków do tej budowli był długi, mozolny i pełen ostrożności przy planowaniu kolejnych ruchów, tak demontaż odbył się błyskawicznie. Kolejne wypowiedzi poszczególnych reprezentantów, ale i bardzo gorzka konferencja trenera Adama Nawałki i kapitana Roberta Lewandowskiego potwierdzają, że wakacje nie będą należeć do najprzyjemniejszych.
Najgorsza jest świadomość, że tę klęskę dało się przewidzieć, czego dowodem seria marcowych artykułów Weszło, natomiast nijak nie dało się jej zapobiec.
Wszystko, co mogło się spieprzyć – spektakularnie się spieprzyło. Tylko w 2018 roku problemy ze zdrowiem mieli Łukasz Piszczek, Arkadiusz Milik, Kamil Grosicki oraz Jakub Błaszczykowski, na koniec zaś połamał się ten, który wydawał się nie do złamania, czyli Kamil Glik. Bez bramkarza – równiutkie pół drużyny. W drugiej połówce znajdował się Grzegorz Krychowiak, który z kolei od transferu do PSG ani razu nie zagrał na poziomie, do którego przyzwyczaił nas wszystkich w 2016 roku. Nie przypominam sobie, żeby w którejś reprezentacji miał miejsce aż taki szpital – a już szczególnie wśród reprezentacji zbudowanych na czternastu czy szesnastu piłkarzach, praktycznie bez zmienników.
To jest podstawowa sprawa, której zresztą nikt nie zatajał ani nie przemilczał – wręcz przeciwnie, cała Polska drżała o to, kim będziemy grać, jeśli nie wykurują się nasi kluczowi zawodnicy.
Niestety, w momencie, gdy wielu z nich przechodziło przez rehabilitację, spieprzyła się konsekwencja taktyczna. Nie wiem, czy teoria o podrażnionej przez duńskiego trenera dumie Adama Nawałki jest prawdziwa. Fakty są takie, że po meczu z Danią zapragnęliśmy coś zmienić. I faktem jest, że mimo usilnych prób zaprowadzenia ładu na boisku w nowym ustawieniu, aż do samego końca, do meczu z Kolumbią, panował chaos. Na upartego możemy uznać, że nieźle wyglądało to w drugiej połowie z Senegalem, ale rywal miał już wówczas wynik i specjalnie nie musiał na nas naciskać. Mateusz Januszewski z Ekstrastats trafnie zauważył, że w takim zestawieniu nazwisk jak z Kolumbią, nie zagraliśmy wcześniej ani minuty. Ja już przed meczem zaznaczałem, że Piszczek z Bereszyńskim zagrali razem na stronie 45 minut w całej swojej reprezentacyjnej historii.
Ktoś powie – co za problem przejść z 4-2-3-1 na 3-4-2-1, czy jakkolwiek te cyferki rozpiszemy. I tu, i tu – chodzi o bieganie i waleczność.
Kompletnie nie zgadzam się z takim ujęciem sprawy, na co najlepszym dowodem jest Maciej Rybus. Na gościa szli zazwyczaj dwaj rywale, bo Ariasa nikt nie wiązał na połowie Kolumbii, przez co mógł swobodnie włączać się w co drugą akcję ofensywną. Byliśmy na tej flance tak bezradni, że za cud można uznać zaledwie jednego gola przed przerwą. Nie uważam, żeby przegrane starcia w tej strefie wynikały z tego, że Rybusowi nie chciało się biegać za Ariasem czy Cuadrado. Raczej stąd, że nikt nie wiedział, kto właściwie powinien pójść mu z pomocą, a jeśli wiedział – to nie było w tym żadnego automatyzmu.
Jasne, Kolumbijczycy miażdżyli nas pod każdym względem, ale naprawdę nie jestem w stanie oszacować ilu przegranych pojedynków czy przepuszczonych przez linie groźnych piłek moglibyśmy uniknąć w swoim tradycyjnym ustawieniu. Momentami wyglądało to tak, jakby do jeszcze nie do końca wypracowanego systemu selekcjoner losowo wrzucał wykonawców, zakładając, że i tak sobie poradzą. Oni zaś zachowywali się tak, jakby ktoś nagle kazał im biegać tyłem. Nie wiem, może to faktycznie wina mało elastycznych i kiepsko dostosowujących się taktycznie piłkarzy, ale jeśli miałbym obstawiać – to raczej na to, że przekombinowaliśmy. Obserwując ten mundial pod kątem taktyki widać doskonale, że większość zespołów gra swoje od miesięcy i nie odstępuje od swoich założeń niezależnie od rywala. Już pal licho Iran z potrójną gardą, ale i Portugalia nie błyszczy za bardzo zmianami taktycznymi. Bronili się z grubsza tak samo przed mocarnymi Hiszpanami, ofensywnymi Marokańczykami i defensywnym Iranem. Zmieniały się nazwiska, ale styl gry, sposób ustawiania i przede wszystkim gry w obronie – nie.
To bolesne o tyle, że cały czas nie dowierzam, by nasze 4-2-3-1, to klasyczne, z dwoma defensywnymi pomocnikami, faktycznie było aż tak skompromitowane.
Załóżmy jednak, że można było mimo to chociaż powalczyć i pobiegać. Brak tych elementów najczęściej podaje się w zestawieniu z Iranem właśnie, który akurat przy każdej piłce zachowywał się jak podczas wojny. Tu ponownie pojawiają się dwa wcześniejsze problemy – w tym bieganie bez sensu oraz walka bez pomysłu, byle położyć się na tyłku, ale dochodzi i kolejny. Jeśli prawdą jest to, co obecnie dochodzi do nas z polskiego obozu, to piłkarze stopniowo tracili wiarę w cały ten projekt. Tracili wiarę w słuszność decyzji Adama Nawałki, tracili wiarę w słuszność gry trzema obrońcami, tracili wiarę w to, że kapitan poniesie ich tak, jak niósł ich w eliminacjach, zwłaszcza że on sam zaczął coraz bardziej rozczarowywać.
Najbardziej – na konferencji, którą już zresztą omówiliśmy wczoraj.
Niektórzy twierdzą, że frustracja Lewandowskiego była zrozumiała, bo nie mamy wartościowych zmienników dla pierwszego wyboru selekcjonera. Ale życie bardzo szybko zweryfikowało tezy o tym, że mamy za mało jakości – wybitnie niejakościowe reprezentacje Iraku i Maroka dały taki show z Hiszpanią i Portugalią, że ręce same składały się do oklasków. A skoro potrafili to robić Omid Ebrahimi z Esteghlal i jego równie egzotyczni koledzy z równie egzotycznych klubów – to czemu nie wicemistrzowie Włoch, piłkarze Borussii czy Southamptonu. Moim zdaniem frustracja i kapitana, i całej reszty wynikała właśnie z poczucia, że przestaliśmy być Iranem. Poukładanym monolitem, gdzie wyszydzani Michał Pazdan i Artur Jędrzejczyk, te wszystkie słynne fusy nagle wchodziły na poziom, przy którym nie odstawały od Lewandowskiego czy Błaszczykowskiego.
Teraz tak nie było, to widoczne gołym okiem. A nie wykręcisz znów 120% swojego potencjału, jeśli nie jesteś pewny kolegów nawet na 80%. Po prostu, grupa się wzajemnie nakręca, zbiór indywidualności – hamuje. Spytajcie Argentyńczyków.
Czyli tak, moim zdaniem zawiodło zdrowie, taktyka oraz wiara w projekt. Bardzo zawiódł Adam Nawałka jako trener, Robert Lewandowski jako kapitan, Piotr Zieliński, Grzegorz Krychowiak czy Łukasz Piszczek jako boiskowi liderzy tego zespołu.
W tym miejscu moim zdaniem powinniśmy się jednak powstrzymać od dalszych jednoznacznych osądów. Na przykład w kwestii bazy w Soczi. Gdyby wszystko odpaliło, zapewne usłyszelibyśmy o tym, że dzięki treningom w tropikalnym klimacie, piłkarze byli gotowi na podjęcie wyzwań nawet w trudnych warunkach atmosferycznych podczas meczu. Na przykład w kwestii przygotowania fizycznego – szczególnie w kontekście statystyk przebiegniętych kilometrów i liczby wykonanych sprintów po obu grupowych spotkaniach. Nie sądzę, by zadecydował brak jakości piłkarskiej. Ten turniej to jedno wielkie maskowanie braku jakości piłkarskiej, z czego niektóre ekipy – raz jeszcze Iran! – uczyniły sztukę. Problem polegał na tym, że jedni brak jakości rekompensowali dyscypliną taktyczną, drudzy nadludzkim wysiłkiem i determinacją poszczególnych zawodników, jeszcze kolejni – zgraniem, doświadczeniem i automatyzmami. U nas wszystkie te aspekty zawiodły.
Co więc robić dalej?
Moim zdaniem wbrew pozorom nie potrzebujemy rewolucji. Zakładam, że raczej potrzebny jest nowy selekcjoner i raczej potrzebny jest nowy kapitan, jeśli stary trzyma się raczej na uboczu całej grupy. Pewnie kilku piłkarzy zbliża się do końca swojej przygody z reprezentacją, co nie oznacza, że nie mają następców. Arkadiusz Milik wbrew pozorom jeszcze nie ma 34 lat i jeśli kolana mu wytrzymają – przed nim jakieś 10 lat grania w piłkę. W podobnym wieku są Zieliński, Linetty, Kędziora. Bednarek i Kownacki mają przed sobą duże kariery. Nie uważam, byśmy z poziomu ćwierćfinalisty Euro schodzili do pieczary, zwłaszcza, że rokrocznie nasi zawodnicy rozjeżdżają się we wszystkie strony świata, pobierając tam nauki od tych samych trenerów, co piłkarze Senegalu czy Kolumbii, ściągani do europejskich klubów.
Można się kłócić, czy na pewno ze wszystkich 18-latków trenujących we Włoszech czy w Anglii wyrosną wybitni reprezentanci, ale nie jest tak, że po jednym pokoleniu powstaje dziura nie do zasypania. Ustalmy – Piszczka i Błaszczykowskiego w mundialowej formie zastąpiliby nawet Robert Gumny z Kamilem Jóźwiakiem. Zwijamy się z Rosji, ale nie zwijamy się z piłkarskiej mapy Europy.
Jeśli gdzieś robić rewolucję, to Karol Szumlicz z Lecha poddaje dobry pomysł.
Za Mundial 2018 zarobimy 8 milionów dolarów. Chociaż połowę tego przeznaczmy na darmowe kursy, albo zmniejszmy cenę kursów UEFA PRO, A, B i Elite Youth. O, proszę, mam pomysł – a nie będziemy tutaj na zasadzie “Zróbmy coś!”.
— Karol Szumlicz (@karolszumlicz) 24 czerwca 2018
Sama drużyna? Tak, obecnie jest w zgliszczach. Zamknęła kilkuletni okres umiarkowanych sukcesów trwającą kilka miesięcy destrukcją wszystkiego, co w nich ceniliśmy. Ale czy pod jakimkolwiek względem jest dużo gorzej, niż po nieudanych eliminacjach do MŚ w 2014 roku?
Klocki się porozsypywały, ale przecież nikt nie wyrzucił ich przez balkon. Trzeba je tylko znów poskładać.
JAKUB OLKIEWICZ
fot. FotoPyK